Tym razem MSZ bez winy…

Tym razem MSZ bez winy…

W mundialowym zgiełku ta wiadomość niektórym umknęła, więc ją przypominamy – Angela Merkel i Emmanuel Macron uzgodnili, że będzie osobny budżet strefy euro. Tyle i aż tyle. Ta decyzja to wyraźny krok na drodze do budowy Unii w Unii. Na drodze do odpięcia wagoników z maruderami i w ogóle z tymi, co sprawiają kłopoty. To krótkie: Pa! Co ciekawe, w tym sporze – jedna Unia czy Unia wielu prędkości – po polskiej stronie przez całe lata stał Berlin. W jego interesie leżało, by wschodni sąsiad, obszar ekspansji niemieckich firm, jak najszybciej doszlusował do poziomu Unii. Ale brexit, kryzys uchodźczy, wojna handlowa z USA zmieniły optykę Angeli Merkel. Jedność Unii stała się ważniejsza niż sprawy Polski czy Węgier. Zwłaszcza że w dyplomatycznej bitwie o jedną Europę argumentów nie dostarczaliśmy. Tym oto sposobem padł jeden z filarów polskiej polityki zagranicznej, dotyczącej Unii i Europy. Latami mówiliśmy, że nie chcemy Europy dwóch prędkości, że Unia jest jedna. W zasadzie Polska to powtarzała od roku 2004, mocując się z pomysłami tworzenia wewnątrz Unii klubu uprzywilejowanych. Teraz, w roku 2018 musimy w tej sprawie odtrąbić przegraną. Tych przegranych jest więcej. Nowy budżet unijny zawiera postanowienia, które ograniczą strumień europejskich pieniędzy płynących do Polski. Te otwarte – jak zmniejszenie funduszu spójności. Ale i te bardziej zakamuflowane – jak przerzucenie części dopłat dla rolników na budżety krajowe, powiązanie transferów z kwestią praworządności, utworzenie nowych funduszy finansujących pomoc dla imigrantów albo wspólne przedsięwzięcia europejskiego przemysłu zbrojeniowego, w których Polski, za sprawą działań MON, nie ma. Jest i trzeci obszar klęski unijnej polityki – uruchomienie procedury związanej z art. 7 traktatu o UE. Czyli posadzenie Polski może nie na ławie oskarżonych, ale w oślej ławce za łamanie praworządności. Może dodajmy do tego czwarty obszar. Propaganda PiS, awantury z urzędnikami z Brukseli, pouczanie, ataki na Niemcy wykopały między Polską a Zachodem rów niechęci. Tak oto w białych rękawiczkach Europa luzuje więzy łączące ją z Polską. Zapewne ku radości znacznej części polskiej prawicy (o zadowoleniu Moskwy nie ma nawet co wspominać). Oni dokonali rzeczy jeszcze parę lat temu niewyobrażalnej – zaczęli wyprowadzać nas z unijnych struktur. Myślą, że dzięki temu Polska nie będzie musiała płacić unijnych rachunków i odzyska wielką część wolności. Innymi słowy – nie będzie musiała dawać, a będzie brała. To myślenie życzeniowe. Sytuacja zmierza w inną stronę. Kluczowe decyzje Unia będzie podejmować w swoim twardym rdzeniu. Polska nie będzie miała na nie wpływu. Będzie musiała przyjmować je do wiadomości. De facto będzie obecna nie w Unii, ale obok Unii, jako rezerwuar siły roboczej, kraj montowni i rynek zbytu. I miejsce, gdzie wyrzuca się śmieci. Trudno za ten zwrot winić MSZ, bo ponad nim te wszystkie sprawy zostały przesądzone. Decyzje zapadły na górze, a naszym dyplomatom pozostało świecić oczami albo opowiadać głupoty. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 26/2018

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany