Czy w tym szaleństwie jest metoda, czy to już tylko czyste szaleństwo?

Czy w tym szaleństwie jest metoda, czy to już tylko czyste szaleństwo?

Trybunał Konstytucyjny kierowany przez „towarzyskie odkrycie” Jarosława Kaczyńskiego, panią mgr Przyłębską, znaną z tego, że gotowanie zupek wychodzi jej nieporównanie lepiej niż działalność orzecznicza, ma rozpatrzyć zgodność z konstytucją uchwały połączonych izb Sądu Najwyższego. Z racji poznanych kompetencji pani prezes kierowana przez nią instytucja nazywana bywa złośliwie Trybunałem Kulinarnym. Na początek kilka uwag porządkujących. Nie ma żadnego sporu kompetencyjnego między Sądem Najwyższym a Sejmem czy prezydentem, jak to wmawiają opinii publicznej politycy i propagandziści PiS. Sąd Najwyższy, wydając wspomnianą uchwałę, działał na podstawie Ustawy o Sądzie Najwyższym, wedle której jego pierwszym zadaniem jest „zapewnienie zgodności z prawem i jednolitości orzecznictwa sądów powszechnych i sądów wojskowych”. Do realizacji tego celu służy m.in. podejmowanie uchwał. Uchwały składu połączonych izb z mocy prawa uzyskują moc zasad prawnych. Nie stanowią one prawa powszechnie obowiązującego, bezpośrednio wiążą jedynie Sąd Najwyższy, a dla sądów powszechnych stanowią wskazówkę, jak mają interpretować i stosować prawo. Wiążą więc sądy powszechne (rejonowe, okręgowe czy apelacyjne) z jednej strony samym autorytetem gremium, które uchwałę powzięło, z drugiej zaś – informują te sądy, że gdy sprawa dojdzie w wyniku nadzwyczajnych środków odwoławczych (takich jak kasacja czy wznowienie postępowania) do rozstrzygnięcia w Sądzie Najwyższym, ten rozstrzygnie ją zgodnie z tą zasadą. Na zawartą w uchwale Sądu Najwyższego zasadę prawną mogą się powoływać także strony procesowe (oskarżyciel lub obrońca w procesie karnym, powód i pozwany w procesie cywilnym) zarówno w trakcie toczącego się postępowania, jak i w apelacjach od wyroków. Orzeczenie Sądu Najwyższego i wyrażony w nim pogląd nie mają mocy wiążącej dla sądu orzekającego w innej podobnej sprawie, ale na ogół są uwzględniane na zasadzie uznania autorytetu Sądu Najwyższego. Wydając wspomnianą uchwałę, Sąd Najwyższy nie zmienił prawa, nie unieważnił żadnego z jego przepisów, nie ograniczył niczyich uprawnień, w szczególności uprawnień Sejmu i prezydenta, powiedział jedynie, jak rozumie prawo i jak będzie je stosować. W działalności orzeczniczej sądów powszechnych jednym z warunków ważności wyroku jest prawidłowa obsada sądu. Nie będzie ważny (z mocy prawa!) wyrok wydany przez sąd, jeśli w jego składzie zasiadał sędzia, którego sprawa dotyczy bezpośrednio, jest spokrewniony z którąś ze stron procesu, był w tej samej sprawie świadkiem, orzekał w tej sprawie w innej instancji itd. Kodeksy postępowania karnego i postępowania cywilnego enumeratywnie wyliczają takie przypadki. Taki sędzia wyłączony jest z orzekania w danej sprawie niejako z automatu. Nauka prawa nazywa go iudex inhabilis (sędzia nieakceptowalny). Ale procedury – i karna, i cywilna – znają jeszcze instytucję iudex suspectus (sędzia podejrzany). Podejrzany o to, że może nie być w tej sprawie bezstronny. Kodeks ujmuje to tak: „Sędzia ulega wyłączeniu (z orzekania), jeżeli istnieje okoliczność tego rodzaju, że mogłaby wywołać uzasadnioną wątpliwość co do jego bezstronności w danej sprawie”. Musi to być inna okoliczność niż ta, która eliminuje sędziego z orzekania z automatu. Jeśli któraś ze stron procesowych podniesie zarzut, że istnieje wątpliwość, czy w danej sprawie sędzia jest bezstronny, i zażąda jego wyłączenia, inny sąd bada i ocenia, czy ta wątpliwość jest uzasadniona. Może powstać wątpliwość, czy sędzia powołany na wniosek upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa, w dodatku w niejasnym trybie (mimo wyroku sądu administracyjnego listy poparcia dla kandydatów wciąż są trzymane w tajemnicy), jest bezstronny czy też zależny od polityków. I taką wątpliwość podejmie strona procesowa lub sąd odwoławczy kontrolujący prawidłowość orzeczenia sądu niższej instancji (tak jest w przypadku sędziego Juszczyszyna). Zdaniem Sądu Najwyższego, wyrażonym w uchwale, fakt powołania sędziego na wniosek neo-KRS stanowi „okoliczność tego rodzaju, że może wywołać uzasadnioną wątpliwość co do jego bezstronności w danej sprawie”. I takie stanowisko zajmie Sąd Najwyższy, ilekroć przyjdzie mu rozstrzygać tę kwestię. Tylko tyle i aż tyle. Nie bardzo wiem, co w tej sprawie miałby do badania Trybunał Konstytucyjny. Podstawowym jego zadaniem jest badanie zgodności ustaw z konstytucją. Co zatem ma badać w tej sprawie? Zgodność ustawy o Sądzie Najwyższym z konstytucją? Konstytucyjność uprawnień Sądu Najwyższego co do „zapewnienia zgodności z prawem i jednolitości orzecznictwa”, a może uprawnień do wydawania uchwał? A może konstytucyjność przepisów kodeksów postępowania karnego i cywilnego w zakresie iudex suspectus? Średnio pojętny student

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2020, 2020

Kategorie: Felietony, Jan Widacki