Typ liryczny

Typ liryczny

Fot. Justyna Rojek/East News Warszawa 01.11.2012 38. kwesta na Cmentarzu Powazkowskim w Dniu Wszystkich Swietych N/z Wojciech Mlynarski

Wojciech Młynarski 1941-2017 To był artysta wprost od Prusa, od Żeromskiego. Bard inteligencji polskiej. Tylko dla kogo tu śpiewać, gdy inteligencja zmieniła się w budżetówkę? W rodowodzie miał inteligencję z metryką. Ostatecznie stryj ojca to Emil Młynarski, współzałożyciel i dyrektor Filharmonii Warszawskiej, dyrektor Opery Warszawskiej, a kuzyn Wojtka to sam Artur Rubinstein. Wychował się w rodzinnej willi w Komorowie, tuż przy kolejce EKD. Wieczorami schodzili się sąsiedzi – w tym młodziutka Maja Komorowska – by posłuchać Norwida do pasaży fortepianowych. Wiedział, o czym pisze, gdy w „Truskawkach w Milanówku” rymował: „Truskawki w Milanówku, / Pogodny wuj reakcjonista, / Który Brygadę Pierwszą świstał, / Słuchając BBC”. Mama Wojtka pracowała w radiu i co rusz zabierała synka do studia. Gdy raz na Myśliwieckiej miał w audycji dla dzieci zagrać kózkę, beczał z takim przejęciem, że pani reżyser prosiła, by nie zagłuszał innych dzieci. Ale do właściwego debiutu doszło w liceum w Pruszkowie (ciągle dojazd EKD). Wojtek w zabawnej rymowance skrytykował dyrekcję za zmuszanie młodzieży do ciągłego glansowania szkolnych parkietów. I od tego momentu ani on, ani żaden inny uczeń nie mógł na szkolnym apelu wygłaszać tekstów „nieuzgodnionych” wcześniej. To Wojtka naprowadziło na myśl, że inteligentna piosenka satyryczna ma niebywałą siłę rażenia. I kiedy sam prof. Stefan Żółkiewski na zakończenie polonistyki na UW zaproponował mu asystenturę, Wojciech grzecznie podziękował. On już był jedną nogą w klubie Hybrydy. Z tym że tamtejsze teatrzyki poetyckie były okropnie nabzdyczone. Recenzent „Życia Warszawy” postulował nawet: „Nie metaforyzować kaloryferów!”. Z tych wszystkich Orfeuszy i Eurydyk pokpiwał również Młynarski, aż Janek Pietrzak wypalił: „Jak umiesz, to zrób lepiej”. Zrobił. W programie „Radosna gęba stabilizacji” (1962) dostało się jak leci: badylarzom, Violetcie Villas, Wajdzie, „Matysiakom”, KTT i Tyrmandowi (ten nawet osobiście pogratulował). Poza tym w Hybrydach Krzyś Zanussi pokazywał filmy zza żelaznej kurtyny, wpadali Zbyszek Cybulski z Bobkiem Kobielą. Hybrydowcy pijali ziołowy wermut, grali w trambambulę (później zwaną piłkarzykami) i szlifowali sztukę błyskawicznej riposty. To zaprocentowało w drugim programie „Ludzie to kupią” (1963). Było o snobizmie, o umysłowej ciasnocie i wystarczy. Bo już startowało Opole, a tam Młynarski planował pisać dla najszerszej widowni, a więc o miłości. Piosenki „Z kim tak ci będzie źle jak ze mną” nie chciała zaśpiewać Kalina Jędrusik, bo był tam wers: „Kto będzie zdrowie miał i nerwy na takie ścierwo jak ty”. Na to Młynarski, że zdenerwowane damy nie takich sformułowań używają. Jędrusik do Osieckiej: „Widzisz, kurwa, on nic nie rozumie”. Kłopoty z wykonawcami? No to Młynarski zaśpiewa sam. Na przykład: „Na wszystkie smutki – niedziela na Głównym, / Na oddech krótki – niedziela na Głównym”. Najwyższy był zresztą czas się usamodzielnić. Wszak prof. Bardini przestrzegał: „Proszę pana, niebezpieczni są ludzie, którzy w dowodzie osobistym w rubryce »zawód« powinni mieć wpisane »młodzież«”. Dokąd idziemy, drodzy panowie? I Młynarski przeszedł na zawodowstwo. Pokręcił się z estradą po kraju, ale osiadł w kawiarni na Nowym Świecie 63, w Dudku. Na zaproszenie Edwarda Dziewońskiego: „Robię, dziecko, kawałek kabaretu…”. Młynarski z miejsca dostroił się do kpiarskiego tonu: „Światowe życie, szum i gwar, / Feerią neonów błyszczy mleczny bar”. Przy tym trafił na zjawiskowego interpretatora – Wiesława Gołasa. Ten zaśpiewał mu jeszcze „W co się bawić”, z czego cenzura wycięła zdanie: „Sekretarz dawno nie gra w dziewiątego wała, / dziewiąty wał już się nie bawi w sekretarza”. Gołas przydał się jeszcze w jednym – nauczył Wojtka pić wódkę. Zwłaszcza w czasie podróży „Batorym” na występy dla Polonii. Kiedy rankiem kac morderca nie dawał żyć, Wojtek zrymował do piosenki Franka Sinatry słynny „Tupot białych mew o pusty pokład”. A w kraju dał piosenkę, która narobiła nieco szumu: „Tata zasię manko w kasie / miał i siedzi w kiciu, / były o tym wzmianki w prasie, / w »Expressie« i w »Życiu«, / ale fakt ten się nie stanie / dla babci udręką, / bowiem się drukuje dla niej / osobne pisemko”. Cenzura jakoś to łyknęła, ale Andrzej Szczepkowski w Dudku huknął na całą widownię: „Jezus, przecież to Gomułka”. I ta widownia pokładała się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2017, 2017

Kategorie: Kultura