Sprzedawcy ubezpieczeń dopuszczają się manipulacji, bo jak wszyscy handlowcy żyją z prowizji, a nie z etyki Rozmowa z Janem Monkiewiczem, przewodniczącym Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych – Artykuł „Nabrani na polisy” z 48. numeru „Przeglądu” wywołał ogromny odzew czytelników. Skarżą się, iż nie wiedzieli, jakie konsekwencje finansowe niesie podpisanie umowy ubezpieczeniowej. Obiecywano im pomnożenie zysków, co okazało się fikcją, towarzystwa i agenci nie chcą udzielać im informacji. – To wbrew pozorom artykuł optymistyczny, będący między innymi dowodem rodzącej się świadomości ubezpieczeniowej, wiedzy ludzi o oferowanych im produktach. Na pewno optymistyczne jest to, że zaczynamy zadawać agentom pytania, chcemy dowiedzieć się coraz więcej o blaskach i cieniach sprzedawanych nam polis, o tym, jak one funkcjonują. Od tego tylko jeden krok do zorientowania się, kiedy nas oszukano, a kiedy sami się oszukaliśmy, wykupując polisę nieodpowiednią dla naszych potrzeb. A zdarza się, że ludzie nie rozumieją nawet, że świadczenie z tytułu polisy nie należy się, jeśli nie dojdzie do utraty życia lub zdrowia. W Anglii organy nadzoru nad rynkiem finansowym przeprowadziły badania, które wykazały, że 50% klientów nie wie, co to jest procent, ludzie nie potrafią czytać umów ubezpieczeniowych. Możliwości manipulacji przy sprzedaży są więc ogromne, zwłaszcza gdy chodzi o nowe produkty ubezpieczeniowe, trafiające do niedoświadczonych konsumentów. I dlatego konsumentów trzeba „obudować” instytucjami mającymi ich wspomagać i edukować. Brytyjska Financial Services Authority (Służba Nadzoru Finansowego) doradza ludziom, jak mają się zachowywać, gdy odwiedzi ich agent ubezpieczeniowy, o co pytać, na co zwrócić uwagę, jak znaleźć konkurencyjne oferty. Wszystko to napisane jest prostym językiem, zrozumiałym dla większości społeczeństwa. Ale oczywiście nie wszyscy korzystają z tych rad przed zawarciem umowy. – Czy polscy klienci są przygotowani do tego, by mogli należycie ocenić oferowane im produkty? U nas na pewno wiedza na ten temat nie jest głębsza niż w Anglii. – Jeżeli kupujemy nie taki produkt, jakiego potrzebujemy, to wina może leżeć zarówno po naszej stronie – klient nie zawsze ma rację – jak i po stronie sprzedającego, który przecież rozmyślnie mógł nam sprzedać produkt, jakim akurat dysponuje, a nie taki, który jest dla nas najodpowiedniejszy. Każdy sprzedawca ubezpieczeń ma wyznaczone limity, które musi zrealizować. Jeżeli nie zdoła, sam eliminuje się ze ścieżki kariery. Przykładowo, do niedawna w wielu towarzystwach ubezpieczeniowych agent musiał sprzedać cztery polisy na życie w miesiącu. Gdy zbliżał się koniec miesiąca, a na koncie miał tylko trzy polisy, wpadał w desperację i robił wszystko, by wypracować normę. Im bardziej bezwzględny był system motywowania agenta przez jego pracodawców, tym brutalniej szukał terenów łowieckich, na których mógł upolować kolejną zdobycz. My o tym wszystkim wiemy, ale w myśl obecnych przepisów, KNUiFE może kontrolować wyłącznie towarzystwa ubezpieczeniowe, nie wolno nam zajmować się działalnością agentów. Owszem, mamy prawo cofania licencji agentowi, gdy wystąpi do nas o to zakład ubezpieczeniowy, ale takie przykłady można zliczyć na palcach jednej ręki. – Oznacza to, że na naszym rynku ubezpieczeniowym powszechnie tolerowane są działania nieetyczne. – Sądzę, że ten rynek nie różni się od innych, np. usług bankowych, nieruchomości czy futer. Wszędzie są anioły i diabły. Sprzedawcy ubezpieczeń dopuszczają się manipulacji, bo jak wszyscy handlowcy żyją z prowizji, a nie z etyki – i chcą sprzedać jak najwięcej polis, oferując nam nieuzasadnione niekiedy nadzieje. Na takim młodym rynku jak nasz zawsze dochodzi do niewłaściwych praktyk, częściej niż na rynku dojrzałym, ale nigdzie nie jest tak, że w ogóle nic niewłaściwego się nie zdarza. Nie zawsze w działalności ubezpieczeniowej przestrzegane są dobre obyczaje kupieckie, klientom nie przedstawia się obiektywnie wszystkich okoliczności wpływających na funkcjonowanie polisy. Niestety, jest jak jest i nigdy nie będzie inaczej, dopóki nie wprowadzimy pewnych zabezpieczeń. Myślę zwłaszcza o nałożeniu na samą procedurę sprzedaży produktów ubezpieczeniowych określonych rygorów, podobnych do obowiązujących od niedawna przy udzielaniu kredytów konsumenckich. Powszechnym zjawiskiem było dotychczas, iż rzeczywisty koszt kredytu, po policzeniu wszystkich opłat, był znacznie wyższy od tego, co obiecywały banki. Ustawodawca powiedział więc: nieważne, jakie opłaty pobieracie, macie podać klientowi, ile rzeczywiście będzie kosztował go ten kredyt, i określił, jakie informacje bank
Tagi:
Andrzej Dryszel