Ucieczka z popkultury

Ucieczka z popkultury

Miałam dość dużo pracy w ostatnich latach, ale żeby teraz zrobić coś w teatrze ze świetnym reżyserem, muszę wyjechać poza Warszawę Aleksandra Nieśpielak (ur. w 1973 r.) – absolwentka wydziałów wokalnego szkoły muzycznej oraz aktorskiego łódzkiej Filmówki. Szerszej publiczności znana przede wszystkim z seriali (m.in. „Camera Cafe”, „Lokatorzy”, „Pensjonat pod Różą”, „Zostać miss”) i filmów sensacyjnych („Demony wojny”, „Reich” Władysława Pasikowskiego). Obecnie przygotowała recital z piosenkami z Kabaretu Starszych Panów, z którym od 24 do 26 kwietnia będzie występować w warszawskim Teatrze Montownia. Pracuje również nad spektaklem Przemysława Wojcieszka „Osobisty Jezus”, którego premierę przewidziano na jesień tego roku. – Ukończyła pani wydział aktorski łódzkiej Filmówki przed ośmiu laty. Jest pani zadowolona ze swojej dotychczasowej kariery? – Gdybym była zadowolona, nie musiałabym już nic robić, a jeszcze mam jakieś marzenia zawodowe i pewnie dlatego wciąż mi się chce, staram się walczyć, wychodzić poza schemat propozycji, które otrzymuję. Myślę, że tak naprawdę jeszcze niewiele osiągnęłam. – Ale dlaczego tak jest? Czy dlatego, że poszła pani drogą dość typową w ostatnich latach dla młodych aktorów, którzy swoje pierwsze zawodowe kroki stawiają w serialach telewizyjnych, co wprawdzie wiąże się z popularnością, ale jednak bardzo ogranicza? – Wie pan, to nie zawsze jest kwestia wyboru, bo on jest w dzisiejszych czasach bardzo ograniczony, przynajmniej na początku kariery młodego aktora. Jeśli o mnie chodzi, to mam już za sobą okres naiwności, która towarzyszyła mi tuż po szkole, że będzie świetnie i że wszystko na pewno się ułoży. Zaczęłam dostrzegać, że wcale tak nie musi być, że nawet aktor z dobrym nazwiskiem miewa kłopoty w naszym show-biznesie. W dzisiejszej Polsce bardzo trudna jest realizacja artystyczna. Większość moich kolegów musi podejmować prace, które nie do końca ich satysfakcjonują, a często sprawiają, że wypadają z zawodu. – Pytam o to dlatego, że pani nazwisko kojarzy się najczęściej z komercyjnymi produkcjami: albo z serialami, albo z filmami sensacyjnymi. To nie jest chyba szczyt marzeń dla aktora. – Oczywiście, że nie, ale nie chcę też umniejszać swoich doświadczeń, bo wiele mnie one nauczyły. W końcu te filmy sensacyjne, o których pan mówi, na przykład „Demony wojny” Władysława Pasikowskiego, to były produkcje na wysokim poziomie, jeśli idzie o ten gatunek. W takim filmie też można się obronić, zwłaszcza że grałam u boku znakomitych aktorów: Bogusława Lindy, Tadeusza Huka, Mirosława Baki, Zbigniewa Zamachowskiego czy Artura Żmijewskiego. – Dawniej ambicją aktora był teatr, na scenicznych deskach zdobywało się pierwsze doświadczenia, wybitne dziś aktorki zwracały na siebie uwagę przede wszystkim udanymi kreacjami w poważniejszym repertuarze. – Tak, tylko że dawniej teatr był, że tak powiem, od ręki. Każdy aktor kończący szkołę miał zapewniony etat w teatrze. Teraz, niestety, tak nie jest. Większość moich kolegów nie dostaje pracy w teatrze i musi szukać wokół tego, co jest na rynku. W tym sensie krytycznie patrzę na pewien segment przemian w Polsce: mamy wolność i wzrost gospodarczy, ale gdzieś w tym galimatiasie zupełnie zapomniano o sztuce. Ja miałam dość dużo pracy w ostatnich latach, ale żeby teraz zrobić coś w teatrze ze świetnym reżyserem, muszę wyjechać poza Warszawę. Na prowincji czasami, wbrew pozorom, jest pod tym względem lepiej, tam chyba bardziej myśli się o rozwoju artystycznym, a nie o dobrach komercyjnych. – Kiedyś powiedziała pani, że chciałaby zagrać Nastazję Filipowną z „Idioty” Fiodora Dostojewskiego. Nadal pani o tym myśli? – Myślę, choć lada chwila wyjdę poza granicę wieku, ale na razie ta rola jest przede mną. Nie liczę, że dostanę taką propozycję, bo u nas ostatnio kręci się głównie seriale. Przyznam, że coraz częściej zdarza mi się odmawiać, ponieważ w wielu przypadkach są to dla mnie propozycje po prostu nie do przyjęcia. – I dlatego zajęła się pani piosenkami z Kabaretu Starszych Panów, które teraz pani śpiewa na swoich recitalach? Żeby się odbić w inne, wyższe rejony? – To też, ale ja trochę tęsknię za tamtymi czasami, kiedy sztuka zajmowała ważne miejsce w życiu społecznym. Nie o to chodzi, że lubię PRL, bo nie lubię, ale wówczas artystyczna poprzeczka była postawiona bardzo wysoko. To było dobre, ważne i potrzebne. A Starsi Panowie na szczęście nie politykowali, zajmowali się emocjami,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2006, 2006

Kategorie: Kultura