Brytyjczycy szukają najróżniejszych sposobów, by zabezpieczyć się przed brexitem Noeleen Hayes, 42-letnia mieszkanka Fermanagh w Irlandii Północnej, ma dwóch nastoletnich synów. Choć obaj są jeszcze w wieku, w którym bliżej im do przedszkola niż na uniwersytet, ich matka postanowiła już teraz zadbać o ich akademicką przyszłość. A przynajmniej realnie zwiększyć szanse na dobrą edukację. Podobnie jak ponad 1,8 mln jej rodaków – Irlandczyków z północy, będących jednocześnie poddanymi brytyjskiej królowej, Hayes i jej rodzina mogą ubiegać się zarówno o brytyjski, jak i irlandzki paszport. Takie prawo daje im przyjęte w 1998 r. tzw. porozumienie wielkopiątkowe, do dzisiaj regulujące m.in. kwestie współistnienia obu Irlandii. W świetle podjętej ponad dwa lata temu decyzji Brytyjczyków o wyjściu z Unii Europejskiej wszystko wskazuje jednak na to, że nadszedł czas nowych rozwiązań dyplomatycznych. Brexit postawił Irlandczyków z północy w stanie prawnej schizofrenii. Jako Brytyjczycy lada moment opuszczą zjednoczoną Europę, jednak jako uprawnieni do irlandzkiego paszportu mogą w niej dobrowolnie zostać. Noeleen Hayes wybrała tę drugą opcję, przede wszystkim ze względu na przyszłość synów. Kierunek: Irlandia W ich przypadku chodzi o prosty rachunek ekonomiczny dotyczący czesnego na studia. Za ilustrację niech posłuży Trinity College w Dublinie, najstarsza i najbardziej prestiżowa instytucja akademicka na Zielonej Wyspie. W zależności od wybranego kierunku studiów roczna opłata za naukę wynosi tam 7-10 tys. euro. To jednak stawka tylko dla Irlandczyków i obywateli innych krajów Unii, których wspólnotowe traktaty zrównują z miejscowymi studentami. Dla przybyłych spoza UE kwota ta może być nawet trzy-, czterokrotnie wyższa. Na przykład uzyskanie dyplomu z inżynierii po czterech latach to koszt 28 tys. euro dla Irlandczyka i 100 tys. euro dla studenta spoza Unii – czyli od 2019 r. również Brytyjczyków. Przy takich różnicach cen koszt wyrobienia irlandzkiego paszportu wynoszący ok. 300 euro wydaje się błahostką. Noeleen nie jest w swoich decyzjach osamotniona. Przed brexitem wielu Irlandczyków z północy nie miało w ogóle paszportu, bo do podróżowania po Europie wystarczał im brytyjski dowód osobisty. Teraz, w obliczu utraty swobody przemieszczania się, masowo ruszyli do urzędów, także w Irlandii. W samym tylko 2017 r. władze Irlandii odnotowały prawie 80 tys. wniosków o wydanie paszportu złożonych przez mieszkańców Irlandii Północnej. Tamtejsze Ministerstwo Spraw Wewnętrznych szacuje, że ponad jedna piąta wszystkich wydanych w zeszłym roku irlandzkich paszportów trafiła do osób na stałe mieszkających w Wielkiej Brytanii. W dodatku im bliżej marca 2019 r., kiedy Londyn oficjalnie ma rozpocząć procedurę rozwodu z Brukselą, liczby te mogą mocno poszybować w górę. Władze w Dublinie szacują również, że spośród ponad 300 tys. Brytyjczyków mieszkających na co dzień w Irlandii nawet dwie trzecie mogłoby ubiegać się o tamtejszy paszport, powołując się na związki rodzinne i pochodzenie. Już teraz liczba obywateli Wielkiej Brytanii starających się o irlandzkie obywatelstwo wzrasta wręcz skokowo. Według danych irlandzkiego rządu jeszcze w 2014 r. przez procedurę tę przeszło zaledwie 51 Brytyjczyków. W 2016 r. – roku referendum w sprawie brexitu – liczba ta niemal się podwoiła. Prawdziwą skalę zjawiska odsłonił jednak dopiero zeszły rok, gdy aż 529 Brytyjczyków złożyło podanie o przyjęcie irlandzkiego obywatelstwa. Kierunek: Niemcy Te statystyki stanowią jedynie ilustrację problemu, jaki stanął w tej chwili przed brytyjskim społeczeństwem. Problemu dużo większego niż kwestia irlandzka. Brytyjczycy zaczynają bowiem coraz wyraźniej rozumieć, jak bardzo bolesny może być dla nich osobisty, indywidualny wymiar brexitu. Kilkakrotnie wyższe czesne na studiach czy utrata swobody przemieszczania się po Europie to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Po opuszczeniu Unii trudniej będzie im też zdobyć pozwolenia na pracę, zamieszkać na stałe w innym kraju, przelać pieniądze za granicę lub założyć firmę poza Wielką Brytanią. Przestaną ich też najpewniej obejmować unijne regulacje ochronne, jak chociażby prawa konsumenckie czy pasażerskie. Choć w dalszym ciągu nie wiadomo, jak brexit będzie naprawdę wyglądał, a niektórzy politycy tamtejszej opozycji uważają wręcz, że do wyjścia ze Wspólnoty nigdy tak naprawdę nie dojdzie, Brytyjczycy najwyraźniej nie zamierzają czekać na decyzje rządu. Biorą sprawy w swoje ręce – w kwestiach paszportowych,