Nowe kraje związkowe RFN wyludniają się w zatrważającym tempie Jednym z największych problemów władz NRD były ucieczki na Zachód obywateli mających dosyć życia w socjalistycznej mizerii. Dziś, po 12 latach demokracji i kapitalizmu, ludzie nadal uciekają z pogrążonych w gospodarczej stagnacji nowych landów. Nie pomógł gigantyczny, bezprzykładny w dziejach świata transfer funduszy. Nowe kraje związkowe otrzymały bilion euro w rozmaitych subwencjach, ale nie udało się powstrzymać emigracji obywateli, zwłaszcza tych młodych i wykształconych, na Zachód. Jak pisze hamburski tygodnik „Der Spiegel”, skutki są coraz dramatyczniejsze. Tereny dawnej NRD stają się niemieckim Mezzogiorno (tak nazywane są południowe Włochy), regionem wyludnionym, ubogim, pozbawionym przemysłu, zależnym od nieustannej pomocy z bogatszej części kraju. Socjolog Wolfgang Weiss z Greifswaldu obawia się, że we wschodniej części Niemiec dojdzie do „demograficznej implozji”. Kanclerz Helmut Kohl obiecywał mieszkańcom nowych landów „kwitnące krajobrazy”. Jego następca, Gerhard Schröder, uznał odbudowę Wschodu za najważniejszą sprawę (Chefsache). Ale rezultaty okazały się skromne. Przed rokiem przewodniczący Bundestagu, Wolfgang Thierse, ostrzegał, że nowe landy znalazły się na skraju „gospodarczej i społecznej przepaści” (pisaliśmy o tym w „Przeglądzie”). Politycy zaczęli wyrażać na wyścigi swe zatroskanie, ale niewiele z tego wynikło. Rząd federalny uchwalił tylko program przebudowy miast i zrównania z ziemią pustych blokowisk. W Leinefelde czy w Halle jest on realizowany pełną parą. Niszczy się całe osiedla, w miejscu których nic nie powstaje. Jak napisał smętnie tygodnik „Die Zeit”, niemieccy planiści stają się światowymi specjalistami w „zwijaniu” ośrodków miejskich. Magazyn „Welt am Sonntag” bije na alarm. Właśnie ruszyła nowa fala ucieczki ze Wschodu. Po krótkiej fazie względnego spokoju nowe landy znów „wykrwawiają się” w zatrważającym tempie. Tylko w 2001 r. z „nowych” do „starych” krajów przeprowadziło się 214 tys. osób. Według analizy sporządzonej na zlecenie Kongresu Niemieckich Miast, ten proces depopulacji będzie trwał następne 10-15 lat. W następstwie należy oczekiwać dewastacji opuszczonych ośrodków miejskich, nie tylko dzielnic mieszkaniowych, ale także terenów przemysłowo-handlowych, węzłów komunikacyjnych, przedszkoli i szkół. Już teraz w pięciu nowych landach milion mieszkań – 14% ogółu – stoi pustych. Przykładem upadku jest Wittenberge nad Łabą, między Berlinem a Hamburgiem. Politycy komunalni mówią cynicznie, ale całkiem poważnie: „Jeśli jeszcze 10% mieszkańców się wyprowadzi, jedynym wyjściem będzie zburzenie całego miasta”. W NRD Wittenberge była ośrodkiem przemysłu maszynowego i chemicznego, ale w warunkach gospodarki rynkowej niemal wszystkie najważniejsze zakłady upadły. Pozbawieni pracy mieszkańcy zaczęli emigrować. W 1989 r. Wittenberge liczyła 38 tys. mieszkańców – obecnie nieco ponad 19 tys. Puste budynki – czy to „socjalistyczne” bloki, czy kamienice z przełomu XIX i XX w. – niszczeją. W podobnej sytuacji jest Kranichfeld w Turyngii. Burmistrz, 63-letni Gerhard Pletat, żali się: „Nasze zakłady meblowe już nie istnieją. Załogę w dawnej fabryce kabli Oberspree zredukowano z 630 do 70 osób. Starsi zatrudniają się w Bawarii i w Hesji, ale wracają na weekend. Młodsi wyprowadzają się ostatecznie”. Udo Seidel, technik z maturą z Gotha w Turyngii, utracił zatrudnienie w elektrociepłowni. Jedyne, co mógł mu zaproponować urząd zatrudnienia, to praca na terenach zieleni miejskiej w ramach ABM (roboty publiczne w nowych landach). Seidel wyjechał do Monachium, gdzie dziś testuje części samolotów i rakiet w laboratorium Europejskiej Agencji Aeronautycznej. „Nigdy nie wrócę na Wschód. Przyszłość leży na Zachodzie”, mówi były mieszkaniec Gothy. Andreas Hering z Stralsundu zmienił zawód z elektryka na pielęgniarza, ale mimo to dwukrotnie został zwolniony. Zdesperowany wyjechał do Norwegii, gdzie przyjęto go z otwartymi ramionami. Dziś jest zastępcą kierownika stacji pielęgniarskiej w szpitalu i zamierza wystąpić o obywatelstwo norweskie. To tylko dwa z setek tysięcy przykładów „emigracyjnych” karier. Od 1990 r. obszar dawnej NRD opuściły 2 mln ludzi. Początkowo emigrowało 400 tys. rocznie. W 1998 r. liczba niemiecko-niemieckich uciekinierów gospodarczych spadła do 168 tys. i politycy odetchnęli z ulgą, lecz obecnie emigracja znowu się zwiększa. Ten „upust krwi” tylko częściowo rekompensują osiedlający się w nowych landach przybysze ze „starej” RFN i obcokrajowcy. Od 1989 r. liczba mieszkańców dawnej
Tagi:
Krzysztof Kęciek