Uciekłem z tego wieżowca

Uciekłem z tego wieżowca

Relacje Polaków z World Trade Center w czasie i po ataku terrorystów Korespondencja z USA W aglomeracji nowojorskiej mieszka ponad milion Polaków. Podczas tragicznych wydarzeń 11 września br. przebywali w różnych miejscach miasta. Podobnie jak przedstawiciele innych nacji, boleśnie odczuli skutki ataków. Z ich relacji próbujemy zrekonstruować, choć we fragmencie, przebieg tamtego tragicznego dnia… Dzień zapowiadał się pogodnie. Taksówkarz Władysław Byrkowski, pracownik Yellow Cabs na Manhattanie, rozpoczął swoją zmianę, jak co dzień, o piątej rano. Godzinę później Jolanta Wypor ubrana w dres wybiegła na codzienną porcję porannego joggingu do Grand Parku. W tym samym czasie Mariola W. (nie podaje nazwiska, bo nie chce, by znajomi wiedzieli, w jakim charakterze pracuje) brała prysznic, a Marzena K. (nie zezwala na publikację personaliów ze względu na swój status) przygotowywała śniadanie dla syna Bartosza, który nigdy nie wstaje na czas… O 7.20 Bartosz dopił kawę i przed wyjściem zerwał kartkę z kalendarza. 11 września – dziewięć i jedenaście. Jak numer telefonu „rescue” – pogotowia ratunkowego, straży pożarnej i policji jednocześnie – pomyślał… O 8.00 Antoni Zawadzki wraz z parą wnucząt wysiadł z metra na Dolnym Manhattanie i skierował się w stronę budynków World Trade Center. O 8.15 Mariola W. rozpoczęła codzienną pracę w apartamencie znajdującym się na 33. piętrze jednego z wieżowców na dolnym Manhattanie. O 8.35 pięć wyniosła worek ze śmieciami, odkurzyła wycieraczkę i przetarła klamkę. Następnie skierowała się do living roomu. Właśnie podlewała kwiaty, gdy w wielkim oknie za jej plecami coś błysnęło. Kilka sekund później przez grube okno dotarł do niej basowy grzmot… – Burza? – zdziwiła się. – Przy takiej pogodzie? Gdy odwróciła się, zobaczyła, jak z jednej z wież WTC buchają płomienie i kłęby dymu… * – Byłem na swojej zmianie, akurat niedaleko Dolnego Manhattanu – mówi Władysław Byrkowski – kiedy to się stało. Wiozłem akurat parę turystów z Izraela do przystani przy Battery Park, skąd odpływają promy do Statuy Wolności, gdy usłyszałem straszliwy huk… Nie wiedziałem, co się stało. Ulica jakby zamarła. Ludzie zatrzymywali samochody i wychodzili na zewnątrz… Kobieta z tyłu zapytała, dlaczego stoimy. „Nie wiem” – powiedziałem. „Zaraz zobaczę…”. A potem z góry z lewej strony gruchnęły kłęby czarnego dymu… I nagle pojawili się ludzie. Bardzo wiele osób, które biegły od strony WTC. Coś krzyczeli, ale nie mogłem zrozumieć. Panika, przerażenie… Zatrzymałem pewną kobietę, która płakała. Powiedziała, że samolot zderzył się z jednym z „bliźniaków”. Wtedy wydało mi się to nieprawdopodobne. Błyskawicznie pojawiły się karetki pogotowia i radiowozy. Wyły syreny… Przez dłuższy czas nie mogliśmy stamtąd wyjechać. Zrobił się taki korek, jakiego nie pamiętam… Dopiero dziewczyna z naszego radio taxi potwierdziła wiadomość. * – Zobaczyłam w odległości niecałej mili dym wydobywający się z jednego z budynków WTC – mówi Mariola W. – Jeszcze nie wiedziałam, co się stało. Budynek wydawał się nienaruszony, tylko z boku widać było gęstą smugę ciemnego dymu. Ten dym wszystko zasłaniał… Zawołałam miss Therezę, właścicielkę apartamentu, moją pracodawczynię. Wychodziła właśnie do pracy i była już spóźniona, więc krzyknęła, abym nie zawracała jej głowy. Ale chyba coś było w moim głosie, bo jednak podeszła… Patrzyła na płonący budynek, zapinając korale i powiedziała tylko: „Jezu Chryste…”. Wzięła lornetkę i wtedy z prawej strony bardzo wolno, wręcz niewiarygodnie, nadleciał samolot i wbił się w budynek WTC. Wszedł jak w masło. Gdy cały kadłub zniknął w wieży, z drugiej strony pojawił się ogromny ogień. Nie wiem, czy to się działo tak powoli, czy mnie się jakoś czas zwolnił… Wzięłam lornetkę, ale poza kłębami dymu i wypadającymi przedmiotami, całą masą kartek papieru, nic nie było widać. Zaczęłam płakać, a miss Thereza płakała razem ze mną i powtarzała, że musi iść do pracy, bo ma ważne spotkanie z klientem… Ale nie ruszała się z miejsca… * Antoni Zawadzki, 66-letni emeryt, był w głównym holu na parterze tego „bliźniaka”, na którego 107. piętrze znajduje się punkt widokowy. Widać z niego nie tylko panoramę Nowego Jorku, ale przy dobrej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 38/2001

Kategorie: Świat