Na studia z „Przeglądem”
Jeśli na studia, to tylko z „Przeglądem”. Rozpoczynamy cykl publikacji, które mają być przewodnikiem dla wahających się maturzystów. Do współpracy zaprosiliśmy autorytety polskiej nauki, swoje dokonania prezentować będą poszczególne uczelnie. Przedstawimy także własne prognozy hitów edukacyjnych, a więc wykształcenia, z którym warto wejść do Unii. Dzięki współpracy z Państwową Komisją Akredytacyjną będziemy ostrzegać przed oszustami. Zdającym na uczelnie państwowe podpowiemy, jak się dostać na bezpłatne studia, jak dokonać mądrego wyboru kierunku, który zaprowadzi nie na bezrobocie, lecz do dobrej posady w Unii. Lektura przyda się także tym, którzy już studiują, ale nie są pewni swego wyboru. Zapraszamy do współpracy – czekamy na pytania, wątpliwości, ostrzeżenia. Wiedza Czytelników będzie bezcenna przy redagowaniu tej rubryki. NASZ ADRES: Na studia z „Przeglądem”; 00-258 Warszawa, ul. Brzozowa 35; . tel.: (0-prefiks-22) 635-84-10 (12, 17) w. 105; e-mail: i.konarska@przeglad-tygodnik.pl Uczelnia to nie sklep Prof. TOMASZ GOBAN-KLAS, wiceminister edukacji narodowej i sportu Najsłabsza uczelnia uczy lepiej niż żadna. Jak można krótko scharakteryzować polskie uczelnie wyższe 2003 r.? – Udało się ruszyć skostniałą, elitarną strukturę szkolnictwa i wejść na ścieżkę, którą idzie Europa. Realizujemy trzy zalecane stopnie edukacji – licencjat, magisterium, doktorat. Wprowadzamy punkty kredytowe – pozwoli to np. studiować trzy lata w Polsce, potem za granicą, być w jednej przestrzeni edukacyjnej. Tak więc edukacja to dziedzina, która ma się dobrze. – Szkolnictwo wyższe jest niebywale dynamiczne. Mamy 1,8 min studentów, współczynnik scholaryzacji jest na przyzwoitym poziomie, zaś jakość nauczania na średnim europejskim poziomie. Mamy czołówkę bardzo dobrych uczelni, dużo średnich, ale jest też ogon. Do Unii Europejskiej wejdziemy z armią przyzwoicie i w miarę nowocześnie wyksztalconych ludzi, bo prawie wszędzie przeszliśmy na system licencjacko-magisterski. A on właśnie pozwala umasowić szkolnictwo wyższe. Kiedyś obowiązywał system elitarny, uczelnie przyjmowały tylko tyle osób, ile miały miejsc. Dzisiaj, jeżeli ktoś nie zmieścił się w grupie studentów dziennych, może studiować wieczorowo. Te tłumy studentów cieszą, ale niektórzy pana koledzy, profesorowie, wzdychają za czasami, gdy nauka np. na Uniwersytecie Warszawskim była szczególnym przywilejem. Twierdzą, że obniżył się poziom wiedzy. – Umasowienie oznacza zmniejszenie standardów intelektualnych. Ale czy jest społecznie uzasadnione, by podzielić młodych ludzi na grupę niesłychanie dobrze wykształconą i resztę, której kwalifikacje są niedostateczne? Kiedyś zdobycie matury wystarczyło dla bardzo dobrego funkcjonowania w społeczeństwie, pozwalało otrzymać bardzo dobre stanowiska. Dziś licencjat jest potrzebny na etacie kierownika stacji benzynowej. Dlaczego? Bo żyjemy w społeczeństwie informacyjnym, w którym człowiek musi przyswoić tyle wiadomości, że matura nie jest już symptomem dojrzałości społecznej. Ale pamiętajmy, że nie jest nam potrzebne rozmnożenie Einsteinów, tylko przyzwoitych urzędników. Jednak wiele uczelni prywatnych przypomina kursy wieczorowe. Czy studenci cokolwiek zyskają, spędzając tam czas? I płacąc. – Ci młodzi ludzie muszą być nauczeni dalszego kształcenia. I dlatego najsłabsza uczelnia uczy lepiej niż żadna. Jeśli się wyda pieniądze na słabą szkołę, ale ma się motywację do nauki, to ta uczelnia stwarza możliwości, żeby się samemu uczyć. Przecież szkoła wyższa ma nie tylko wbijać do głowy wiadomości, ma także uczyć samodzielnego poznawania świata. Rozwój człowieka nie zależy wyłącznie od tego, jaką szkoła ma markę. Oczywiście, można liczyć na to, że student wyciśnie wiedzę nawet z marniejszej szkoły, jednak państwo powinno ograniczać możliwości zakładania uczelni nastawionych tylko na zarobek. Minione lata to raczej wielka swoboda otwierania szkół. – Rzeczywiście, zbyt dużo było dowolności w tym, kto może założyć szkołę wyższą. Jest 275 szkół, co oznacza edukacyjny biznes, a w niektórych wypadkach oszustwo. I to trzeba tępić żelazną ręką Państwowej Komisji Akredytacyjnej. Oto przykład przekrętu posunięty do granic absurdu: ktoś, kto nie miał matury, zakładał szkołę wyższą, potem się do niej zapisywał, kończył studia i w końcu trzeba było mu odebrać dyplom, bo zdobył go bez świadectwa dojrzałości. Innym przykładem może być afera z warszawskim Wańkowiczem. Sytuacja jest taka jak w sadzie – trzeba usunąć zgniłe owoce. W jaki sposób należy rozwiązał sposób finansowania nauki? Za ko go ma zapłacić państwo, kto musi sfinansować naukę sam? –