Uczelnie chwytają się obcokrajowców

Uczelnie chwytają się obcokrajowców

Coraz mniej studentów na polskich uczelniach. Ratunek – rekrutacja na Ukrainie, Białorusi, w Hiszpanii i Chinach Wolne miejsca na bezpłatnych studiach! Zapraszamy kandydatów do udziału w drugim naborze! – tak na początku jesieni ogłaszały się nawet najpopularniejsze uczelnie. Pokolenie niżu demograficznego, które osiągnęło wiek studencki, nie zapełniło wszystkich miejsc. Jeśli szkoły wyższe chcą się utrzymać, muszą szukać nowych rozwiązań. O ile w rekordowym roku akademickim 2005/2006 na uczelniach było łącznie niemal 1,95 mln studentów, o tyle w 2011/2012 już niecałe 1,736 mln. Upadek wielu szkół wyższych jest dziś pewny. Ratunkiem może stać się rekrutacja za granicą. Kto tego nie zrozumie, odpadnie z gry. Ale konkurencja jest ogromna, zwłaszcza że polskie uczelnie muszą walczyć o studentów nie tylko między sobą, ale też z najmocniejszymi graczami na międzynarodowym rynku edukacji. Miejsca dla obcokrajowców Jak wskazuje Fundacja Edukacyjna „Perspektywy” zrzeszona z Konferencją Rektorów Akademickich Szkół Polskich w programie „Study in Poland”, w Polsce wciąż niewykorzystany jest potencjał edukacyjny nakierowany na studentów zagranicznych. Z danych za ubiegły rok akademicki wynika, że jest ich ponad 24 tys., a w bieżącym roku, jak podaje Bianka Siwińska, koordynatorka programu „Study in Poland”, liczba ta prawdopodobnie zbliży się do 30 tys. Obcokrajowcy stanowią dziś zaledwie 1,39% studentów na naszych uczelniach. A to zdecydowanie za mało. – Szacujemy, przyrównując się do standardów i tendencji światowych, że już dziś w Polsce powinno być dwa razy więcej studentów zagranicznych. Do roku 2020 dynamika rozwoju powinna pozwolić na przyjazd na nasze uczelnie nawet 100 tys. młodych ludzi – twierdzi Bianka Siwińska. Największym zainteresowaniem cieszą się te kierunki, które są też popularne wśród Polaków. Na uczelniach medycznych studenci międzynarodowi stanowią średnio 8,47% uczących się, a na niektórych nawet 10-11%. Na te studia przyjeżdża także największa grupa osób z krajów rozwiniętych. Koszt anglojęzycznych studiów dla przyszłych lekarzy to 40-60 tys. zł rocznie. – Studia medyczne prowadzone w języku angielskim podejmują u nas studenci z USA, Norwegii, Kanady, Szwecji. Polskie uczelnie mają ofertę na wysokim poziomie, studia akredytowane są m.in. w USA, a w porównaniu z tamtejszymi uczelniami – bardzo tanie. Jednak liczba osób, które są na nie przyjmowane, jest ograniczona liczbą miejsc na praktykach w szpitalach. Jak zauważają eksperci, przyjazd imigrantów jest niezbędny nie tylko uczelniom, ale całej gospodarce. – Polska powinna przyjąć 5 mln imigrantów, żeby zapobiec wyludnieniu, a studenci są najlepszą grupą, o jaką powinniśmy zabiegać. Musimy zadbać o stworzenie im warunków do studiowania i być może pozostania w naszym kraju – podkreśla Ewa Kiszka, kierownik Działu Współpracy z Zagranicą Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. – To ratunek dla gospodarki, ponieważ za nimi idą konkretne pieniądze, nie tylko dla uczelni. Przecież muszą jeść, ubierać się, gdzieś mieszkać, spędzać wolny czas, odwiedzają ich rodziny. A poza tym są to nasi ambasadorzy na całym świecie. Azja wciąż niedoceniona – Do wielu szkół wyższych konieczność rekrutacji za granicą dociera dopiero teraz – mówi Bianka Siwińska. – Kiedy w latach 2005-2006 proponowaliśmy wyjazd do Chin, większość rektorów w ogóle nie brała tego pod uwagę. Dziś szukanie kandydatów nie tylko w krajach sąsiadujących z Polską stało się już normą. Przynajmniej jeżeli chodzi o te największe, najlepsze uczelnie, zrzeszone np. w programie „Study in Poland”. Nie zapominajmy jednak, że wciąż prawie na co drugiej polskiej uczelni nie ma ani jednego studenta zagranicznego. Chińczycy i pozostali Azjaci to jednak niezbyt liczna grupa przyjezdnych studentów. A szkoda – na ekspansji edukacyjnej Azji bardzo zyskują obecnie Europa i USA. W Polsce studiuje tylko 565 Chińczyków, 533 Tajwańczyków, 215 Hindusów i 197 Wietnamczyków. – Rekrutację od lat blokują przeszkody systemowe – tłumaczy Bianka Siwińska. – Brakuje umowy o wzajemnej uznawalności kształcenia. Tracimy przez to ogromny zasób, z którego korzystają inne kraje. – Dziś akredytację w Chinach mogą uzyskać pojedyncze kierunki studiów – wyjaśnia prof. Zofia Wysokińska, prorektor ds. współpracy z zagranicą Uniwersytetu Łódzkiego. – Na naszej uczelni taką akredytację uzyskała ekonomia, staramy się teraz o uznanie informatyki, która cieszy się stosunkowo dużym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2013, 2013

Kategorie: Kraj
Tagi: Agata Grabau