Uczucia religijne kontra wolność słowa

Uczucia religijne kontra wolność słowa

Czym są uczucia religijne? Czy i kiedy można je obrazić? Na co może pozwolić sobie artysta? Tego można się było spodziewać: zanim najnowszy film Marka Koterskiego „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, najbardziej oczekiwana polska premiera tego roku, wszedł na nasze ekrany (od 21 kwietnia), środowisko skrajnej prawicy podniosło larum, że plakat oraz publikowane w internecie i kinach zwiastuny reklamujące ten obraz obrażają uczucia religijne wierzących Polaków. Jedni pukają się w głowę, drudzy grożą twórcom i dystrybutorowi filmu prokuratorem, są i tacy, którzy bezradnie rozkładają ręce, gdyż ich zdaniem, takie kwestie toną w relatywizmie i ze swej natury są nierozstrzygalne. Po raz kolejny wraca więc drażliwy temat, z którym ani prawo, ani opinia publiczna od wielu lat nie mogą sobie poradzić. Czym są uczucia religijne? Czy i kiedy można je obrazić? Gdzie kończy się wolność słowa, a zaczyna bluźnierstwo? Czy popkultura może bezkarnie korzystać z religijnych ikon, będących nieodłączną częścią naszej tradycji? Czy świeckie sądy powinny rozstrzygać tego typu dylematy, skoro nawet zapis dotyczący uczuć religijnych w polskim kodeksie karnym naznaczony jest wieloznacznością? Na ile może pozwolić sobie artysta? Jak daleko mogą się posunąć obrońcy wartości? Koterski jak Forman? To tylko niektóre – a jest więcej – pytania, z którymi nieraz już próbowano się mierzyć. Tym razem jednak ideologiczny nastrój towarzyszący rodzącej się nieporadnie IV Rzeczypospolitej budzi dodatkowy lęk: czy państwo Kaczyńskich, mających przecież totalne aspiracje (monitorowanie mediów, chęć wprowadzenia cenzury obyczajowej, zawężanie przestrzeni wolności), nie zechce czasem zamknąć tej dyskusji w czterech ścianach autorytarnej obsesji, zarezerwowanej dotychczas dla funkcjonujących na peryferiach polityki, acz bardzo aktywnych, radykalnych kanap? I czy przez to sens jakiejkolwiek dyskusji nie zostanie podany w wątpliwość: po co rozmawiać, gdy wszystko załatwi się odgórną dyrektywą? Wolny świat, który ma już za sobą podobną debatę i zapewne będzie się przyglądał, jak radzi sobie z tym problemem świeżo upieczony członek Unii Europejskiej, nie raz zapewne się zdziwi. Zwłaszcza że dysponuje mocnymi argumentami, na przykład orzeczeniem Europejskiej Komisji Praw Człowieka w Strasburgu z 1997 r., które jednoznacznie stwierdza, że członkowie wspólnoty religijnej muszą tolerować negowanie przez inne osoby ich przekonań, nawet jeśli wiąże się to z głoszeniem poglądów wrogich ich wierze. W wielu państwach przepisy dotyczące obrazy uczuć religijnych są martwe bądź zostały zniesione, wyraźna jest tendencja do abolicji w takich sprawach. Inna kwestia, czy w katolickim kraju, w którym emocje społeczne są wyjątkowo wybuchowe, a poziom racjonalizmu nie sięga zbyt wysokich rejestrów świadomości, tego typu trend może się spotkać z akceptacją. Ale do rzeczy. Najnowszy film Koterskiego, którego nikt jeszcze nie widział, opowiada o zmaganiach ulubionego bohatera reżysera, czyli Adasia Miauczyńskiego, z alkoholizmem. Wiemy tyle: reżyser nałożył odtwórcy tej roli, Markowi Kondratowi, koronę cierniową na głowę, a drogę przez meandry uzależnienia porównał, chyba słusznie, do męki Jezusa. Na ocenę artystyczną przyjdzie czas, już dziś jednak „Nasz Dziennik”, gazeta ojca Rydzyka, jedna z propagandowych tub Prawa i Sprawiedliwości, rozdziera szaty, donosząc swoim czytelnikom o „profanacji”, nad którą nie można przejść do porządku dziennego. Przez wszystkie przypadki odmienia się słowo „bluźnierstwo”, podkreślając, że już sam tytuł zasługuje na takie miano, jednocześnie dezawuuje się twórcę filmu jako autora głupawych i obscenicznych komedyjek, czego w swej przytomności nikt, kto dobrze zna filmy autora obsypanego nagrodami i uznaniem krytyki „Dnia świra”, na pewno nie weźmie za dobrą monetę. Ale taka jest na ogół metoda, którą już dawno opisał Artur Schopenhauer w „Dialektyce erystycznej, czyli sztuce prowadzenia sporów”: za oskarżeniem, w tym wypadku o obrazę uczuć religijnych, często formułowanym na podstawie szczątkowych informacji lub własnych mniemań, idzie atak personalny, który dodatkowo podgrzewa atmosferę i przenosi ciężar głównego zarzutu, zwykle pozbawionego racjonalnej mocy, na sferę emocji. W przypadku Koterskiego, który od zawsze „niepokornie” drwi z naszych narodowych przywar, fałszywej religijności i głupoty, może się to okazać wyjątkowo skuteczne. Wytaczając najcięższe działa, warto uzbroić się w dodatkową protezę. Pojawiła się groźba, że film „Wszyscy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2006, 2006

Kategorie: Kraj