Układ lokalny – rozmowa z prof. Wojciechem Łukowskim
Otoczeni przez pochlebców wielokadencyjni prezydenci, burmistrzowie i wójtowie nabierają przekonania, że są wspaniali, wyjątkowi, niezastąpieni Prof. Wojciech Łukowski – pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego, badacz m.in. socjologicznych i politycznych aspektów rozwoju lokalnego. Panie profesorze, w Polsce premier zużywa się po kilku latach, tymczasem prezydenci, burmistrzowie i wójtowie wielu miast i gmin rządzą przez kilka kadencji, a mimo to ich pozycja nie słabnie. Czyżby samorządowcy byli lepszymi politykami niż szefowie rządu? – Co jakiś czas zastanawiam się nad tym problemem, przypatrując się biografiom wielokadencyjnych wójtów, burmistrzów i prezydentów. Myślę, że ich samorządowa długowieczność bardziej niż z cech osobowych wynika z reguł, w ramach których działają. Te zaś sprzyjają wypłukiwaniu z lokalnej przestrzeni alternatywy dla rządzącej ekipy. Polska demokracja lokalna jest tak skonstruowana, że ten, kto raz zdobył władzę w wyborach bezpośrednich, zyskuje rodzaj uprzywilejowania. Dzielą i rządzą Na czym ono polega? – M.in. na dostępie do rozmaitych zasobów, w tym kluczowego – związanego z pracą. Lokalny zasób pracy składa się z dwóch zasadniczych elementów: publicznego i prywatnego. Publiczny, czyli w tym wypadku samorządowy, zapewnia znacznie stabilniejsze, dające poczucie bezpieczeństwa i jednocześnie względnego prestiżu etatowe miejsca pracy w urzędach, spółkach komunalnych, przedszkolach, szkołach, bibliotekach, ośrodkach kultury i sportu, placówkach służby zdrowia itd. W tych instytucjach nie ma umów śmieciowych ani pracy za minimalną stawkę. W wielu gminach i miastach samorząd pozostaje największym pracodawcą. Ponadto lokalna władza dysponuje znacznymi środkami na wykonanie rozmaitych zadań – od realizowania inwestycji po wspieranie stowarzyszeń. To sprzyja budowie sieci lokalnych powiązań opartych na lojalności. Właściciel firmy startujący w przetargu albo członkowie stowarzyszenia ubiegającego się o dofinansowanie nie będą krytykować działań burmistrza. Podobnie jak lokalna gazeta bądź radio, utrzymujące się przy życiu dzięki kolumnom lub czasowi antenowemu wykupywanemu przez samorząd. W tej sytuacji opozycji – na ogół rozproszonej – bardzo trudno się przebić do mieszkańców. W ten sposób urzędujący prezydent, burmistrz lub wójt zapewniają sobie ponowny wybór. – Reelekcja jest najważniejszym elementem stabilizacji układu lokalnego. Zainteresowanych nią jest bardzo wiele osób, dla których każda zmiana może stanowić zagrożenie. Zdarza się, że burmistrz w czasie kadencji ogłasza, że jest zadowolony z pracy dyrektorów szkół, dlatego rezygnuje z ogłaszania nowych konkursów. Taka decyzja stabilizuje także kadrę nauczycielską. To tylko przykład możliwości oddziaływania burmistrza lub wójta. Obserwując na Facebooku profile kilku burmistrzów z różnych miejsc w kraju, dostrzegłem uderzające podobieństwo – chodzi nie tylko o treść ich wpisów, ale również o pełne podziwu posty oraz imponującą liczbę lajków. – Te profile są elementem sieci lokalnej lojalności. Otoczeni pochlebcami wielokadencyjni prezydenci, burmistrzowie i wójtowie nabierają przekonania, że są wspaniali, wyjątkowi, niezastąpieni. Pomagają im w tym ogromne środki unijne – prezydenci, burmistrzowie i wójtowie mają pieniądze, których środowiska lokalne nie byłyby w stanie wypracować. Przed wyborami samorządowymi wszędzie widzimy wyposażonych w nożyce włodarzy przecinających wstęgi nowo oddawanych obiektów. – Do tej pory jedyną barierą w pozyskiwaniu środków unijnych był brak wkładu własnego. Pokonywano ją, zaciągając pożyczki. Wielu polityków samorządowych środki unijne odurzyły, w efekcie np. w maleńkich Szymanach powstaje lotnisko, które ma obsługiwać ruch międzynarodowy. Wydaje się olbrzymie sumy, choć wiadomo, że to lotnisko na siebie nie zarobi. Kontrola wielkich strumieni pieniędzy daje urzędującym ogromną przewagę nad konkurencją. Mogą sporządzić wielostronicową listę zrealizowanych inwestycji i zadań. Opozycja takiej listy nie ma, bo nie buduje dróg czy kanalizacji. Rachunek wyborczy Jak silny musi być układ lokalny, by zagwarantować sobie reelekcję? – Podam przykład 28-tysięcznego miasta. Aby wygrać w nim wybory na burmistrza w pierwszej turze, potrzeba 3-4 tys. głosów. Mniej więcej 2 tys. gwarantują wyborcy, którzy sądzą, że zmiana władzy byłaby dla nich niebezpieczna. Wśród nich są m.in. osoby bezpośrednio lub pośrednio zależne od lokalnej władzy. Aby zwiększyć swoje szanse, ubiegający się o reelekcję politycy samorządowi wysyłają do przedstawicieli wybranych grup mieszkańców sygnały, że „zaopiekują się” ich problemami. Często odwołują się do emerytów, znacznie rzadziej do młodzieży. To bardzo