Ludzie winni tragedii w Halembie nadal pracują, a nawet awansują Przy moim 25-letnim doświadczeniu zawodowym po raz pierwszy spotkałem się z sytuacją, w której w jednym miejscu aż tyle razy zostały naruszone przepisy. Wobec winnych na pewno nie będzie żadnej taryfy ulgowej – te słowa prezesa Wyższego Urzędu Górniczego, Piotra Buchwalda, dotyczące raportu w sprawie tragedii w rudzkiej kopalni Halemba obiegły cały Śląsk. To był początek czerwca. Raport nie zostawił suchej nitki na dyrekcji kopalni i kierownictwie firmy Mard, która zatrudniała 15 z 23 górników zabitych podczas katastrofy z listopada ub.r. Lista zarzutów była długa: fatalne zorganizowanie i nadzorowanie robót, wysyłanie górników do pracy mimo przekroczenia dopuszczalnych stężeń metanu, złe ustawienie czujników metanowych, aby zaniżyć ich wskazania, zlekceważenie zagrożenia wybuchem pyłu węglowego, nieprawidłowe przewietrzanie chodnika. Wprost wskazano odpowiedzialnych za stworzenie zagrożenia życia dla górników, a więc za ich śmierć: 19 osób z kierownictwa i dozoru tej kopalni. Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompanii Węglowej, zarzekał się wtedy, że „są określone zarzuty, wnioski komisji i prokuratury. Pracodawca nie pozostaje wobec tego obojętny i w przypadku jaskrawego naruszenia obowiązków pracowniczych wyjście jest tylko jedno – dyscyplinarne zwolnienie z pracy”. Może jednak jest sprawiedliwość w IV RP – mieli nadzieję górnicy, których życie – jak potwierdził raport – jest mniej warte niż zyski kopalni. Więcej winnych Krąg osób winnych naruszenia zasad w Halembie poszerzył kolejny raport, tym razem gliwickiego Okręgowego Urzędu Górniczego, opublikowany 1 sierpnia. Wymieniono w nim już 37 osób; części z nich szef urzędu zakazał pełnienia kierowniczych funkcji w branży, a o losie reszty miały zdecydować sądy i pracodawca. W tym gronie znalazł się m.in. były dyrektor kopalni, a także przedstawiciele Mardu. To jednak nie wszystko. W śledztwie prowadzonym przez gliwicką prokuraturę podejrzanych jest 11 osób. Zarzuty postawiono m.in. nadsztygarowi z Mardu i głównemu inżynierowi ds. wentylacji z Halemby. Zdaniem prokuratury, osoby nadzorujące pracę w kopalni wiedziały o przekroczonych stężeniach metanu, a mimo to nie zdecydowały o wyprowadzeniu załogi z zagrożonego rejonu. Odpowiedzialni za śmierć górników zostali wskazani. I co? I nic. „Ludzie, którzy ponoszą odpowiedzialność za doprowadzenie do katastrofy, nadal pracują w kopalni Halemba, piastując najwyższe stanowiska. Nie tylko nie spotkała ich żadna kara, ale niektórzy z nich bezpośrednio po tej tragedii awansowali. Zarząd Kompanii Węglowej, pomimo że znane mu są ustalenia Wyższego Urzędu Górniczego zawarte w raporcie i pomimo publicznych deklaracji, że wobec osób, których wina została wykazana w tym raporcie, wyciągnie konsekwencje, nie zrobił tego. Nikt z wyższego dozoru i kierownictwa kopalni nie został odwołany ze stanowiska. Żadnej z tych osób również nie zatrzymano ani nie postawiono im zarzutów”, zaalarmował WZZ „Sierpień 80” w liście otwartym do premiera Jarosława Kaczyńskiego. Awans po wypadku – Co górnicy mogą pomyśleć, gdy ludzie, którzy są współodpowiedzialni za tragedię w naszej kopalni, awansują? Szef działu BHP w Halembie został kierownikiem takiego działu już w połączonych kopalniach Polska-Wirek i Halemba. Główny inżynier górniczy, który odpowiadał u nas m.in. za roboty likwidacyjne i zbrojeniowe, gdy doszło do katastrofy, został dyrektorem połączonych kopalń – mówi Zbigniew Domagała, szef Sierpnia 80 w Halembie. – Głównym powodem tragedii w kopalni Halemba był wybuch metanu. Ludzie musieli pracować mimo potwierdzonego zagrożenia metanowego. Liczył się postęp robót. Ta sama irracjonalna nadzieja, że może i tym razem się uda. Tym razem – 21 listopada – jednak się nie udało. Po każdym wybuchu metanu w jakiejś śląskiej kopalni rozgrzewają się telefony w różnych redakcjach, gdy dzwonią górnicy, nawet osoby z dozoru – anonimowo – chcąc opowiadać o tym, jak oszukuje się wskaźniki metanowe. Kierownictwa kopalń znów obiecują troskę o bezpieczeństwo, ale w domyśle tkwi, że przy ścisłym przestrzeganiu norm fedrowanie stanie. Tak więc proceder kwitnie – twierdzi pragnący zachować anonimowość ekspert od problematyki górniczej. Tę bezkarność potwierdził pośrednio prezes Kompanii Węglowej, Grzegorz Pawłaszek, stwierdzając po publikacji raportu WUG, że „nie ma tu mowy o tym, że przewinienie było tej wagi, żeby upoważniało kierownictwo kopalni do zwolnienia pracownika”. – Czy takim powodem ma być kolejna tragedia, do której ci ludzie doprowadzą? Czy ustalenia
Tagi:
Dariusz Zalega