Nigdy nie wynosiłam na ołtarze ani pisania męża, ani mojej skromnej profesji. Dom ma być domem Wacława Myśliwska – urodziła się w Sandomierzu. Studiowała filologię polską na KUL. Po studiach w 1956 r. wyszła za mąż za Wiesława Myśliwskiego. Pracowała jako redaktorka w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej, w Wydawnictwie Wiedza Powszechna i od 1969 r. do przejścia na emeryturę w Państwowym Instytucie Wydawniczym. Co pani czyta? – Właśnie skończyłam – i niemal oczy sobie popsułam – książkę autobiograficzną Izabelli Cywińskiej „Dziewczyna z Kamienia”. Najpierw mąż przeczytał, a potem ja się dorwałam. Nie ubierałam się, chodziłam po domu w szlafroku i tylko czytałam. Bardzo bogata i ciekawa książka, napisana ładną polszczyzną, nie ma „zadziorów”, co podczas lektury jest ważne dla byłego redaktora. Długo o niej rozmawialiśmy, tym bardziej że przyjaźnimy się z Izą. Książki męża też pani czyta jednym tchem? To nie tajemnica, że jest pani ich pierwszym recenzentem. – Mąż mówi, że najsurowszym. Za każdym razem bardzo przeżywa moje pierwsze czytanie. Wykonuje w tym czasie różne prace fizyczne, coś naprawia albo czyści. Czeka w napięciu. (…) Gdy już pani kończy, mąż przychodzi jak po wyrok? – No tak. Siada blisko mnie. Nie miażdżę go krytyką. (…) Zdarzyło się, że pierwsze wrażenie było złe? – Tak. Miałam duże wątpliwości przy ostatniej książce pt. „Ostatnie rozdanie”, bo nie wiedziałam, czy wątku głównej bohaterki czytelnicy nie uznają za zbyt ckliwy. Koncepcja listów Marii bardzo mi się podobała, tylko bałam się, czy zostanie w nich odczytana mądrość, z jaką Maria mówi o miłości. Mąż bronił swojej koncepcji? – Pewnie! Jak niepodległości! (śmiech). Zawsze wszystkiego broni. Jest autorem, który pisze w sposób przemyślany, pracuje nad każdym zdaniem, nie uznaje pustych fraz. A jak pisze się tak, żeby zdania miały głębię, podszewkę, to potem każdego szkoda. Czasami pisanie mu idzie samo, niezależnie od niego, i zwykle są to najlepsze fragmenty. Ale zdarza się, że nie może utrafić w ton, który by go niósł. Wyobrażam sobie, że takie utknięcie jest uciążliwe dla otoczenia. – Pisanie porządkuje życie, ustawia dzień za dniem – człowiek wchodzi w rytm. Gdy mąż pisze, czuję się spokojniejsza, mam też więcej czasu dla siebie. Jak nie pisze, jest w dołku. Chodzi zdekoncentrowany, niespokojny, widzę, że ta sytuacja go męczy. To okres oczekiwania, w którym ja też uczestniczę. Wtedy ma większe zapotrzebowanie na moją obecność. Nie lubi, gdy wychodzę, woła mnie pod byle pretekstem. Uwalniam się, dopiero jak znowu siada do pisania. (…) Jest pani szalenie wymagająca wobec wielbicieli twórczości męża. – Wiem, że jego powieści są trudne, a to, że mają tak duże nakłady, jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Niektórzy najchętniej czytają to, co łatwo wpada w oczy, co jest tylko fabułą. Ale są też inni, którzy nie boją się trudu i chcą dotrzeć do czegoś więcej. To lubię. Jeśli czegoś oczekuję od czytelników, to myślenia. W jakim teraz jesteście państwo momencie? Pani strój wskazuje, że to jeszcze nie jest etap czytania. – Mąż właśnie pisze, ale trudno powiedzieć, kiedy skończy. Myśli pani, że długo to jeszcze potrwa? – Może długo potrwać, może się nawet źle skończyć. Zdarzyło się raz, że bardzo dużo napisał i potem z tego zrezygnował, odłożył i już do tego nie wrócił. Tak było z jego debiutem – wyrzucił prawie gotową książkę i napisał inną, „Nagi sad” w 1967 r. Boję się tego, bo chciałabym, żeby wreszcie odpoczął od pisania, tak przecież kosztownego psychicznie. Poza tym obiecałam sobie, że jak dożyjemy 60. rocznicy ślubu, zaprosimy wszystkich, których lubimy, i zrobimy wielkie przyjęcie. Chyba będę musiała je przesunąć. Czy mąż podczas pisania traci kontakt z rzeczywistością? Z panią? – Nie, ale bardzo często ma przerwy w tym kontakcie. Często, gdy do niego mówię, widzę, że myśli o czymś innym. Nigdy jednak nie separuje się od spraw bieżących, nie zostawia mnie z nimi. (…) Gdy namawiała pani męża na studia polonistyczne, pewnie nie przyszło wam do głowy, że będzie żył z pisania książek? – To w ogóle nie wchodziło w grę. Wyobrażałam sobie, że może jak się czasy zmienią, to zostanie profesorem, bo wiedziałam, że ma predyspozycje do czegoś większego. Wyobrażałam sobie, że będzie kiedyś bardzo dobrym naukowcem.