Pisowscy przodownicy dobrej zmiany dekomunizują Kraków Gdyby na poważnie przyjąć kryteria, którymi kierował się krakowski radny PiS Bolesław Kosior, wyznaczając ulice do „dekomunizacji”, należałoby zacząć od zmiany patrona ulicy Józefa Piłsudskiego. Ten był bowiem – jak wiadomo – ważnym członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej, a u krakowskiego radnego każde skojarzenie ze słowami socjalizm czy lewica wywołuje nieodpartą chęć zaprowadzenia dobrej zmiany. Nie da się inaczej wytłumaczyć listy ponad 20 przeznaczonych do „zdekomunizowania” krakowskich ulic, którą niedawno przedstawił radny Kosior. Sześć pozycji (te zostały wskazane przez funkcjonariuszy Instytutu Pamięci Narodowej) zajmują na niej żołnierze Gwardii Ludowej i Armii Ludowej, którzy walczyli z niemieckim okupantem, by zginąć w tej walce lub nieco później – w katowniach gestapo. Jedyną winą większości z nich było to, że Polska ich marzeń nie była „katolickim państwem narodu polskiego”, o którym śnili protoplaści dzisiejszej polskiej prawicy. Niegodny Przyboś Na alowcach sprawa jednak się nie kończy. „Odnowiciele” z PiS wzięli na cel również ludzi kultury. Na liście twórców przeznaczonych do „zdekomunizowania” znalazł się m.in. Maciej Słomczyński – jedyny na świecie tłumacz, który przełożył wszystkie dramaty Williama Szekspira. Wprawne pióro byłego akowca oraz więźnia Pawiaka dało nam także „Alicję w Krainie Czarów”, „Raj utracony” oraz „Ulissesa”. Nie wspominając o kryminałach pisanych pod pseudonimem Joe Alex. Powodem, dla którego radny Kosior tak bardzo nie lubi Słomczyńskiego, jest list w sprawie tzw. procesu krakowskiego podpisany w stalinowskich latach 50. Taki sam zarzut zaciążył na poecie Julianie Przybosiu, który walczył wprawdzie w wojnie polsko-bolszewickiej, ale to nieważne, bo również podpisał ten list, a tuż po II wojnie wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej. Wspomnianą rezolucję podpisali też Karol Bunsch, Jan Kurczab oraz Jalu Kurek – wszyscy przeznaczeni do „dekomunizacji”. Obok nich wymazany z pamięci ma być Władysław Broniewski. Nieważne, że wspaniały poeta i postać tragiczna, skoro komuch, pijak i niepokorny artysta. Co tam, że napisał „Bagnet na broń”, walczył w Legionach Polskich i był kawalerem Orderu Virtuti Militari. Ważne, że na koncie ma „Słowo o Stalinie” oraz – co tym bardziej go obciąża – tomik wierszy zatytułowany „Komuna Paryska”. A paryscy komunardzi kojarzą się radnemu Kosiorowi z przebrzydłą komuną i mają zostać usunięci z przestrzeni publicznej. Tak jak ulice Czechosłowacka, Kościuszkowców, Braterstwa Broni czy Bohaterów Wietnamu. Walka w Legionach Polskich nie ocaliła też filozofa i malarza Leona Chwistka, którego obrazy są m.in. w zbiorach Muzeum Narodowego. Był socjalistą – w Krakowie nie ma dla niego miejsca. Jeszcze większą zagadką jest to, dlaczego na liście radnego Kosiora znalazł się Bolesław Roja – oficer Legionów Polskich, generał w II RP, kawaler Virtuti Militari, zamordowany w Sachsenhausen. Czyżby aż tak zaszkodziło mu posłowanie z ramienia Stronnictwa Chłopskiego? Prądnik Biało-Czerwony Przy takich zagadkach drobiazgiem jest ulica Mrozowa. Nie do końca wiadomo, z czym jej nazwa kojarzy się krakowskim „odnowicielom”, ale chodzą słuchy, że z Pawką Morozowem. Choć pojawiały się domysły, że mogą to być skojarzenia z Dziadkiem Mrozem lub mrozem syberyjskim. Pewności nie ma, ale idąc tropem Pawki, należałoby zdekomunizować również ulicę Stalową (może się kojarzyć ze Stalinem) lub aleję Przyjaźni, bo kto wie, czy nie chodzi o taką przyjaźń, jakiej poświęcono niesłuszną obecnie ulicę Braterstwa Broni. Na razie radni aleję Przyjaźni zostawili w spokoju, ale co będzie dalej – nie wiadomo. Sejm wszak już przyjął ustawę o „zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej”, której celem jest całkowite wymazanie z polskiej przestrzeni publicznej historii innej niż bogoojczyźniana i wszystkiego, co świadczy o tym, że to nie „żołnierze wyklęci” zdobyli Berlin, i nie oni odbudowali Polskę. Radny Kosior, który do tej pory niczym szczególnym się nie wyróżnił, teraz postanowił być awangardą zmian, a jego propozycja to przykład tego, jak „dekomunizacja” będzie przebiegać gdzie indziej i kto może paść jej ofiarą. Można się pocieszać, że duch w narodzie nie ginie. Tak jak rozsądek i nieco wisielcze poczucie humoru. Krakowianie proponują m.in., żeby ulicę Czerwone Maki przemianować na Maki Wyklęte, a osiedla Prądnik Biały i Prądnik Czerwony połączyć w jeden, słuszny