Z punktu widzenia celów polityki rosyjskiej działania Warszawy – osłabianie Unii Europejskiej, rozbijanie jej – są ze wszech miar pożyteczne Na razie najbardziej słuchanym w Europie adwokatem Donalda Trumpa jest odchodzący prezydent Barack Obama. To on rozmawiał z elektem półtorej godziny w Białym Domu, to on przekonywał, że ta rozmowa była znakomita, i to on, po spotkaniu z Angelą Merkel, mówił, że „jest zbudowany zapewnieniem Trumpa, że zobowiązania Ameryki wobec NATO nie zmienią się i że traktuje on NATO jako fundament międzynarodowej architektury bezpieczeństwa”. Tyle Obama. A co na to Europa? Liderzy europejscy te słowa przyjęli do wiadomości, ale swoje wiedzą. Po Brexicie i po wygranej Trumpa Europa Zachodnia przemeblowuje się, by być gotową na trudniejsze czasy. Brexit: kto zyska, kto straci? Pierwszym wydarzeniem, które oznacza kłopoty dla Europy, jest Brexit. W Brukseli raczej nikt nie wątpi – Wielka Brytania wyjdzie z Unii. Już wiadomo, że dla Londynu nie będzie to łatwe, choćby z racji twardej postawy Francji i Niemiec. Rzecz jednak w tym, że o ile Francja i Niemcy mogą na wyjściu Wielkiej Brytanii zyskać, o tyle krajem, który może najwięcej stracić, jest Polska. To obywatele polscy pracujący na Wyspach są najbardziej zagrożeni odrzuceniem przez Londyn zasady czterech wolności, to przed nimi rysuje się konieczność pakowania walizek. To polskie rolnictwo ucierpi, gdy Wielka Brytania wprowadzi cło na artykuły spożywcze. Na kłopotach londyńskiego City zyskać mogą natomiast Frankfurt i Paryż. Francuzi i Niemcy nie zamierzają więc Brytyjczykom niczego ułatwiać. Wiele mówiące są nazwiska polityków, którzy będą odpowiadać w Unii za negocjacje z Wielką Brytanią. Reprezentantem Komisji Europejskiej jest Francuz Michel Barnier. Był on m.in. ministrem rolnictwa, spraw europejskich i spraw zagranicznych, a także komisarzem ds. rynku wewnętrznego i usług. Znany jest z kompetencji i twardego stanowiska wobec Wielkiej Brytanii. Londyn nie mógł trafić gorzej. W imieniu Parlamentu Europejskiego negocjować będzie z kolei Guy Verhofstadt, były belgijski premier, zmora PiS i Beaty Szydło w europarlamencie. Już zatem wiemy, że w negocjacjach pilnowane będą interesy starej Europy, a tej nowej – jak się zdarzy. Co na to Polska? Minister Waszczykowski, zaczynając swoją kadencję, opowiadał, że to Wielka Brytania będzie naszym głównym sojusznikiem w Unii. Okazuje się, że ten sojusznik już siedzi na walizkach… Waszczykowski chwali się więc, że weźmie udział w konsultacjach z Brytyjczykami. Cóż, zawsze warto rozmawiać, tylko trzeba pamiętać, że obecnie to Londyn ma potrzebę konsultowania, bo chce zbudować jak najlepszą dla siebie atmosferę w kontekście brexitowych negocjacji. A Polska jest w tej konstrukcji ważnym elementem, koniecznym do zneutralizowania… Weimaru nie będzie Rozwodzę się tak o brexitowych negocjacjach nie bez przyczyny – to one w decydujący sposób zmienią europejską równowagę. Teraz oprze się ona na osi niemiecko-francuskiej. Jeszcze kilka miesięcy temu mogliśmy liczyć, że ta oś zostanie przedłużona do Warszawy, choćby w imię zachowania Trójkąta Weimarskiego. Niestety, to już przeszłość. Trójkąt nie istnieje. Po zerwaniu umowy o zakupie caracali i obrażających Francuzów wypowiedziach członków polskiego rządu stosunki Paryż-Warszawa zostały zamrożone. Prezydent Hollande najpierw odwołał wizytę w naszym kraju, potem spotkanie w ramach Trójkąta Weimarskiego. I nie jest to przełożenie spotkania trzech, jak sugerowała kancelaria prezydenta Andrzeja Dudy, lecz zawieszenie formatu lub nawet jego zerwanie. Koniec, kropka. We Francji tłumaczą to bardzo prosto: skoro Polska sama się izoluje, skoro odrzuca europejskie wartości i nie chce być aktywnym członkiem Unii Europejskiej, to przecież nie będziemy jej do tego zmuszać. Kolejnym elementem wskazującym, że Polska jest spychana na unijne obrzeża, była niedawna dyskusja w Brukseli dotycząca unijnej obronności. Europa zamierza przeznaczać więcej pieniędzy na swoje armie, projektowane są wspólne siły, zwłaszcza na wypadek wycofywania się Ameryki Trumpa z naszego kontynentu. Zapewnienia, że Donald Trump nie osłabi NATO, są miłe dla europejskiego ucha, ale przecież nic nie wiadomo. Poza tym, że będzie chciał ułożyć sobie na nowo stosunki z Rosją. O postrzeganiu Rosji przez USA mówił zresztą w ubiegłym tygodniu Barack Obama. „Mam nadzieję, że nowo wybrany prezydent zajmie wobec Rosji konstruktywne stanowisko i znajdzie sposób na współpracę z Rosją w dziedzinach, gdzie interesy są zbieżne, ale równocześnie będzie w stanie stawić Rosji czoło tam, gdzie interesy są przeciwne