Wchodząc do UE, Irlandia miała 64% unijnego poziomu życia, dzisiaj ma 128%. W Polsce roku 2002 wskaźnik ten wynosi 39%. Ile wyniesie za 10 lat? W polskim marszu do (zjednoczonej) Europy znaleźliśmy się na ostatniej prostej. Kalendarz negocjacji i polityczne decyzje Unii Europejskiej nie pozostawiają tu żadnej wątpliwości. Rok 2002 to dla Polaków – ale także Czechów, Węgrów, Słoweńców, Litwinów, Estończyków, Słowaków, Łotyszów oraz Cypryjczyków i obywateli Malty – czas na finisz. Po wieloletnim maratonie dochodzenia do Unii sukces jest już w zasięgu ręki, ale – uwaga! – tak jak w sporcie ostatnie metry mogą być decydujące i przesądzić o zwycięstwie lub klęsce. W Brukseli to ostrzeżenie powtarzane jest od wielu tygodni. Także w Warszawie politycy odpowiedzialni za negocjacje z UE mają tego pełną świadomość. Jesienią ubiegłego roku, po zmianie rządu, zmieniony został także skład grupy polskich negocjatorów. Zweryfikowano nasze stanowiska w sprawie zakazu sprzedaży ziemi cudzoziemcom, dostępu Polaków do unijnego rynku pracy. Udało się nam zamknąć – dosłownie rzutem na taśmę, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia – kolejny, 19 rozdział w rozmowach o akcesji, co pozwoliło Polsce dojść znowu do głównej grupy państw kandydujących do członkostwa od 1 stycznia 2004 r. Można powiedzieć, że polski biegacz, który po 11 latach starań o integrację z (zachodnią) Europą – warto tutaj bowiem przypomnieć, że już w 1990 r. zaczęliśmy negocjować traktat o stowarzyszeniu Polski ze Wspólnotami Europejskimi – zbliża się już do unijnej mety, ma coraz więcej szans, by pomyślnie zakończyć ten wieloletni maraton. Czy jednak wszystko idzie już tak, jak iść powinno? Jeśliby trzymać się sportowych metafor, polski biegacz zdąża do celu coraz pewniej, ale ciągle brakuje mu do skutecznego finiszu, kiedy trzeba rzucić na szalę wszystkie siły, dostatecznej determinacji. – Za mało macie serca do walki o unijne członkostwo – powtarzają nam niekiedy w Brukseli tzw. eurokraci, a także przedstawiciele krajów, które już członkostwo zdążyły sobie (kilka albo kilkanaście lat temu) wywalczyć. „Głowa”, czyli politycy, robią ostatnio wiele, by proces negocjacji przyspieszyć. Coraz lepiej, choć ciągle za słabo, pracują tzw. mięśnie. Polscy urzędnicy trochę poduczyli się już, jak spełniać unijne wymogi przy przygotowywaniu programów współpracy z UE, mozolnie dostosowują polskie przepisy do standardów europejskich. Przybywa osób, które coś wiedzą o instytucjach rządowych i – co bardzo ważne – samorządowych i gospodarczych, czym jest i czym będzie zjednoczona Europa. Najsłabszym elementem pozostaje ciągle poparcie społeczne dla idei członkostwa. Prowadzone od lat badania opinii publicznej wskazują na stopniowy spadek liczby euroentuzjastów w naszym kraju, a przede wszystkim na umacnianie się grupy eurosceptyków i otwartych przeciwników polskiego członkostwa w Unii Europejskiej. Zdarzają się sondaże alarmujące. Tak było w październiku 1999 roku, kiedy tylko, według Instytutu Spraw Publicznych, 46% Polaków zapowiedziało poparcie naszego akcesu do UE w ewentualnym referendum (dziś wiemy, że odbędzie się ono najprawdopodobniej jesienią 2003 r.). We wrześniu 2001 r. niepokój wywołał sondaż OBOP zapowiadający, że w hipotetycznym referendum za integracją z Unią zagłosowałoby 49,6% Polaków, a zdecydowanie przeciwko unijnemu członkostwu wypowiedziałoby się 30,4% badanych. Optymiści powtarzają, że to żaden powód do strachu. Ciągle wyraźnie liczniejsi są w Polsce zwolennicy Europy niż ci, którzy się jej boją lub się na nią boczą. Wiele w tym racji. Ale racjonalnie myślący obserwatorzy naszych starań o UE przestrzegają, że wchodzimy – krok po kroku – w coraz trudniejszy czas dla eurooptymistów. Negocjacje 2002 r. dotyczyć będą najtrudniejszych tematów, w wielu kwestiach potrzebne będą polskie ustępstwa – w imię ostatecznego sukcesu i generalnych zysków z członkostwa. Obecne w polskim Sejmie ugrupowania, które jawnie deklarują swój sceptycyzm wobec Polski w Unii Europejskiej, zyskają nowe możliwości antyunijnej propagandy. Kłopoty gospodarcze, które przyjdzie nam w najbliższych miesiącach przezwyciężać, mogą być kolejnym czynnikiem osłabiającym polskie poparcie dla Unii. Z badań opinii publicznej wynika, że na progu ostatniego etapu negocjacji unijnych Polacy odczuwają wobec
Tagi:
Mirosław Głogowski