Unia na wstecznym – rozmowa ze Stephenem Tindale’em

Unia na wstecznym – rozmowa ze Stephenem Tindale’em

Eurowybory pokazały, że Unia potrzebuje zasadniczej zmiany, by nadal istnieć Stephen Tindale – badacz z centrolewicowego londyńskiego think tanku Centre for European Reform. Zajmuje się kwestiami klimatycznymi, unijnym budżetem i polityką lokalną. W przeszłości był dyrektorem wykonawczym brytyjskiego oddziału Greenpeace’u. Na początku lat 90. doradzał Partii Pracy. Spędził cztery lata, pracując w ambasadzie brytyjskiej w Islamabadzie. Wykładał na londyńskim Birkbeck College. Absolwent Uniwersytetu w Oksfordzie. Wyborcy w Europie zagłosowali przeciw Unii czy raczej przeciw swoim narodowym rządom – czy jeszcze ogólniej, przeciwko swojej klasie politycznej? – Dominacja polityki krajowej nad europejską zawsze była problemem i nadal nim jest. Ale zwróćmy uwagę, że partie antyeuropejskie najlepsze wyniki uzyskały w zamożnych państwach Europy Północnej. Niespodzianką i szokiem był wynik Frontu Narodowego we Francji. Zwycięstwa UKIP na Wyspach akurat się spodziewano. Wyjątkiem jest tu Grecja, gdzie dobre wyniki uzyskała skrajna prawica. Ale chciałbym zaznaczyć, że eurosceptycy największe sukcesy odnosili jednak w takich krajach jak Wielka Brytania, Francja, Dania, Finlandia. Są to więc zamożniejsze państwa Unii. Wyborcy wysłali politykom wiadomość, że fakt, iż europejska współpraca jest korzystna dla gospodarki, nie wystarcza, by opinia publiczna poparła integrację, a szczególnie wolny przepływ siły roboczej. Zatrzymajmy się przy Francji. Przeciętny wyborca Frontu zagłosował bardziej przeciw Brukseli czy jednak przeciw Paryżowi po dekadzie stagnacji gospodarczej? – Obawiam się, że na Wyspach i we Francji główną przyczyną było coś innego – zwykła ksenofobia. Nie chodzi o konkretną kwestię polityczną czy gospodarczą. Drugorzędne też były, moim zdaniem, osobowości liderów. Chodziło głównie o powiedzenie: „Obcych jest już u nas zbyt wielu, nie chcemy ich”. A to znowu zaprzeczenie jednej z podstawowych zasad Unii – wolnego przepływu siły roboczej. Jak wyniki wyborów wpłyną na działanie europarlamentu? Blok eurosceptyczny jest niby duży, ale na tyle niejednolity, że trudno oczekiwać, by te stronnictwa na co dzień współpracowały. – To prawda. Rzecz jasna, partie ksenofobiczne nie przepadają za stronnictwami z innych państw. Nie będą więc działać na zasadzie bloku. Ale i tak istnieje ryzyko, że w parlamencie coraz trudniej będzie cokolwiek przepchnąć. Myślę, że chadecy i socjaliści będą musieli współpracować ściślej niż dotychczas, by temu zapobiec. Ale nawet jeśli tak się stanie, w mojej opinii impas podobny do tego, który paraliżuje politykę w Stanach Zjednoczonych, jest realny. Co w takim razie powinni zrobić politycy głównego nurtu, by powstrzymać falę eurosceptycyzmu, która z ich punktu widzenia może prowadzić do tragedii? – Na pewno muszą odważniej mówić o korzyściach płynących z integracji. Przekonywać o tym donośniejszym głosem, bo dali się zagłuszyć różnym eurosceptykom: radykalnym i umiarkowanym. Ale to nie jest najważniejsze. Przede wszystkim należy poważnie przemyśleć samą koncepcję integracji. Wizja Delorsa, w której unia gospodarcza stanowi krok ku unii politycznej, po prostu się nie ziści. Niezależnie od tego, czy pomysł był dobry, czy nie – opinia publiczna na to się nie zgadza. Za naszego życia Stanów Zjednoczonych Europy albo czegoś je przypominającego po prostu nie będzie. Trzeba więc zadać sobie pytanie, co zamiast tego. Jeden z wariantów: strefa euro powinna bardziej się zintegrować i oddalić od państw spoza niej. Dla politologa czy filozofa to może rozsądne rozwiązanie, ale w praktyce mało realne, choćby dlatego, że kręci na nie nosem Paryż. W każdym razie musimy zrozumieć, że dotychczasowy unijny porządek prawny nie może już być niekwestionowany. Potrzebna jest fundamentalna zmiana, jeżeli chcemy, by Unia pozostała przy życiu. Kiedy mówisz o fundamentalnej zmianie, tak naprawdę masz na myśli wciśnięcie hamulców i wrzucenie biegu wstecznego. – Właściwie tak. Jednym z fundamentów integracji europejskiej zawsze była demokracja. To coś, z czego powinniśmy być dumni. W przeszłości udało się rozszerzyć Wspólnotę o państwa Europy Środkowej i Wschodniej. Uważam to za wielkie osiągnięcie. Ale dziś, jeśli nie chcemy odrzucić demokratycznych zasad, na jakich zbudowano Unię, nie możemy zignorować faktu, że jedna trzecia głosujących wyraźnie opowiedziała się przeciw dalszej integracji. Jak w takim razie miałaby wyglądać nowa Unia, łatwiejsza do zaakceptowania przez ludzi? – Po pierwsze, powinna w większym stopniu zacząć skupiać się na tych problemach, które da się rozwiązać tylko i wyłącznie na poziomie ponadnarodowym.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 27/2014

Kategorie: Świat