Nasz producent traktorów rozpoczął wielką akcją zwolnień grupowych. Sporą część załogi czeka post w karnawale, a firma jest na progu bankructwa Zakłady w Ursusie przeżywają właśnie największą chyba w swych dziejach falę zwolnień. W najbliższym czasie pracę utraci ponad 1700 osób, a po redukcjach zostanie około 3 tys. pracowników. Zwolnienia przebiegają wedle zasady trzech “S” – szybko, sprawnie i spokojnie. Natomiast “S” w Ursusie, znana z dynamicznych akcji w obronie miejsc pracy i polskich traktorów, tym razem jest cicha i akceptuje redukcję bez protestów. Trzy pozostałe związki, działające w firmie, są bardziej krytyczne, ale też nie podejmują żadnych działań. Kiedyś związkowcy z Ursusa nie puściliby płazem zakusów na tyle miejsc pracy. Dwa lata temu redukcja kilkunastu procent załogi sprawiła, że zredukowany został i ówczesny prezes. Wiosną ubiegłego roku „Solidarność” z Ursusa burzliwie demonstrowała na ulicach przeciw programowi restrukturyzacji zakładów i związanymi z tymi zwolnieniami. Tym razem jednak bunt zastąpiony został przez rezygnację. – To dlatego, że wzrasta świadomość ekonomiczna załogi, ludzie rozumieją iż pewne regulacje i ich konsekwencje są nieuniknione -mówią niektórzy przedstawiciele kierownictwa firmy. – To dlatego, że mało nas już zostało, trudno się skrzyknąć, nie ma dobrej organizacji. Zakład jest rozrzucony na dużym obszarze, dzielą nas niemal kilometry. A zresztą protestowaliśmy w przeszłości już nieraz i co to dało? – mówi część pracowników. PO HALACH WIATR HULA Rzeczywiście, w Ursusie niezbyt łatwo dziś o znalezienie zdeterminowanej grupy gotowej do walki we wspólym celu. Jeszcze trzy lata temu pracowało tu ponad 12 tys. ludzi. Dziś jest pusto i cicho, część ogromnych hal opustoszała i hula w nich wiatr. Po godzinie 14 życie w zakładach niemal zamiera. Czego jak czego, ale wolnego czasu w Ursusie jest pod dostatkiem. Pracuje się tylko na jedną zmianę, piątek wigilijny był wolny dla dużej części pracowników, zakłady nie wykorzystują swych mocy produkcyjnych. Dziś na całym świecie producenci ciągników rolniczych cienko przędą. Ursus, moloch z minionej epoki, kiedy to traktory miały zdobyć wiosnę, szczególnie boleśnie odczuwa zaś zderzenie z gospodarką rynkową. Zakładom nie udało się znaleźć inwestorów z pieniędzmi, ostatni poważny chętny – amerykański producent maszyn rolniczych AGCO – niemal dwa lata ostatecznie zrezygnował. Załoga będąca pod wpływem “Solidarności”, kierowanej przez Zygmunta Wrzodaka, przestraszyła się wizji masowych zwolnień pod rządami amerykańskiego kapitału. Dziś są zwolnienia, tyle że nie ma kapitału. Problemy Ursusa nie są niczym nowym, bo te zakłady z reguły nie umieją wyjść na swoje. Gdy przed wojną Ursus bankrutował, zadłużoną firmę upaństwowiono. Teraz też stoi na progu bankructwa, tyle że zadłużonego giganta nie ma jak sprywatyzować. W czasach świetności Ursus produkował 60 tys. traktorów rocznie – obecnie około dziesięć razy mniej. Ursus ma mniej więcej takie same problemy jak nasze górnictwo – powinien, możliwie bezboleśnie, zmniejszyć koszty produkcji, ograniczyć zatrudnienie i produkować tyle, ile da się sprzedać. Stopniowo wyprzedawane są nieruchomości i wyposażenie fabryki, zakłady zostały podzielone na kilkanaście samodzielnych spółek, które, oprócz udziału w produkowaniu ciągników rolniczych, mogą zajmować się wszystkim, co przynosi zysk. Na przykład Zakład Oblachowania kiedyś specjalizował się w wytwarzaniu kabin i blach do ciągników. Dziś jest to produkcja mniej ważna, a zakład robi metalowe płoty, stoliki i krzesła oraz schody. Ponieważ opracowanie produkcji tak skomplikowanego wyrobu, jakim są schody z metalu, przekraczało możliwości naszych projektantów i inżynierów, licencję na owe schody kupiono w RFN. Zakład przymierza się do jeszcze ambitniejszego zadania (tym razem pomogą Holendrzy) – wytwarzania lekkich przenośnych pawilonów w kształcie półkuli. “Tego rodzaju pawilony mogą być stawiane w najpiękniejszych zakątkach świata” – zachwala prezes Zarządu Zakładu Oblachowania, Ryszard Mamczak. Oczywiście, cała ta działalność nie przynosi zysków, bo gdy się produkuje wyroby dla działkowiczów w fabryce przystosowanej do wytwarzania traktorów, trudno o efektywność. “Musimy przeprowadzić kolejną restrukturyzację po to, żeby spółki miały przed sobą jakąś perspektywę przyszłości i żeby w 2000 r. nie generowały strat” – mówi więc prezes Ursusa, Stanisław Bortkiewicz. W tym wypadku pod słowem
Tagi:
Andrzej Dryszel