USA (znów) nie zbankrutują

USA (znów) nie zbankrutują

US President Joe Biden meets with US House Speaker Kevin McCarthy (R-CA) (L) about the debt ceiling, in the Oval Office of the White House in Washington, DC, on May 22, 2023. US President Joe Biden said he was 'optimistic' as he met Monday with top Republican Kevin McCarthy for their first one-on-one talks in months, with just 10 days left to stop a calamitous debt default. (Photo by SAUL LOEB / AFP)

O co chodzi w kłótni o limit zadłużenia? Uniknęliśmy globalnej katastrofy, meteorytu zmierzającego w naszym kierunku, dosłownie o włos – przynajmniej tyle można zrozumieć ze wszystkich doniesień medialnych na temat podwyższenia limitu zadłużenia Stanów Zjednoczonych. Gdyby USA zderzyły się z limitem, w Ameryce zwanym raczej sufitem, i musiały ogłosić bankructwo, konsekwencje poczułby cały świat. I nie byłyby one łagodne. Nie ma w tych ostrzeżeniach wiele przesady, nawet jeśli czasami dziennikarze sięgają po apokaliptyczną metaforykę. Z drugiej strony polityczny teatr wokół limitu zadłużenia powtarza się zaskakująco regularnie. Tylko w XXI w. nominalny – czyli liczony w dolarach – dług USA zwiększył się trzykrotnie, a limit zadłużenia podnoszony był kilkanaście razy. Ilekroć dochodzi w tej sprawie do sporu między urzędującą administracją a większością z przeciwnej partii w Kongresie, przedmiotem szantażu staje się finansowa stabilność światowego supermocarstwa – i całego globu. O co w tym jednak chodzi? Po co komu, a już szczególnie Ameryce, limit długu? I czy jest sens dalej fundować światu podobne ryzyko? Twarda ściana Limit zadłużenia został wprowadzony ponad 100 lat temu, w epoce pod niemal każdym względem innej od czasów nam współczesnych. System finansowy, jaki dzisiaj znamy, jeszcze nie istniał, dolar epokę globalnej dominacji miał dopiero przed sobą, młoda była nawet sama bankowość centralna w USA. A jednak, choć od 1917 r. zmieniło się tak wiele, kolejne administracje wciąż muszą planować wydatki w zgodzie z archaicznymi regułami. Amerykański sufit długu jest bowiem rozumiany bardzo dosłownie – Kongres wydaje zgodę na konkretną kwotę zadłużenia i koniec. Oznacza to, że gdy gospodarka się rozwija, z jakiegoś powodu trzeba zwiększyć deficyt albo rośnie inflacja, ów sufit prędzej czy później okaże się niewystarczający i trzeba będzie go podnieść. Sufit długu wyraża wartość nominalna – ileś bilionów dolarów, a nie np. procent PKB. Jeśli ktoś myśli, że to rozsądny i powszechny w demokratycznym świecie sposób zarządzania finansami państwa, bardzo się zdziwi. Jest dokładnie na odwrót. Ze wszystkich krajów na świecie wśród demokracji sztywny limit długu ustawiły sobie USA i… Polska. Na liście państw z limitem długu są jeszcze Namibia, Pakistan, Kenia i Malezja – ale w żadnym z tych krajów przekroczenie limitu długu nie wiąże się z poważnymi konsekwencjami, a w innych zakaz ma charakter czysto teoretyczny i od lat nie jest przestrzegany. Osobnym przypadkiem jest Dania, gdzie istnieje nominalny limit długu (jak w USA), lecz jest on ustalony tak wysoko – kilkakrotnie wyżej niż obecny poziom długu – że w praktyce w żaden sposób nie wiąże rąk decydentom w Kopenhadze. Ekonomiści, którzy rozumieją, jak działają finanse publiczne, szybko wyjaśnią, dlaczego tak jest. W rzeczywistości to nie kwota długu ma znaczenie, ale płacone od długu odsetki i zdolność ich terminowego spłacania bez większych wyrzeczeń w innych dziedzinach. Gdyby było inaczej i sama wysokość długu w jakikolwiek istotny sposób szkodziła gospodarce, należałoby powiedzieć, że Niemcy (66% długu w relacji do PKB) i Francja (110%) są w dużo gorszej kondycji finansowej niż Polska (zadłużenie na poziomie 51% PKB). Oczywiście tak nie jest, a państwa rozwinięte w razie kryzysu – co pokazał covid – i tak znajdą sposób na podniesienie poziomu zadłużenia i zagwarantowanie sobie sposobu jego spłaty. Dlatego rządy stronią od narzucania sobie podobnych arbitralnych kryteriów. Bo w sytuacji prawdziwego zagrożenia dla państwa (wojny, epidemii, klęski żywiołowej albo kryzysu gospodarczego) nikt nie wybierze przestrzegania reguł fiskalnych ponad życie obywateli. Młotek dla opozycji A jednak USA (i Polska) zdecydowały się na trwały limit zadłużenia. Czemu on służy? W przypadku Ameryki praktyka ostatnich kilkudziesięciu lat pokazała to już do bólu czytelnie. Grożenie bankructwem państwa służy głównie… wywołaniu politycznego dramatu i szantażowaniu przeciwników groźbą bankructwa państwa. Partia, która jest w opozycji do urzędującego prezydenta, a kontroluje jedną z izb Kongresu, może bowiem skutecznie blokować podniesienie sufitu zadłużenia. Jeśli dług przekroczy ustawowy limit do określonego dnia, Waszyngton (przynajmniej w teorii) przestaje być wypłacalny. To zaś powoduje poważne zawirowania w gospodarce, które mogą doprowadzić do wielu faktycznych bankructw i kryzysu. Choć tak naprawdę wszyscy rozumieją, że nie chodzi o potocznie rozumiane bankructwo, bo Ameryce

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 24/2023

Kategorie: Zagranica