Efektownej odwilży w stosunkach Waszyngton-Trypolis potrzebowały obie strony Nafta godzi wszystkich. Condoleezza Rice mówi: „Nigdy nie sądziłam, że pojadę do Libii”, ale złożyła właśnie wizytę Muammarowi Kaddafiemu, który jeszcze przed dwoma laty pozostawał na czele amerykańskiej czarnej listy. Libijski dyktator nazwał ją nieco wcześniej „kochaną afrykańską czarną kobietą” i mówił o niej zdrobniale „Leezza”. Historyczne urazy idą w zapomnienie. Pani Rice zapewnia, że Stany Zjednoczone „nie mają permanentnych wrogów”, a Kaddafi, że konflikt z USA jest „definitywnie zapomniany”. „Więcej gazu i nafty, mniej nielegalnych imigrantów|” – tak podsumował największy europejski specjalista od PR, magnat telewizyjny i zarazem premier Włoch, Silvio Berlusconi, wyniki swej wizyty u Kaddafiego. Wenus powraca do Libii Prezydent Libii serdecznie wyściskał w swym słynnym beduińskim namiocie Berlusconiego, który dość oszczędnie przepraszał za przeszłość, w której Włosi wymordowali w latach władzy Mussoliniego w ich libijskiej kolonii 5% jej ówczesnej ludności. W geście pojednania Włochy zwróciły Libii posąg Wenus z Cyreny (słynna „Wenus bez głowy”) wywieziony z ich kolonii w 1913 r. i zaoferowały ważne inwestycje. Nikt w Trypolisie nie będzie się zapewne przejmował, że z Włoch coraz częściej dochodzą wieści o tym, iż obecny rząd złożony z konserwatystów i lombardzkich ksenofobów chętnie nawiązuje do tradycji Benita Mussoliniego. Podczas gdy na północy Włoch wprowadza się ustawy miejskie zakazujące praktycznie osiedlania się tam biednym cudzoziemcom, na gmachu sądu w Mediolanie odsłonięto właśnie w tych dniach wstydliwie zamalowany 60 lat temu fragment fresku przedstawiający postać duce. Butne oblicze twórcy i przywódcy włoskiego faszyzmu nie zostało wtedy usunięte z fasady gmachu sprawiedliwości, lecz jedynie zalepione papierem pakowym, który pomalowano pod kolor tynku, jakby ktoś wtedy przewidywał, że jeszcze się przyda. Włochy, poszukując terenów do kolonizacji i osiedlenia swych bezrolnych wieśniaków z biednego, obszarniczego Mezzogiorno, południa Italii, zastały już Afrykę podzieloną między bogatsze państwa europejskie. Sięgnęły więc po pustynną, bezwodną i rzadko zaludnioną Libię. Po zwycięskiej krótkiej wojnie z Turcją, w 1912 r. zagarnęły jej afrykańskie prowincje – Trypolitanię, Cyrenajkę i Fezzan. Później, pod rządami Mussoliniego, połączyły je w jedną kolonię pod nazwą Libia, którą w czasach imperium rzymskiego nadał tym ziemiom cesarz Dioklecjan. Dla duce, który owładnięty był ideą wskrzeszenia imperium pod swym panowaniem, podbój Abisynii i umocnienie panowania w Libii były urzeczywistnieniem snów o uczynieniu z Italii potęgi kolonialnej. W Abisynii Włosi używali gazów bojowych zakazanych przez konwencje międzynarodowe i zakładali obozy koncentracyjne. W Libii przetrzymywali w nich 100 tys. ludzi podejrzanych o sprzyjanie „buntownikom”, z których co najmniej 20 tys. zginęło w walkach z kolonialistami jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. We Włoszech podczas II wojny światowej doszło pod naciskiem Berlina do deportowania Żydów do Auschwitz i innych obozów koncentracyjnych, ale rasizm włoskich faszystów skierowany był głównie przeciwko „ciemnoskórym” Afrykanom. W wyniku ostatecznego pokonania przez aliantów (Kampania libijska) w 1943 r. wojsk Hitlera i Mussoliniego Libia, kraj o powierzchni 1,7 mln km kw. (pięciokrotnie większy od Włoch), zamieszkany wówczas przez 1,2 mln ludzi, staje się w 1951 r. pierwszym afrykańskim krajem, który uzyskał niepodległość. Nie wiedziano jeszcze wówczas o rozmiarach ogromnego bogactwa Libii, jakim są złoża ropy naftowej. 1600 kilometrów asfaltu „My dwaj, niezwykle mężni politycy, dziś wreszcie przełamujemy dziedzictwo kolonializmu”, powiedział Kaddafi, mianowany właśnie przez afrykańskich przywódców w 39. rocznicę sprawowania władzy „Królem królów Afryki”. Berlusconi, wśród europejskich polityków znany z próżności, nadaje dalszym rozmowom z libijskim przywódcą ton familiarnej serdeczności i pokazuje mu w trakcie spotkania zdjęcia rodzinne, m.in. fotografię wnuczka Alessandra, którą nosi w portfelu. Po dłuższych targach włoski premier podnosi z 3 mld do 5 mld dol. ofertę dotyczącą odszkodowań za cierpienia narodu libijskiego zawinione przez Włochów w czasach, gdy Libia była ich kolonią. Tę kwotę Włosi mają zapłacić w ciągu 25 lat. Chcąc jednak zapewnić sobie, że pieniądze nie trafią do rąk zagranicznych przedsiębiorców, podpisali umowę, na mocy której to Włosi, zresztą bodaj najlepsi w Europie specjaliści w tej dziedzinie, zbudują w Libii z tych środków przez 20 lat 1,6 tys. km nadmorskiej autostrady od granicy Tunezji do Egiptu. Reszta
Tagi:
Mirosław Ikonowicz