To już w tym tygodniu! 13-14 lutego w Warszawie odbędzie się jedno z niewątpliwie najważniejszych wydarzeń dyplomatycznych epoki rządów PiS – międzynarodowa konferencja na temat pokoju i stabilności na Bliskim Wschodzie. Przygotowania zatem trwają, choć akurat nie w MSZ-owskim Departamencie Afryki i Bliskiego Wschodu. On pozostawiony jest gdzieś z boku. Widać więc, jakie interesy są realizowane. Tak oto Polska daje twarz polityce prezydenta Trumpa. Bo na pewno nie można tego nazwać polityką Zachodu. Państwa Unii Europejskiej popierały (i popierają) umowę, którą z Iranem podpisał prezydent Obama. Teraz więc są w kontrze do Trumpa. I będzie to widać w Warszawie, bo na konferencję nie przyjedzie szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini. A Francja i Niemcy zapowiadają przysłanie delegacji na niskim szczeblu. Polska odgrywa zatem rolę państwa rozbijającego Unię i świetnie w tej roli się czuje. A co dostanie od Ameryki za wykonanie zadania? Ano uścisk dłoni wiceprezydenta Mike’a Pence’a, który do Warszawy się wybiera. Podobnie jak Jared Kushner, doradca prezydenta USA ds. Bliskiego Wschodu, prywatnie zięć Donalda Trumpa. I biznesmen. W zasadzie to Kushner będzie najważniejszą osobą w Warszawie, bo to on ma realny wpływ na Trumpa i jego politykę. I to jego prywatne i biznesowe kontakty z premierem Netanjahu i saudyjskim następcą tronu księciem Muhammadem w wielkim stopniu kształtują obecną politykę USA. Takie czasy. W Warszawie nie będzie za to wysłanników Teheranu. Choć o Iranie ma być konferencja. Trudno to zrozumieć, ale jeszcze trudniej zrozumieć, jak ten nieprzyjazny gest tłumaczy minister Czaputowicz. Mówi on tak: „Nie zaprosiliśmy przedstawicieli Iranu, bo to uniemożliwiłoby normalne obrady. Irańczycy używają języka, który jest trudny do zaakceptowania”. Proszę, jaki wrażliwy lingwista… Co ciekawe, kwestie nieodpowiedniego języka nie przeszkadzają Rosji. 14 lutego, w dniu obrad w Warszawie, Rosjanie organizują swoją konferencję, w Soczi. Prezydenci Rosji, Iranu i Turcji będą tam rozmawiać o sytuacji w Syrii. Pewnie też o innych sprawach regionu, o Iranie i o wojnie na Półwyspie Arabskim. W ten sposób będziemy mieli dwie półkonferencje i takież będzie, w najlepszym przypadku, znaczenie tej warszawskiej – połowiczne. A co do wojny w Jemenie, to klasyczny przykład siły pieniądza. Kosztuje 200 mln dol. dziennie, walczą w niej najemnicy z Sudanu Południowego, ok. 14 tys. Jest katastrofą humanitarną, ale jej końca nie widać. O wojnie cicho, bo jeżeli książę Muhammad obiecał prezydentowi Trumpowi, że w bardzo krótkim czasie kupi od Ameryki uzbrojenie za 100 mld dol., to po co nagłaśniać tę tragedię? Podobnie wyciszana jest sprawa zabójstwa Dżamala Chaszodżdżiego – chyba już nigdy się nie dowiemy, dlaczego zginął, kto zlecił zabójstwo i dlaczego Chaszodżdżi poszedł do konsulatu Arabii Saudyjskiej w Turcji, a nie np. w USA. A wiadomo, że ktoś go na tę Turcję namówił. Tak wygląda Bliski Wschód – tajemnica na tajemnicy, wojna na wojnie, państwa duże i małe wydają na nie pieniądze, a firmy zbrojeniowe zarabiają. A Polska świadczy usługi konferencyjne, chyba nawet nie za bardzo się orientując, jaka to gra. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint