Kraków muzyką filmową stoi, a na pewno stał przez kilka dni maja. Krakowski Festiwal Muzyki Filmowej – jeden z czterech w Europie – jest jednym z dwóch najmłodszych takich festiwali na starym kontynencie – tegoroczna edycja była drugą po debiucie w 2008 r. Zrealizowany z rozmachem, odwagą, pozwolił „usłyszeć filmy”. Dźwięk zapanował nad obrazem, mógł żyć samodzielnie. Stary Kraków dał tło i przestrzeń dla spotkań z bardzo różnymi muzycznymi kulturami, smakami i aromatami. „Najlepsza muzyka w filmie to taka, której nie słyszymy”, uważa klasyk muzyki filmowej, John Williams, pięciokrotny zdobywca Oscara. Po cóż zatem oddzielać muzykę od obrazu? A właśnie jest po co. Ta najlepsza broni się na koncertach, tworzona przez wybitnych autorów muzyki poważnej i rozrywkowej, pozwala uruchomić swoje wizje, powrócić do filmowego obrazu. – Usłyszeć film, to pozwolić mu w pełni wybrzmieć w wyobraźni – mówi dyrektor programowy FMF, Robert Piaskowski. Festiwal krakowski narodził się w tym samym roku co Tenerife International Film Music Festival. Jak mówi jeden z gości festiwalu, Diego Navarro, kompozytor i dyrygent, dyrektor festiwalu na Teneryfie, w całej Ameryce nie ma takiego festiwalu, a w Europie trend do prezentowania muzyki filmowej niezależnie od filmu narodził się około ośmiu lat temu. Radio RMF Classic i Krakowskie Biuro Festiwalowe, organizatorzy FMF, wprowadzili festiwalowe wydarzenia do opery, filharmonii, na Błonia krakowskie, na Rynek Główny, do akademii muzycznej i kina Kijów. Przez trzy dni można było spotkać się tam z oscarowymi kompozytorami, najlepszymi orkiestrami, wirtuozami i reżyserami światowej rangi. Muzyka i jej twórcy byli blisko: bez barykad i z pokorą wobec słuchacza/widza. Również wobec kaprysów pogody: ten jedyny nieprzewidywalny element zakłócił rytm festiwalowych koncertów plenerowych, ale goście i organizatorzy pokazali gotowość do pracy w „warunkach awaryjnych”. Publiczność poza apetytem na muzykę wykazała też wyrozumiałość. Po raz pierwszy Nigdy wcześniej nie gościł w Polsce Max Raabe, którego nagrania rzadko się słyszy na antenie, a jest kultowym wykonawcą niemieckich i amerykańskich przebojów filmowych, kabaretowych z lat 20. i 30. Od barytonu do tenorowego belcanta, pełna swoboda w piosenkach Britney Spears czy Queen są dodatkowym smakiem pełnego perfekcji chłodnego artysty bez wieku, w niezmiennym smokingu démodé. W repertuarze ma około pół tysiąca piosenek, w tym kompozytorów żydowskich, które na nowo dzięki Raabemu i Palast Orchester od 20 lat święcą triumfy. Syn rolnika, gładki blondyn z chóru chłopięcego z Westfalii, podbił oszczędnym, autoironicznym stylem nawet publiczność w Carnegie Hall. – Już sam fakt, że Niemcy mogą mieć poczucie humoru, jest czymś, czego nie spodziewa się żadna publiczność – mówi przewrotnie Max Raabe. Wirtuozersko i z opanowaniem zaczarował czas i publiczność w Operze Krakowskiej. Kolejny pierwszy raz: muzyka z „Pachnidła” na żywo w Polsce, z reżyserem i współtwórcą muzyki Tomem Tykwerem, Reinholdem Heilem i Johnnym Klimkiem (autorami muzyki do takich filmów jak „Biegnij, Lola, biegnij”, „Księżniczka i wojownik”, „Niebo”, „True” oraz piosenki do hitu „Matrix: Rewolucje”). Zabrzmiała nowa aranżacja partytury, znana z ubiegłego roku z wykonań na Teneryfie. Na Błoniach zapachy płynęły poprzez muzykę. – Cała naukowa terminologia perfumeryjna zbudowana jest na terminach muzycznych. Mówi się przecież o akordach zbudowanych z poszczególnych nut – mówi Tom Tykwer, dla którego świat woni z powieści Patricka Süskinda mógł być pokazany jedynie za pomocą syntezy muzyki i obrazu. Film się czuło, obrazy pachniały i cuchnęły. Tak było i w Krakowie. Pokazy plenerowe mają być znakiem firmowym FMF. Podczas trzech wieczorów na Błoniach miały być zaprezentowane pod batutą kompozytorów i znakomitych dyrygentów suity z hollywoodzkich superprodukcji „Spiderman”, „Ironman” i „Matrix”, wspominana partytura z „Pachnidła. Historii mordercy”, z filmów „Przyczajony tygrys, ukryty smok” i „Władca Pierścieni: Dwie wieże”. Miały być, piątkowe spotkanie z oscarowym chińskim kompozytorem i dyrygentem, Tan Dunem, zakłóciła bowiem nawałnica, która w piątek wieczorem przeszła nad Krakowem. – Uszkodzona została część sprzętu przygotowanego na koncert muzyki Tan Duna na Błoniach. Dzięki współpracy z zespołem Filharmonii Krakowskiej w ciągu kilku godzin podjęliśmy decyzję o przeniesieniu koncertu do gościnnych sal filharmonii i przesunięciu go zaledwie o godzinę. Ze względu na mniejszą
Tagi:
Beata Dżon