Uważniej czytajmy zaproszenia

Uważniej czytajmy zaproszenia

Każda misja dyplomatyczna urządza wielokrotnie w ciągu roku roz­maite przyjęcia, część z nich to spotkania nawet kilkuset osób, np. z okazji świąt narodowych. Goście zapraszani są przy użyciu drukowanych zaproszeń. Ich uważna lektura pozwala lepiej przygotować się do udziału w takim przyjęciu. (…) Kartonik zaproszenia pozwoli nam określić, czy jesteśmy zaproszeni sami, czy z mężem/żoną lub „osobą towarzyszącą”. Zajrzyjmy do zaproszenia zredagowanego przez ambasadę kraju szeroko otwartego na rozmaite formy wspólnego życia obojga osób bez wyraźnego podkreślania ich statusu matrymonialnego czy tzw. partnerskiego. Wybrano bardzo zgrabną formułę: invitation pour deux personnes, tj. „zaproszenie dla dwóch osób”. Z obserwacji praktyki respektowania zawartych w zaproszeniach zaleceń przez gości wnoszę, że nie jest z tym najlepiej. Dość często dochodzi do naruszeń jednocześnie kilku nawet zasad, które powinny być bezwzględnie respektowane. Najczęstsze błędy to: • przyprowadzanie ze sobą gości niezaproszonych (to przecież można wcześniej uzgodnić z sekretariatem, a nie stawiać gospodarza i takiego niezaproszonego gościa w sytuacji niezręcznej), • niereagowanie na prośbę o powiadomienie, czy zaproszenie zostało przyjęte, czy nie będziemy mogli zeń skorzystać; prośba o powiadomienie wyrażona jest skrótem R.S.V.P., tj. répondez, s’il vous plaît (proszę o odpowiedź). [Dopisek: en cas d’empêchement lub regrets only (żałuję, lecz nie będę mógł przybyć) oznacza, że należy odpowiedzieć w przypadku niemożności przybycia – przyp. red.]. • strój nieodpowiedni do sytuacji; określenie rodzaju stroju gości należy do wyłącznych prerogatyw zapraszającego gospodarza, kierujemy się przy tym albo wyraźną jego sugestią zawartą w zaproszeniu, albo spoglądamy na rodzaj oraz godzinę przyjęcia i sami decydujemy, że w południe możemy przyjść ubrani swobodniej niż wieczorem. Jeśli nie wiemy, jak się ubrać, zapytajmy znawców lub sięgnijmy do podręcznika protokołu dyplomatycznego. W żadnym zaś przypadku nie usprawiedliwiajmy swego niedbałego, niestosownego stroju, mimo wyraźnych wskazówek na druczku zaproszenia, rzekomą naszą przynależnością do sfer artystycznych, jak to czyni mój kolega – dziennikarz konsekwentnie łamiący zasady protokołu i po prostu zasady dobrego wychowania. Skoro gospodarz zażyczył sobie, by goście przybyli z okazji święta narodowego o godz. 18 w tenue de ville, czyli w ciemnym garniturze, to po prostu nie wypadało przyjść w jakichś fatałaszkach – czerwonej marynarce, z koralikami na szyi oraz w parcianym obuwiu zamiast w białej koszuli, pod krawatem i w garniturze oraz w czarnych, wiązanych półbutach. Oszczędzę czytelnikom fotografii tego pana (podobnie jak innego „autorytetu politycznego”, który na inne przyjęcie do ambasady kraju o tradycjach monarchicznych sięgających kilku tysięcy lat założył… sandałki). Pewien gość na lipcowym przyjęciu, zobaczywszy tak przebranego komicznie dziennikarza, trafnie zauważył, że musiał on pomylić tenue de ville z tenue de village (czyli strojem wiejskim). (…) „Ambasador” 2013, nr 18 Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 42/2013

Kategorie: Obserwacje