Uzdrowiciele czy zabójcy

Ciężko chory człowiek sprzeda mieszkanie, zapożyczy się w banku, wyda ostatni grosz, byle tylko wyzdrowieć. Na ludzkim nieszczęściu żerują szarlatani Różnorakie mieszanki ziołowe z Bliskiego i Dalekiego Wschodu, kurkuma, złoto gór Kaukazu, witamina B17 z pestek moreli polecana jako „alternatywny sposób leczenia chorób nowotworowych” to tylko ułamek rzekomo uzdrawiających specyfików, którymi handluje się w internecie bez żadnych ograniczeń i kontroli. Wystarczy złożyć zamówienie i zapłacić. Przesyłkę dowiezie na miejsce kurier. Jeśli komuś nie odpowiadają ziółka, może wypróbować sproszkowaną hubę, zafundować sobie koloidalne złoto czy nanosrebro, zastrzyki z jemioły w brzuch, lewatywę z kawy albo przejść na dietę dr. Gersona, o której można przeczytać, że jest sześciokrotnie skuteczniejsza od operacji chirurgicznej, chemio- i radioterapii. – Syn jednej z pacjentek, cierpiącej na raka odbytnicy z przerzutami do wątroby, z dumą mówił mi, najwyraźniej oczekując pochwały z mojej strony, że zafundował matce złoto koloidalne. Po 1000 zł za ampułkę – mówi dr Maciej Pysz, ordynator Oddziału Radioterapii Beskidzkiego Centrum Onkologii w Bielsku-Białej. Jak to możliwe, że przy tak potężnym arsenale specyfików, które rzekomo są w stanie zdziałać cuda, co roku z powodu nowotworów umiera w Polsce ponad 90 tys. osób? Odpowiedź jest prosta: żaden nie leczy raka. Uzdrowiciel za kratkami W czerwcu 2010 r. warszawski sąd okręgowy skazał na siedem lat więzienia 52-letniego Zygmunta B., z zawodu budowlańca, który oszukał co najmniej 50 osób, sprzedając im preparat ze sfermentowanych soków warzywnych i ziół jako lek na raka. Wmawiał ludziom, że ich wyleczy, jeśli przerwą terapię onkologiczną i przejdą trzymiesięczną kurację produkowanym przez niego specyfikiem. W trakcie procesu nie potrafił jednak dowieść jego skuteczności. Nie potwierdzili jej również powołani na jego wniosek świadkowie. Część pokrzywdzonych nie doczekała nawet pierwszej rozprawy. Oszust podawał się za biochemika lub biologa. Zapewniał chorych, że jego uzdrawiające środki produkowane są zgodnie z procedurami naukowymi. Jak się jednak okazało, wytwarzano je w wynajętej hali, z mieszanki jemioły, czosnku, huby, nagietka, owoców bzu, liści orzecha włoskiego, kłącza tataraku, bratka, łopianu, żywokostu i wężownika. Policjanci zabezpieczyli ponad 1,7 tys. butli podejrzanej mikstury, na sprzedaży której znachor zarobił w ciągu siedmiu lat ponad 2 mln zł. W sądzie tłumaczył, że chciał tylko pomóc chorym… Zygmunt B. miał niebywały dar przekonywania. Wielu chorych posłuchało go i przerwało terapię przeciwnowotworową, łudząc się, że jego mikstura ich uleczy. Zygmunt B. wmówił im, że chemioterapia jest szkodliwa i oszukańcza, że tylko jego kuracja gwarantuje stuprocentowe wyleczenie. Kłamał, że wyleczył dziennikarza TVN Kamila Durczoka i nieżyjącego już Jacka Kaczmarskiego, barda „Solidarności”. Żeby być bardziej wiarygodnym, kazał się zwracać do siebie: „Panie profesorze”. Nie można było dostać się do niego wprost z ulicy, przyjmował tylko osoby z polecenia. Zalecał im kurację, która kosztowała majątek. Za dzienną dawkę bezwartościowego płynu kazał sobie płacić ok. 700 zł. Łatwo wyliczyć, ile kosztowała cała kuracja. Rodzina jednej z jego pacjentek, młodej kobiety chorej na raka jajnika, sprzedała mieszkanie, żeby zdobyć pieniądze na produkowane przez niego ampułki. – Pacjentka piła je w trakcie chemioterapii. Miała bardzo poważne powikłania, ale nie chciała nawet słyszeć o ich odstawieniu. Próbowałam przekonać i ją, i jej męża, żeby tego nie robiła. Nie chcieli mnie słuchać. Byli na mnie obrażeni. Zwłaszcza on. Oskarżał mnie, że próbuję im odebrać ostatnią nadzieję, którą dał im ten człowiek – wspomina Mariola Kosowicz, psychoonkolożka i psychoterapeutka z Centrum Onkologii w Warszawie, która była świadkiem w procesie Zygmunta B. Po śmierci żony mężczyzna zmienił zdanie i zdecydował się zeznawać w sądzie przeciwko bezwzględnemu oszustowi. Bezwzględnemu i bezczelnemu, bo nie wahał się wlać swojego cudownego eliksiru do ust umierającemu 29-latkowi. Tak go omamił obietnicami, że młody człowiek zrezygnował z leczenia w Centrum Onkologii. A kiedy zmarł, wyłudzacz przyszedł na pogrzeb z ogromnym wieńcem. – Pamiętam, jak żona tego młodego mężczyzny mówiła mi, że nie ma już pieniędzy, ale jeszcze się zapożyczy, żeby kupić następną porcję ampułek. Mieli maleńkie dziecko… – wzdycha Mariola Kosowicz, która odwiedzała 29-latka w domu. Kryminał za opóźnianie leczenia Magda Prokopowicz, pomysłodawczyni i założycielka fundacji Rak’n’Roll Wygraj Życie!,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2011, 2011

Kategorie: Zdrowie