VII wojna Jarosława K.

VII wojna Jarosława K.

IV Rzeczpospolita, którą proponują nam Kaczyńscy, to nie jest banalne państwo policyjne. To państwo PiS-owskich elit i PiS-owskiego rządu dusz Wojna to sposób prowadzenia przez braci Kaczyńskich polityki. To wszyscy wiedzą od lat, już od czasów Lecha Wałęsy. Który mówił, że nie ma w Polsce lepszych ludzi od niszczenia niż bracia bliźniacy. Od czasów wrześniowych wyborów mamy więc wojnę za wojną. I ciągłe dzielenie Polaków. Technika tego dzielenia jest do bólu banalna. Jarosław Kaczyński najpierw znajduje jakiś jednostkowy, negatywny przykład, a potem go uogólnia. I zadaje pytanie: za kim jesteś? Tak było jeszcze podczas kampanii prezydenckiej, kiedy zapytał Polaków, za czym są – za Polską liberalną czy za solidarną? W efekcie nie mamy ani liberalizmu, ani solidarności, mamy za to Polskę Kaczyńskich. Zaraz po wygranych wyborach Kaczyńscy zadali kolejne pytanie: czy jesteś za „SLD-owską” Krajową Radą Radiofonii i Telewizji, czy za nową, odpartyjnioną radą? Odpowiedź narzucała się sama, tymczasem wyszła z tego KRRiTV kierowana przez panią Kruk, posłankę PiS, szefową Gabinetu Politycznego Lecha Kaczyńskiego. Potem Kaczyńscy zaatakowali adwokatów, sędziów, samorządowców, dziennikarzy, teraz atakują banki. I zawsze jest tak samo. Elementy antypaństwowe W Polsce nie ma wolnych mediów – woła Kaczyński. Po czym PiS-owcy otwarcie mówią, że „wezmą” telewizję publiczną i publiczne radio. I „Rzeczpospolitą”, w której obecny naczelny ma ustąpić miejsca prawicowemu dziennikarzowi. Jak łatwo się domyślić, nie za darmo. W Warszawie głośno się mówi, jaki deal wchodzi tu w grę – otóż w zamian rząd, tak zaniepokojony, że zachodni kapitał wykupuje Polskę, zgodzi się odsprzedać Orkli państwowe udziały w „Rzeczpospolitej”. Czyli mamy czysty handelek – my wam tanio odsprzedamy 49% gazety, a wy mianujecie miłego nam naczelnego. Wielkie słowa kryjące partyjny interes napotykamy zresztą niemal na każdym kroku. – W Polsce symbolem obecnej służby cywilnej może być ZOMO-wiec prowadzący bardzo rozległe życie towarzyskie – to słowa szefa MSWiA, Ludwika Dorna, krytykującego obecny korpus służby cywilnej. Po czym Dorn proponuje ustawę de facto niszczącą tę służbę, pozwalającą wprowadzać do niej bez jakichkolwiek egzaminów ludzi PiS. Idźmy dalej: profesorowie z komisji kodyfikacyjnej dla PiS są niesłuszni, Trybunał Konstytucyjny to „najbardziej antypaństwowa instytucja w Polsce”, jej były szef, prof. Zoll, to element antypaństwowy, samorządowcy są skorumpowani, o adwokatach nie ma już co mówić. Te wojny wybuchają jedna za drugą, żadna z nich się nie kończy, każda pozostaje w zawieszeniu, nierozstrzygnięta, a Jarosław Kaczyński przechodzi do następnej. Bo najwyraźniej ich cel jest drugorzędny, ważniejsza jest mobilizacja elektoratu, oczywiście własnego, i demobilizacja przeciwnika. Teraz mamy wojnę z NBP i bankami, z Leszkiem Balcerowiczem. O co? O wszystko. Preteksty są dwa. Po pierwsze, państwo chce zahamować fuzję dwóch banków, których właścicielem jest włoska grupa UniCredito – PKO SA i BPH. Nic w tym nadzwyczajnego – urzędnicy państwowi mogą mieć powody, by taką fuzję hamować. W trosce o rynek, o stan zatrudnienia, z jakichś innych powodów. Ale mądre państwo taki spór rozwiązuje w białych rękawiczkach, nie czyni z tego wojny. Drugim pretekstem jest wykluczenie przez szefa NBP wiceministra Mecha z obrad Komisji Nadzoru Bankowego. Też rzecz w sumie trzeciorzędna, do załatwienia w kwadrans. Tymczasem mamy wielką wojnę, zapowiedź powołania sejmowej komisji śledczej i postawienia Leszka Balcerowicza przed Trybunałem Stanu. No i opowieści Kaczyńskiego, z jakim to wielkim i groźnym układem toczy wojnę. Jak to wszystko wytłumaczyć? Czy te wojny układają się w jakiś logiczny związek? Czy mają jakiś cel? Na te pytania jedna odpowiedź nasuwa się sama – ich celem jest powiększanie władzy Kaczyńskich. Wszystko, co temu służy – tak wynika z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego – jest moralne i głęboko słuszne. A wojna z niepopularnymi politykami, takimi jak Balcerowicz, czy też z niepopularnymi grupami społecznymi (adwokaci, bankowcy) mniej wyrobionemu elektoratowi się podoba. Tu można zapunktować, choćby na chwilę. Ale, zdaje się, to wszystko ma jeszcze jedno dno. My i oni Bracia Kaczyńscy w tych wszystkich wojnach dzielą Polskę według prostego, ale bardzo niebezpiecznego schematu. My, PiS, to partia zwykłych Polaków, oni, Platforma i SLD, to łże-elity, układ, lumpenliberalizm. Teraz do tego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2006, 2006

Kategorie: Kraj