W drodze na Marsa

W drodze na Marsa

Prof. Monika Kusiak jako pierwsza Polka postawiła stopę w Oazie Bungera na Antarktydzie Arktyka to kawał lodu – zamarznięty Ocean Arktyczny, otoczony lądem zamieszkanym przez 4 mln ludzi i niedźwiedzie. Antarktyka to Antarktyda – piąty kontynent Ziemi, jej najzimniejszy punkt, pustynie, pingwiny i bezludzie – oraz otaczający ją Ocean Południowy i jego wyspy. Prof. Monika Kusiak, geolog i geochemik izotopowy, pracowała zarówno na skrajnej północy, jak i na odległym południu globu – wzięła udział w siedmiu ekspedycjach polarnych. 8 stycznia 2022 r. o godz. 15.13 postawiła stopę w Oazie Bungera na Antarktydzie, gdzie nigdy wcześniej nie było Polki ani polskiego geologa. Kobieta potrafi Położona w Oazie Bungera Polska Stacja Antarktyczna im. Antoniego Bolesława Dobrowolskiego była nieczynna od 1979 r. Po przeszło 40-letniej przerwie dotarło do niej czworo polarników – Marek Lewandowski (kierownik wyprawy), Monika A. Kusiak, Adam Nawrot i Wojciech Miloch. Celem wyprawy było przywrócenie stacji do życia, oszacowanie jej potencjału naukowego oraz infrastruktury. – Wiedzieliśmy, że jedziemy do sprzątania – podkreśla prof. Kusiak i prosi, żeby mówić jej po imieniu. Rewitalizacja placówki to pomysł prof. Lewandowskiego. Stację wybudowali w 1956 r. Rosjanie nad Jeziorem Figurowym na Antarktydzie Wschodniej. Pierwsi polscy naukowcy dotarli na sezon 1958/1959 z 4. Radziecką Ekspedycją Antarktyczną. 23 stycznia 1959 r. stacja trafiła w ręce Polaków. Do 1979 r. odwiedziło ją 25 polskich naukowców. Zgodnie z założeniami traktatu antarktycznego, podpisanego w 1959 r. w Waszyngtonie przez 12 państw (obecnie 55 sygnatariuszy, w tym Polska), nasz kraj zobowiązany jest do opieki nad Stacją Dobrowolskiego. W 2018 r. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przyznało środki na jej rewitalizację. – Polska nie ma lodołamacza, który mógłby dotrzeć do wybrzeży Antarktydy. Rosjanie pływają tam co roku, „paszportem” na ich statek była moja wiedza – tłumaczy Monika. Prof. Lewandowski ściągnął ją do Instytutu Geofizyki PAN w Warszawie jako osobę rozpoznawalną w świecie nauki. Jej spotkanie z Rosjanami, do którego doszło w Korei Południowej, okazało się bardzo owocne. Była zgoda na współpracę z Polakami. – I na mój udział w wyprawie – dodaje prof. Kusiak. – Przestała im przeszkadzać moja płeć, liczyło się doświadczenie geochemiczne w badaniach początków Ziemi. Odkryłam zjawisko tworzenia się koncentracji metalicznego ołowiu w cyrkonach i to uczyniło mnie jedyną na świecie. – W sezonie 1958/1959 dotarła na Antarktydę wraz z rosyjską ekspedycją pisarka Alina Centkiewicz, pierwsza Polka na tym kontynencie (szósta kobieta na świecie). Wtedy nie było zgody Rosjan na dalszą podróż Aliny z oddalonej o ok. 350 km stacji Mirnyj na południe, za Lodowiec Shackletona. Pozwolono jej jedynie spojrzeć na Oazę Bungera z okna samolotu. Podobny los spotkał w sezonie 1978/1979 prof. Marię Agatę Olech z Krakowa, pierwszą polską lichenolog polarną, która tuż przed ekspedycją dowiedziała się od Rosjan, że nie weźmie w niej udziału – opowiada Monika. Siedem lat później prof. Olech została trzecią Polką, która przezimowała na Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego. – Warto wspomnieć, że prof. Olech była również pierwszą kobietą na stanowisku kierownika całorocznej wyprawy polarnej. Była to 16. wyprawa do Stacji Arctowskiego na początku lat 90. – mówi Dagmara Bożek, specjalistka ds. komunikacji naukowej w IGF PAN, autorka projektu „Polarniczki”. – Dzięki jej staraniom udało się zachować tę stację, ponieważ w dobie przemian politycznych i gospodarczych pojawiły się głosy, że Polsce nie jest potrzebna placówka naukowa w odległej Antarktyce – dodaje. Podróż lodołamaczem Przed zeszłoroczną wyprawą odbyło się 99 spotkań – po jednym tygodniowo – zespołu DTF (Dobrowolski Task Force). – Dostaliśmy duże wsparcie, odbyliśmy też ćwiczenia przygotowawcze, od zaawansowanych kursów pierwszej pomocy po treningi poruszania się po trudnym terenie, podczas których skakałam w ubraniu z łódki do jeziora, jesienią! – wspomina Monika. Cała wyprawa razem z dojazdem miała trwać mniej więcej dwa i pół miesiąca, ale z powodu COVID-19 zdecydowano, by zamiast lecieć do Kapsztadu, przepłynąć całą trasę. Czas podróży wydłużył się do czterech i pół miesiąca, z 37-dniowym pobytem na stacji włącznie. W Bremerhaven Rosjanie pozwolili Polakom wejść na statek i obejrzeć kajuty. – Zarządziłam zakupy pościeli, czajników, kupiliśmy poza tym dużo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2023, 2023

Kategorie: Obserwacje