W lewo, czyli naprzód

W lewo, czyli naprzód

Lewica za późno zorientowała się, że nie wystarczy co pewien czas obracać się przez lewe ramię i robić to samo co prawica, tylko lepiej Od kilku lat lewica w Polsce i w innych krajach Europy nie może wyrwać się z zaklętego kręgu niemożności i swoistego paraliżu. Idee stanowiące niegdyś osnowę projektów lewicowych coraz częściej przejmuje prawica. Ruchy lewicowe przeżywają kryzys. Znikają nawet ślady wizji programowej, wyróżniającej je dawniej na tle pragmatycznych programów partii prawicowych skupiających uwagę jedynie na dążeniu do władzy. W poszukiwaniu tożsamości Kryzys polskiej lewicy ma specyficzny charakter. Wpłynęły na to m.in. doświadczenia przeszłości i dramatyczne często zawirowania historyczne. Ostatnie dziesięciolecia przyniosły zmianę ustroju, enigmatycznie zwaną transformacją, oraz załamanie realnego socjalizmu, będącego próbą wcielenia w życie socjalistycznych koncepcji ustrojowych. Uznano, że rządząca przez 45 lat Polska Zjednoczona Partia Robotnicza „spełniła swą historyczną rolę”, czytaj: ponosi odpowiedzialność za błędy i deformacje. Narodziła się koncepcja nowego początku, czego symbolem miała się stać nowa partia. Początkowo nie było wiadomo, jaki kształt przyjmie. Obradujący w styczniu 1990 r. kongres założycielski przyjął co prawda deklarację programową, ale w istocie była ona tylko zbiorem szlachetnych zobowiązań. Spokojnej dyskusji programowej nie sprzyjała ani atmosfera w Sali Kongresowej, ani prawicowe awantury na zewnątrz. Spierano się o sprawy w gruncie rzeczy drugorzędne. Nieco więcej czasu zabrały rozważania o tym, czy zdecydować się na opcję socjaldemokratyczną czy socjalistyczną, albo może odwołać się do tradycji europejskich partii pracy. Była to jednak dyskusja dość powierzchowna. Wyróżniało się wystąpienie Leszka Millera, który mówił m.in., że „w polityce trzeba mieć zasady, hołdować uznawanym wartościom, realizować je, uwzględniając oczywiście historyczne okoliczności, a nie tylko czynić podstawowym jej celem samo posiadanie władzy. Partia wiarygodna to taka partia, która nie tylko pragnie uczestniczyć we władzy, ale wie, co z tą władzą uczynić. To partia, która ma program trwalszy niż tylko na kilka tygodni” (cyt. za stenogramem obrad kongresu). W głosowaniu wybrano opcję socjaldemokratyczną, bo – jak mówili delegaci – słowo socjalizm na skutek historycznych okoliczności ludziom źle się kojarzy. Za opcją socjaldemokratyczną głosowało 1090 delegatów, za socjalistyczną – 97, za partią pracy – 113. Problemów, które sygnalizował Miller, nie podjęto. Bez większego zainteresowania delegaci przyjęli oświadczenie Platformy Robotniczej powstałej w czasie przygotowań do XI Zjazdu PZPR. Jego sygnatariusze stwierdzali m.in.: „W trakcie kongresu, mając na względzie zachowanie jedności partii w obliczu zagrożeń ze strony prawicy, szliśmy uparcie drogą porozumienia. Postulowaliśmy, aby dla zachowania jedności partii w politycznym działaniu kongres wypracował deklarację programową i nazwę, które byłyby do zaakceptowania przez wszystkie nurty. Z tekstu deklaracji wycofano jednakże formułę: jesteśmy przekonani, że przyszłość Polski należy wiązać nie z kapitalizmem, lecz z demokratycznym socjalizmem. Tylko on zapewni każdemu człowiekowi prawo do godności i swobodnego rozwoju. Szanować będzie każdą twórczą pracę i sprzeciwi się życiu na koszt innych”. Formuła proponowana przez Platformę Robotniczą początkowo znalazła się w projekcie deklaracji, następnie usunęła ją komisja programowa, ponownie przyjął kongres w czasie głosowania poprawek. W rezultacie zakulisowych manipulacji i różnych zabiegów tekst ostatecznie wykreślono. Przewodniczący obradom usiłował uzasadnić działania komisji programowej: „(trzeba) oddzielać elementy programu minimum i maksimum. Kwestia Polski socjalistycznej w tym układzie jest dla nas oczywiście programem maksimum, nie minimum…”. Autorzy oświadczenia zamknęli tę minidyskusję konkluzją: „Deklaracja w przyjętym brzmieniu wykluczyła naszym zdaniem wielonurtowość, zdecydowanie utrudniła wielu delegatom znalezienie miejsca w nowej partii. W tej sytuacji nie mogliśmy uznać siebie za członków założycieli nowej partii. Swoje dalsze postępowanie uzależnimy od stanowiska naszych wyborców”. Pozostało „minimum” programowe. I mniejszościowa Polska Unia Socjaldemokratyczna, która zamierzała budować alternatywę wobec nowej partii, ale działo się to na marginesie głównego nurtu i nie miało większego wpływu na losy lewicy. Z perspektywy czasu można chyba żałować, że formuła Platformy Robotniczej nie stała się przedmiotem poważniejszej debaty. Wyraźne zadeklarowanie, że przyszłości Polski nie należy wiązać z kapitalizmem, zapewne nie zmieniłoby biegu historii, ale przynajmniej określiłoby ideowe intencje powstającej partii. Bo, jak mówił delegat z Gdańska: „Istota zagadnienia tkwi w tym, że nie chcemy przyznać

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2016, 2016

Kategorie: Opinie