W sieci absurdów

W sieci absurdów

31.10.2019 BIALYSTOK WALTER ZELAZNY PROFESOR UWB UNIWERSYTET FOT JERZY DOROSZKIEWICZ/POLSKA PRESS

Walter Żelazny: Prezydent odwołuje się do sądu, żeby nie podpisać mojej nominacji profesorskiej Dr hab. Walter Żelazny – antropolog kultury Dr hab. Walter Żelazny od sześciu lat czeka na profesurę belwederską. Pracował ponad dekadę na Wydziale Historyczno-Socjologicznym Uniwersytetu w Białymstoku, obecnie jest na emeryturze. Antropolog kultury, zajmuje się stosunkami etnicznymi. Działacz opozycji w PRL i były emigrant polityczny. Dwa lata temu prezydentowi Andrzejowi Dudzie zacięło się pióro przy podpisie pod pana nominacją do tytułu profesora belwederskiego oraz nominacją Michała Bilewicza. Co w pana przypadku zmieniło się przez ten czas? – W tym czasie pani mecenas działająca w moim imieniu zaskarżyła bezczynność służbową pana prezydenta. W efekcie wojewódzki sąd administracyjny, a następnie Naczelny Sąd Administracyjny zobowiązały pana prezydenta do zajęcia stanowiska w tej sprawie. Kilka dni temu przyszła odpowiedź z Kancelarii Prezydenta. Otóż prezydent nie jest zobowiązany do podpisu żadnym terminem i wniósł apelację od korzystnego dla mnie postanowienia – chce jego uchylenia w całości. Z pisma wynika ponadto, że prezydent nie jest organem administracyjnym, więc sąd administracyjny nie ma prawa kontrolować jego decyzji. Dlaczego więc chce uchylenia postanowienia? Tego nie wiem. Powinienem teraz dostać uzasadnienie na piśmie. Jeszcze go nie mam. I pewnie nigdy nie zobaczę. Dlaczego? Przecież musi być takie uzasadnienie. – A kto panu prezydentowi Dudzie może coś zrobić, jeśli nie będzie uzasadnienia? Po co pracownicy kancelarii mają pisać jakieś uzasadnienia, które mogę podważać? Nie można wytłumaczyć, dlaczego prezydent nie podpisuje nominacji mnie i Bilewiczowi. Przypomnijmy, że obydwaj macie pozytywne opinie o waszych dokonaniach naukowych Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. – Tak. W moim wypadku sprawa profesury belwederskiej ciągnie się od sześciu lat, choć formalnie, od ostatniej opinii komisji – cztery lata. Profesorska książka dotyczy twórcy esperanto Ludwika Zamenhofa. Centralna Komisja przetrzymywała dokumenty cztery lata, w tym dwa lata czekały na jedną spóźnioną recenzję. Prof. dr hab. Bożenna Chylińska z Instytutu Anglistyki UW 15 marca 2015 r. stwierdziła: „Biorąc pod uwagę wszystkie osiągnięcia dr. hab. Waltera Żelaznego od ostatniego awansu, uważam, że spełnia on warunki stawiane kandydatom do tytułu profesora”. A potem zmieniła zdanie i pod dokumentem widnieje odręczny dopisek z jej podpisem z 7 lutego 2017 r.: „Niniejszym zmieniam konkluzję swojej recenzji z pozytywnej na negatywną”. Ostatecznie jednak 10 kwietnia 2018 r. prezydium Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów jednogłośnie przyjęło wniosek o przyznanie mi tytułu profesora. Został on przesłany do Kancelarii Prezydenta. Rok później napisałem pismo do ministra Andrzeja Dery, na jakiej podstawie prawnej moja nominacja profesorska jest wstrzymywana. Pozostało bez odpowiedzi. To, co zrobiła pani prof. Chylińska, nie mieści się w głowie. Jeśli raz się coś napisało, nie można tak po prostu skreślić. Pani profesor powinna napisać kolejną ośmiostronicową recenzję udowadniającą, że nie powinienem zostać profesorem. Nie mogę tego zaskarżyć, bo najpierw muszę być profesorem. To jest sieć absurdów. Co dla pana oznacza brak profesury belwederskiej? – Co miesiąc tracę minimum 500 zł. Taką gratyfikację otrzymuje każdy profesor. W tym czasie odszedłem na emeryturę, oczywiście niższą, niż przysługiwałaby mi jako profesorowi. Może miałem szansę zostać dziekanem wydziału socjologii albo członkiem PAN? Za moją sytuacją poszła propaganda, która wciąż jeszcze jest w internecie, że współpracowałem z SB. Poszedłem do IPN, żeby mi wydano papiery. Tam nic nie ma! A nie, przepraszam, jest raport o wyeliminowaniu mnie z czynnej sieci osobowych źródeł informacji, jest Tajny Informator Codzienny z 6 czerwca 1986 r. – w końcowym okresie PRL 23 najważniejsze osoby w państwie dostawały takie informatory. Jeden z nich był poświęcony mojej osobie. Wpisano mnie też na indeks osób niepożądanych w państwie. Gdy uzyskałem azyl we Francji, władze PRL w 1984 r. uznały mnie za osobę niebezpieczną, szkalującą Polskę i zakwalifikowały jako persona non grata bez prawa powrotu. Tak oto tajni współpracownicy donosili na mnie do bezpieki, a to ze mnie zrobiono TW. To się nazywa gra teczkami. Gdy jedna z dziennikarek telewizyjnych, po tym gdy prof. Matczak stanął w mojej obronie, zadała pytanie Kancelarii, dlaczego prezydent nie podpisuje mojej nominacji, padła odpowiedź, że współpracowałem z SB. Taką właśnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2022, 2022

Kategorie: Kraj, Wywiady