Jeżeli jesteśmy chwaleni w zachodnich podręcznikach, to tylko jako wspaniali żołnierze. Ale źle dowodzeni Prof. Adam Suchoński z Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego – Od lat bada pan podręczniki z całego świata i porównuje, jak zmienia się w nich obraz Polski. W podręcznikach państw należących do Unii są rozdziały o perspektywach jej rozszerzenia. Jak jesteśmy przedstawiani? – Na jednym z satyrycznych rysunków Polacy są autostopowiczami, których Unia zabierze, ale musi się liczyć z tym, że są to pasażerowie z problemami. – Jakimi? Przecież jesteśmy dumni z wartości, które wnosimy do Europy. – W najnowszych podręcznikach coraz więcej jest informacji o negatywnych cechach Polaków. W angielskim umieszczono stwierdzenie, że jesteśmy trudnymi obywatelami. Przypomina się, że w Rzeczypospolitej szlacheckiej panowała anarchia, a Polskę określano mianem chorego człowieka Europy. We francuskim podręczniku znajdziemy refleksję, że Polska to dziwny kraj, bo w wyniku wolnej elekcji wybierano kandydata, który oferował największą łapówkę. Finowie dziwią się, że Polacy zapatrzeni są w cudzą współczesność, ale w swoją przeszłość. Pokazują też młodzieży, jak różne drogi wybrały oba narody, choć były w podobnej sytuacji historycznej. Po 1815 r. powstały Księstwo Fińskie i Królestwo Polskie. Tyle że Finowie zdecydowali się na drogę racjonalną, opartą na pracy organicznej, a Polacy wybrali powstania i zrywy narodowe. W którymś podręczniku angielskim, konkretnie w przewodniku dla nauczyciela, znalazłem definicję powstania. Jednym z jej elementów było dobre przygotowanie do sukcesu. Polskie powstania występują jako zaprzeczenie tej definicji, bo najpierw rozpoczynaliśmy walkę, a potem zastanawialiśmy się, kto stanie na czele i jaki będzie ustrój na wyzwolonych ziemiach. – Czyli nasza duma, nasza romantyczna świętość – powstania narodowe – nie wzbudzają entuzjazmu. – Jest wiele słów sympatii, szczególnie dla Polaków walczących w powstaniu listopadowym. Jednak zaraz po podkreśleniu bohaterstwa znajduje się ostrzeżenie, że będziemy niespokojnymi ludźmi Europy. W ogóle jeżeli jesteśmy chwaleni, to tylko jako wspaniali żołnierze. Chociaż źle dowodzeni. W innych sferach nie istniejemy. – A jaka jest współczesność podręcznikowej Polski? – Zacofana i ze zdewastowanym środowiskiem naturalnym. Często pada pytanie, czy Unii grozi to, co spotkało Niemcy po zjednoczeniu, czy nie będzie konieczne inwestowanie gigantycznych pieniędzy w polskie ugory. – Jakość tych przekazów może nas nie zachwycać. A do tego są to tylko strzępy naszej historii. To może przynajmniej ilość jest lepsza? – Najpierw ciekawostka światowa. Najwięcej informacji o Polsce jest w podręcznikach japońskich. Nie wynika to z żadnych sentymentów, bo nigdzie na przykład nie spotkałem wzmianki o Chopinie. Po prostu Japończycy są praktyczni. Po 1990 r. uznali, że Polska ma dobrą lokalizację, że być może tam usytuuje się europejski przemysł i japońska młodzież powinna wiedzieć, co to za kraj. – A jakich wiadomości jest najwięcej u naszych sąsiadów? Robi się wiele, aby młodzież polska i niemiecka nie była zakładnikiem historii. – Przeważa wątek wiktoryjny, bo najczęściej ze sobą walczyliśmy. Generalnie jesteśmy tam, gdzie dzieje Polski łączą się z historią powszechną. Często pierwszą informacją są rozbiory. Wyjątkiem są Niemcy opisujący Mieszka, Chrobrego i zjazd gnieźnieński. Podręczniki niemieckie przeszły ostatnio ciekawą metamorfozę pod hasłem: łączyć przeszłość z teraźniejszością. Do minimum skrócono rozdział o Fryderyku Barbarossie, za to rozbudowano wiadomości o Ottonie III pielgrzymującym do Gniezna, który przedstawiany jest jako praojciec zjednoczonej Europy. Wyeksponowano też osadnictwo niemieckie w XIII i XIV w. Uczniowie dowiadują się, że Polacy wzywali Niemców, by przyszli ze swoją kulturą i rzemiosłem. Stosunki z miejscową ludnością były znakomite. Rozdział zakończony jest pytaniem: „Może znasz kogoś, kto wywodzi się z tamtych terenów? Może wiesz, jak został wypędzony?”. Sugeruje się młodzieży, że może szukać korzeni na Mazurach. Inaczej niż u nas przedstawia się misję dziejową zakonu krzyżackiego. O agresji mówi się delikatnie, że było to poszerzanie terytorium, za to eksponuje się kulturotwórczą rolę zakonu. W ogóle Niemcy mają do nas pretensje o to, jak przedstawiamy Krzyżaków. – A jak mówi się o II wojnie światowej? Czy też delikatnie? – Niemcy zawsze starają się, by edukacja historyczna była elementem integrującym Europę. W przeszłości duża część podręczników była poświęcona Bydgoszczy i relacjom, ilu biednych Niemców pomordowano. Teraz te sprawy są wyciszane i zastępuje je taki
Tagi:
Iwona Konarska