Wariacki styczeń Wojciecha Szczęsnego

Wariacki styczeń Wojciecha Szczęsnego

Fot. AP/East News

Wybitni bramkarze bywają niesforni, mają wielki potencjał, ale równie duży jest ich niepoczytał. Wojciech Szczęsny wrócił do gry i w kilka dni zdążył już tak narozrabiać, że nawet najbardziej wyrozumiali fani jego talentu tracą cierpliwość. Całą jesień wyczekiwaliśmy na jego debiut w barwach Barcelony, ale Iñaki Peña ani myślał dawać powód do zmiany obsady bramki. Od kiedy Polak pojawił się na treningach Blaugrany, młody Hiszpan z meczu na mecz zaczął rosnąć, aż urósł do rozmiaru pewniaka w pierwszym składzie, znakomicie czującego się z wysoko ustawioną linią obrony Katalończyków, bezbłędnego także na linii i kolekcjonującego efektowne parady ratunkowe. Szczęsny już chyba pogodził się z tym, że do czasu wyzdrowienia Marca-André ter Stegena pozostanie tylko mentorem Peñi, wspierającym go doświadczeniem, ale sezon przesiedzi na ławce w roli luksusowego rezerwowego. Być może szansę dostanie w jakimś meczu mniejszej rangi lub wtedy, gdy i tak wszystko już będzie pozamiatane – podobnie jak to miało miejsce w przypadku Jerzego Dudka kończącego karierę w Realu Madryt.

Tymczasem Hansi Flick musiał przegrać jakiś tajny zakład albo spisał sobie postanowienia noworoczne na sylwestrowym gazie, bo decyzja o wprowadzeniu Szczęsnego do pierwszego składu z początkiem stycznia była ze wszech miar zaskakująca i sportowo nieuzasadniona. Jeśli masz młodego bramkarza, który wytrzymuje presję, jest w formie, a drużyna czuje się z nim bezpiecznie, najgorsze, co możesz zrobić, to podciąć mu skrzydła i odesłać na ławkę. Powód był błahy, natury dyscyplinarnej (Peña spóźnił się trochę na odprawę przedmeczową) i po prawdzie dość pretekstowy, bo z czasem okazało się, że kara nie kończy się na jednym meczu. Oto więc Szczęsny zaczął grać i w pierwszych dwóch meczach robił to na tyle szczęśliwie, że można było wierzyć, iż właśnie rozpoczyna kolejny piękny rozdział swojej kariery. Po tym, co wydarzyło się w meczach z Realem i Benficą, można jednak przyjąć, że to nie rozdział, ale dość frywolne posłowie czy wręcz parodystyczny przypis do księgi sukcesów najbardziej utytułowanego bramkarza w historii polskiej piłki.

O wyjeździe na mecz Pucharu Króla z czwartoligowym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2025, 2025

Kategorie: Kraj