04.08 warszawianki i warszawiacy oddali hołd dziewczynkom i kobietom zgwałconym w obozie przejściowym na Zieleniaku (warszawska Ochota). Nie było przemów, nie było wzniosłych słów, tylko cisza i kolorowe kwiaty pod małą tabliczką upamiętniającą gehennę kobiet.
– Gwałt. Słowo wykreślone z historii wojen. Niemal nieobecne w maczystowskim kulcie wojaczki. Tym bardziej w mitologii powstania warszawskiego. W nim wszak tylko bagnet na broni i jasny świt. Nad zgwałconymi nikt się nie pochylał. Musiały upchnąć to wydarzenie najgłębiej w pamięci, jakby to był ich wstyd, ich stygma. Musimy odwstydzić to słowo. Ofiary wojennych gwałtów uznać za bohaterki. Bo to było bohaterstwo, żyć dalej i milczeć – tłumaczy Elżbieta Podleśna, organizatorka wydarzenia.
Obóz na Zieleniaku utworzono 04.08.1944 r., a zlikwidowano 19.08.1944 r. W tym czasie pułk SS RONA (oddział Rosyjskiej Ludowej Armii Wyzwoleńczej służącej Niemcom) pod dowództwem płk. Bronisława Kamińskiego skatował tam ok. 300 osób. Lidia Ujazdowska w książce „Rzeź Ochoty” tak opisuje wydarzenia na Zieleniaku: „Zapadł wieczór i noc, rozświetlona przez pożary domów w pobliżu Zieleniaka. Było czerwono i krwawo. Zaczęła się piekielna noc. Pijane grupy rozwydrzonych mołojców deptały po ludziach, szukając młodych kobiet i dziewczyn. Potem wlekli je pod mur i tam w nieludzkim wrzasku, śmiechu i wyciu, gwałcono je (nawet po jedenastu na jedną dziewczynę). Po tym, półnagie leżały, nieraz z nogami opartymi o mur, zastrzelone przeważnie strzałem w brzuch lub piersi”.
„Przyjaciółka Ireny Obraniak miała dwie córki, w wieku ośmiu i jedenastu lat. »Jeden z żołnierzy RONA chciał zabrać jedną z nich, ale moja koleżanka zaoferowała siebie w zamian. Mogliśmy słyszeć jej krzyki i płacz całą noc, a nad ranem i tak ją zastrzelono. Jej mąż postradał zmysły«”, pisze Alexandra Richie w książce „Warszawa 1944. Tragiczne powstanie”.
Żołnierze RONA nie oszczędzali nikogo, nawet 11-letnich dziewczynek i kobiet zaraz po porodzie. Ich okaleczone ciała palili w sali gimnastycznej pobliskiego liceum im. Hugona Kołłątaja.
„Kobiety nauczyły się ukrywać pod przebraniem, aby jakoś przetrwać to więzienne piekło… Maria Piekarz wysmarowała się błotem i brudem po całej twarzy i włożyła poduszkę pod sukienkę. Jeden z mężów pokaleczył się do krwi, nasączył nią bandaże i szmaty, a następnie obwiązał nimi głowę i ręce kobiety, aby wyglądała na chorą i poranioną… Nocami rodziny desperacko starały się ukryć dziewczyny i kobiety. Halina Szczepanik, która w drodze na Zieleniak widziała wiele kobiet i dziewczyn wyciąganych z tłumu przez żołnierzy, była przykryta brudnym kocem i leżała na niej czwórka młodszego rodzeństwa”, piszą organizatorzy wydarzenia „Pamięci Kobiet i Dziewczynek z obozu na Zieleniaku” na Facebooku, cytując książkę Alexandry Richie.
„Jesteśmy zobowiązani do pamięci o tych faktach. W 2019 r. stanęliśmy tam po raz pierwszy, w rocznicę likwidacji obozu. Z małą, prywatną tabliczką. Z bukietami kwiatów. Tak, jak prosiła o to Halina Bortnowska, która przeżyła Zieleniak. Wieczna pamięć o Waszym cierpieniu!”, napisała Elżbieta Podleśna na Facebooku.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy