Największe poparcie w ramach budżetu partycypacyjnego uzyskali rowerzyści i pszczelarze Warszawiacy zdecydowali. Spośród 1390 projektów, które w ramach budżetu partycypacyjnego zostały pozytywnie zweryfikowane przez miejskich urzędników, do realizacji wybrali 336. W ten sposób rozdysponowali ponad 26 mln zł przeznaczonych na ten cel. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia. – Za rok chcemy 100 mln – deklarowali podczas prezentacji wyników głosowania. O co chodzi w budżecie partycypacyjnym? – To proces, w trakcie którego mieszkańcy decydują o wydatkowaniu części budżetu dzielnicy lub miasta. Zgłaszają propozycje zadań lub projektów, które następnie są poddawane pod głosowanie wszystkich warszawiaków – wyjaśnia Justyna Piwko ze stołecznego urzędu miasta. – Pozwala to mieszkańcom decydować o tym, jak ma wyglądać ich okolica. Przecież właśnie oni najlepiej wiedzą, czego brakuje na ich osiedlu lub w dzielnicy – upraszczają rzecz miejscy społecznicy. Warszawa nie jest pierwszym miastem, które współodpowiedzialność za część budżetu przekazało mieszkańcom. Wcześniej zrobiły to m.in. Sopot, Elbląg i Poznań. Budżet partycypacyjny z powodzeniem praktykowany jest również w wielu miastach Europy Zachodniej i Ameryki Południowej. Dotychczas w stolicy Polski wprowadzono go pilotażowo w Domu Kultury Śródmieście. Od lutego 2012 r. do lutego 2013 r. decydowano o podziale środków programowych w wysokości 600 tys. zł. Najaktywniejszy Mokotów Proces przygotowań do realizacji warszawskiego budżetu partycypacyjnego na rok 2015 rozpoczął się zeszłego lata. Środowiska nieprzychylne Hannie Gronkiewicz-Waltz sugerowały, że pani prezydent zdecydowała się na to pod wpływem kampanii referendalnej, której celem miało być odwołanie jej ze stanowiska. – Jako SLD postulowaliśmy to od kilku lat, jednak władze miasta pozostawały głuche na nasze argumenty. Dopiero pod presją referendum pani prezydent zgodziła się na ten – jak sama mówiła – eksperyment. Dla nas to nie eksperyment, lecz nowoczesna metoda zarządzania miastem. Budowania go dla mieszkańców i wspólnie z nimi – mówi Sebastian Wierzbicki, szef warszawskiego SLD, kandydat na prezydenta Warszawy. W każdej dzielnicy zaczęto od wyznaczenia koordynatorów ds. budżetu partycypacyjnego oraz zespołów, które na poziomie lokalnym nadzorowały przebieg całego przedsięwzięcia. W ich skład wchodzili mieszkańcy, przedstawiciele organizacji pozarządowych, radni dzielnic, członkowie rad osiedli oraz urzędnicy. Kolejnym etapem były konsultacje społeczne. Mieszkańcy każdej dzielnicy mogli wydać od 0,5% do 1,1% całości dzielnicowego budżetu. Największą sumę, bo aż 3 mln zł, mieli do rozdysponowania na Ursynowie, 2,6 mln zł powierzono mieszkańcom Śródmieścia, a 2,5 mln zł na budżet partycypacyjny przeznaczono na Woli i Mokotowie. Najmniejsze środki udostępniono w Rembertowie (tylko nieco ponad 270 tys. zł) i Wesołej (300 tys. zł). Swoje pomysły warszawiacy zgłaszali od 20 stycznia do 10 marca. W całej stolicy złożono aż 2204 projekty. Najwięcej propozycji zmiany otoczenia, 333, wysunięto na Mokotowie, najmniej w Wesołej – 39. W przeliczeniu na 1000 mieszkańców najwięcej wniosków było we Włochach. Takim zaangażowaniem w budżet partycypacyjny zaskoczona była sama Hanna Gronkiewicz-Waltz. – Liczba zgłoszonych projektów świadczy o tym, że warszawiacy bardzo zaangażowali się w proces decydowania o lokalnych wydatkach stolicy. Ponad 2 tys. projektów to absolutny rekord wśród polskich miast. Dziękuję mieszkańcom Warszawy za ich aktywność – komentowała. Co ważne, do partycypacji udało się zachęcić zarówno młodych, jak i seniorów. Najstarszy wnioskodawca miał 92 lata, a najmłodszy – 14 lat. Osoby niepełnoletnie zgłosiły 13 wniosków. Urzędnicze sito Propozycje mieszkańców musiały jednak przejść urzędniczą weryfikację. Sprawdzano m.in. poprawność wypełniania formularzy i to, czy teren, na którym ma być realizowany projekt, jest własnością miasta, wreszcie dokładnie przeliczano koszty urzeczywistnienia danego pomysłu. Jeśli suma przewyższała kwotę przeznaczoną na konkretny obszar, projekt był odrzucany. Najwięcej wniosków odpadało właśnie z powodu źle określonej lokalizacji lub zbyt wysokich kosztów. W związku z tym nie obyło się bez zgrzytów. Część projektodawców twierdziła, że urzędnicy znacznie zawyżyli koszt realizacji pomysłu, co spowodowało jego odrzucenie. W kilku przypadkach po interwencji miejskich stowarzyszeń negatywną decyzję urzędników udało się cofnąć. Ostatecznie zaaprobowano 1390 projektów. I właśnie spośród nich przez dziesięć dni, od 20
Tagi:
Wiktor Raczkowski