Warto być paranoikiem? – rozmowa z prof. Krzysztofem Korzeniowskim
Dwa lata po katastrofie smoleńskiej myślenie paranoiczne chyba się nieco zmniejszyło, ale trudno przypuszczać, że radykalnie wygasło Prof. Krzysztof Korzeniowski – psycholog społeczny w Pracowni Psychologii Politycznej Instytutu Psychologii PAN oraz Wyższej Szkole Zarządzania i Prawa im. Heleny Chodkowskiej, w 2010 r. opublikował książkę „Polska paranoja polityczna. Źródła, mechanizmy i konsekwencje spiskowego myślenia o polityce”. Rozmawia Paweł Dybicz Skoro paranoja polityczna nie jest chorobą, to czym jest? – Prywatną, czasem określaną jako naiwna, teorią polityki. To widzenie polityki bierze się z istotnych osobistych doświadczeń, które znajdują odzwierciedlenie gdzieś w naszej pamięci, zwykle głębokiej, nieuświadamianej. I te wizje paranoikom mają dawać odpowiedzi, co jest naturą wszechświata czy świata, jak one są zbudowane, jakie są relacje między nimi oraz ludźmi. A co odróżnia paranoika od reszty społeczeństwa? Jakiego typu myślenie, zachowanie? – Jest kilka wyróżników, o tym pisali Robert Robins i Jerrold Post, którzy zaprezentowali wzór mentalności czy też umysłowości paranoicznej. To myślenie jest zbudowane na podejrzliwości, związanej z przebiegłością, przeświadczeniem, że życie nie jest takie, jakie jest na powierzchni, tylko pod nią jest jakiś ukryty sens, który należy odnaleźć i zinterpretować lub przeinterpretować. Stąd się bierze poszukiwanie ukrytych znaczeń. Jeżeli prawdą jest, że ponad 50% Polaków wierzy w rządy niezidentyfikowanych potężnych sił, międzynarodowe spiski itp., czy to nie zahacza już o stan chorobowy? – Te ponad 50% było jednorazowym wynikiem badań wykonanych pół roku po katastrofie smoleńskiej, kiedy obserwowaliśmy wiele niecodziennych zachowań. To był wyraźny skok, bo parę lat wcześniej takich postaw było znacznie mniej, wtedy ok. 30% Polaków wierzyło w tego rodzaju spiskowe teorie. Być może to ponadpięćdziesięcioprocentowe natężenie przekonań paranoidalnych było chwilowe, poza tym do stwierdzenia, czy coś jest, czy nie jest chorobą, potrzebne są stałe badania i tzw. normy, w tym wypadku – porównania ze światem. Takich badań nie robimy. Gdyby przyszło panu wyróżnić typy paranoików politycznych, według czego by ich pan podzielił? – A dlaczego miałbym ich dzielić? Bo przecież się dzielą, część uważa, że rządzi nami międzynarodowa mafia, część, że masoni, część, że Żydzi, inni, że Putin, a jeszcze inni… – Odróżniłbym paranoję polityczną od szczegółowych przekonań o konkretnych spiskach. Paranoja polityczna to jest zgeneralizowane przekonanie, że polityką, historią, światem rządzą spiski i jacyś niezidentyfikowani spiskowcy, w każdym razie ich identyfikacja nie jest sprawą pierwszoplanową. Oczywiście wśród paranoików są tacy, którzy starają się rozszyfrować tych knowaczy i spiskujących, a mogą być tacy, którzy tego nie robią, bo wystarcza im wiedza, że spiskowcy są wszędzie. Czy dwa lata po katastrofie smoleńskiej możemy mówić, że myślenie paranoiczne gaśnie? – Nie mam na to żadnych dowodów, wyników badań, ale myślę, że chyba się nieco zmniejszyło, jednak trudno mi przypuszczać, że jakoś radykalnie wygasło. Jest pewna grupa osób – licząca jakieś 20%, ale nie więcej niż 30% społeczeństwa – które czują się wyalienowane, wyobcowane, są negatywnie nastawione do świata i niemal wszędzie widzą spiski. Te procenty odpowiadają poparciu PiS, są porównywalne z jego elektoratem. Wielu badaczy wyraża opinię, że poglądy na świat, poglądy polityczne się dziedziczy. Potwierdza się to w przypadku paranoików? – Dzięki badaniom prowadzonym przez psychologów, którzy obserwują mentalność polityczną dzieci i rodziców, rodzeństwa, w tym bliźniąt jedno- i dwujajowych, można już dochodzić do pewnych wniosków. Np. u osób, które mają ten sam genotyp, napotykamy podobną mentalność polityczną. Szczególnie przekonujące są takie podobieństwa, jeżeli trafimy na bliźnięta jednojajowe, które się wychowywały w różnych środowiskach. Generalnie powiedziałbym, że posiłkując się choćby wynikami badań profesorów Urszuli Jakubowskiej i Włodzimierza Oniszczenki, można mówić o obserwowaniu dziedziczności pewnych postaw politycznych, ale dopiero kiedy dzieci osiągną pełnoletniość czy raczej dojrzałość. A jeśli rodzice mają paranoidalne poglądy? – Jedna z moich magistrantek badała postawy matek, ojców i ich dzieci i okazało się, że nie było żadnej korelacji pomiędzy postawami społeczno-politycznymi rodziców i dzieci, które były w wieku tużprzedmaturalnym. Co również zaskakujące, nie było zbyt wiele podobieństw między małżonkami, z jednym wyjątkiem, a mianowicie paranoi politycznej. Okazało się,