Prof. Stanisław Obirek – antropolog kultury, teolog, historyk, publicysta, były jezuita Zastanawiam się nad pewnym rodzimym fenomenem. Nad terminem „Polak katolik”. Doszło u nas do stopienia się Kościoła z państwem czy też z narodem. Potrafisz wytłumaczyć, jak do tego doszło, że powstała jakaś inna tożsamość niż czysto religijna czy też czysto narodowa? – Jest to konstrukt kulturowy, z którym wielu rodaków ma uzasadniony kłopot, no bo przecież nie wszyscy są katolikami czy nawet chrześcijanami. Polacy od wieków należeli do różnych religii, byli i są też tacy, którzy swoją tożsamość określają w opozycji do wszelkiej religii. Jednak mimo tych zastrzeżeń coraz więcej socjologów religii przyjmuje, że diada „Polak katolik” trzyma się mocno. (…) Czy ten silny niewątpliwie stop istniał u nas od zawsze, to jest od momentu zawiązania się naszej państwowości? Czy też pojawił się w jakimś konkretnym momencie? – Jestem skłonny przyznać rację tym, którzy twierdzą, że to jednak stosunkowo nowe zjawisko. Myślę, że da się taką cezurę nawet dość precyzyjnie wskazać. Trzeba pamiętać, że w tysiącletniej tradycji naszej państwowości tożsamość była budowana z części składowych. Musimy też zwrócić uwagę na uwarunkowania geopolityczne, a więc kontekst zewnętrzny. Polska zawsze leżała na skrzyżowaniu różnych kultur, narodów. W Polsce mieszkali Ruteni, Białorusini, Litwini, Niemcy, Holendrzy, Włosi, Węgrzy, Czesi – to była duża część arystokracji, szlachty; do XIV w. te składowe kształtowały naszą tożsamość. No tak. Polacy nie mieli problemu z tym, żeby pragmatycznie wybrać na króla Litwina, Francuza, Węgra czy Szweda. – Zwrot zaczął się dokonywać jeszcze przed ingerencją z zewnątrz. Mam na myśli tzw. potop, czyli wojny ze Szwecją w połowie XVII w., oraz powstanie Chmielnickiego, a więc również wiek XVII. Nawiasem mówiąc, ten XVII w. i pamięć o nim ma niewiele wspólnego z historią. To czysta mitologia stworzona przez uwodzicielskie pisarstwo „ku pokrzepieniu serc” Henryka Sienkiewicza. Obawa przed obcym i specyficzna religijność przychodzą razem z ostrą retoryką kontrreformacyjną, czyli z jezuitami – choć nie w pierwszych dziesięcioleciach działalności tego zakonu, który w dużym stopniu był złożony z obcokrajowców. Dopiero gdy rodzima szlachta zastąpiła „obcych”, zakon stał się ostoją sarmatyzmu, podobnie jak cała ta grupa społeczna. W strukturze naszego mieszczaństwa dominowali Niemcy. To nikomu nie przeszkadzało, ale jezuici, chcąc umocnić katolicką tożsamość, zaczęli nimi po prostu Polaków straszyć, bo przecież Luter wyszedł z Niemiec. (…) Mniej lub bardziej świadomym prekursorem powstania określenia „Polak katolik” był kard. Stanisław Hozjusz. (…) W jego czasach dokonał się dość zaskakujący zwrot w myśleniu Polaków. – Oto coś, co było udziałem Polaków w dorobku myśli europejskiej, zostało wyparte i zapomniane – mam tu na myśli choćby braci polskich – stało się przedmiotem stygmatyzacji. Wpływ braci polskich na myśl europejską, choć nigdy go dokładnie nie zbadano, był znaczący. Bracia po Soborze Trydenckim mocno się zradykalizowali, poszli w kierunku odrzucenia dogmatów, jakichkolwiek autorytetów z zewnątrz. Powiadali: to mój rozum, mój umysł jest jedyną instancją krytyczną i poza tym nie ma innych granic. No i dokładnie w tym samym czasie pojawiły się w Polsce owe fundamentalistyczne tendencje głoszące, że każdy, kto podważa autorytet Kościoła, musi być odrzucony. Radykalna zmiana wobec wizji jagiellońskiej. – To jest właśnie ten moment, kiedy upada idea jagiellońska. Hozjusz, można się zastanawiać, z jakich powodów, zmienia wówczas front. (…) Pojawia się kolejny wielki mit: Polaka, który broni chrześcijaństwa. – To oczywiście historia w dużym stopniu już dzisiaj zmitologizowana, ale prawdą jest, że tak powstał mit antemurale christianitatis, Polski jako przedmurza chrześcijaństwa. To przedmurze miało ochronić Polaków czy też katolików nie tylko przed nawałą turecką, osmańską czy islamską. W myśleniu XVI-wiecznych katolików również prawosławie było zagrożeniem; potem wrogami stali się protestanci. A więc niebezpieczni mogli być niemal wszyscy. Potop to spotęgował. – Nie pamiętamy o tym, ale ten szwedzki zalew w dużym stopniu sprowokowała fatalna polityka Wazów, przede wszystkim Zygmunta III Wazy, który nigdy nie zrzekł się tronu szwedzkiego. I to było dla Szwedów irytujące, bo Szwecja przeszła do obozu protestanckiego i obawiała się, że jezuicki król, jak