Wassermann, czyli kto?

Wassermann, czyli kto?

Ostra psychoza i dezorganizacja pracy prokuratury – takie „zasługi” Zbigniewa Wassermanna wymieniają jego krakowscy koledzy po fachu Kim jest Zbigniew Wassermann? – tym pytaniem od zeszłego tygodnia żyje niemal cała Polska. Bo choć poseł PiS już od kilku lat jest bardzo aktywnym politykiem, tak naprawdę niewiele o nim wiadomo. Zadanie sportretowania jego osoby utrudnia postawa dawnych kolegów po fachu. Przygotowując się do pisania tego tekstu, próbowaliśmy namówić na rozmowę wielu prokuratorów. Większość na dźwięk nazwiska Wassermann odkładała słuchawkę, inni, bardziej rozmowni, zastrzegali anonimowość. Za każdym razem pojawiał się ten sam argument – Wassermann gra o tekę ministra sprawiedliwości. I jeśli ją dostanie, nie odpuści. Na początek pytaliśmy, czym polityk PiS zajmował się przed 1989 r. On sam w oficjalnym życiorysie podaje, że od 1972 r. pracował jako prokurator. Zapewnia przy tym, iż „nigdy nie był związany z żadną formacją polityczną”. I tyle. Tymczasem… – Wassermann w ramach autokreacji staje do walki politycznej na życiorysy – mówi Stanisław Iwanicki, były zastępca prokuratora generalnego, dziś prokurator IPN. – Jak na kogoś z ponadtrzydziestoletnim prokuratorskim doświadczeniem to niezbyt zrozumiała postawa. Znacznie precyzyjniej ujmuje to pani prokurator, która na początku lat 90. pracowała z Wassermannem w Prokuraturze Wojewódzkiej w Krakowie: – Skoro taki z niego demokrata, to dlaczego wybrał posadę prokuratora? Dlaczego się nie zwolnił? Przecież prokuratura lat 70. i 80. była jedną z najbardziej reżimowych instytucji! Wstyd o tym mówić, ale nasycenie dyspozycyjnymi szumowinami było w niej przeogromne. Nie widział tego, nie drażniło go to? Najwyraźniej nie, skoro pod koniec lat 80. Wassermann, dziś kreujący się na męża zaufania, oskarżał w procesie politycznym działaczy krakowskiego KPN. Chodziło o dwóch studentów, którzy – jak napisał w akcie oskarżenia – „11 października 1988 r. (…) na terenie Studium Wojskowego UJ, używając przemocy, uniemożliwili zapewnienie prawidłowego przebiegu zajęć wojskowych”. A ściślej – wyrzucili z sali oficera, który blokował drzwi, nie pozwalając wejść studentom protestującym przeciw obowiązkowi szkolenia wojskowego. Po latach jeden z filarów PiS tłumaczył, że do śledztwa zmusili go przełożeni. A oskarżonych i tak sąd uniewinnił. Dlaczego jednak zamiast umorzyć sprawę, Wassermann sporządził akt oskarżenia? – Prokurator musi działać na zasadzie legalizmu i jeśli jakiś czyn wypełnia znamiona przestępstwa – to musi postawić zarzut i oskarżyć – tłumaczył się przed trzema laty dziennikarce „Gazety Wyborczej”. Tyle że po skandalicznych wybrykach Wassermanna w Komisji Śledczej trudno uwierzyć w jego zamiłowanie do legalizmu. Chyba że przyjmiemy, iż prokurator Wassermann z końca lat 80. był bardziej pryncypialny niż poseł Wassermann 16 lat później… Źródło konfliktu Wróćmy do oficjalnego życiorysu polityka PiS. Wynika z niego, że od 1989 do 1991 r. był zastępcą szefa Prokuratury Wojewódzkiej w Krakowie. Następnie zaś czytamy: „Zostałem zawieszony w czynnościach na sześć miesięcy po moich wywiadach w prasie, w których ujawniłem nieprawidłowości w prokuraturze dotyczące zaniechania prowadzenia śledztw w sprawach przestępczej prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych i zbrodni komunistycznych (sprawy Pyjasa i Włosika)”. – Bzdura! – komentuje wspomniana już pani prokurator. – Wassermann to człowiek chory na władzę. Odkąd znalazł się w wojewódzkiej, próbował wysadzić z siodła swojego zwierzchnika, dziś sędziego Sądu Najwyższego, Józefa Skwierawskiego. A że za szefem murem stanęła niemal cała załoga, rozpoczął wojnę ze wszystkimi. Wkrótce w firmie zapanowała ostra psychoza. A w wydziale bezpośrednio nadzorowanym przez Wassermanna praktycznie nie było mowy o żadnej konstruktywnej robocie. Ówczesny minister sprawiedliwości, Wiesław Chrzanowski, nie miał problemów ze znalezieniem winnego… – Na początku lat 90. do ministerstwa wpłynął ponadstustronicowy raport autorstwa Wassermanna – wspomina Stanisław Iwanicki. – Wynikało z niego, że w krakowskiej prokuraturze dokonuje się całej masy nadużyć i nieprawidłowości. Wysłano tam 12-osobowy zespół składający się ze świeżo zweryfikowanych prokuratorów. Ich kontrola niczego takiego nie wykryła. Za to doświadczyła panującej tam atmosfery. Uznano, że skoro wewnętrzny konflikt dezorganizuje pracę prokuratury, trzeba usunąć jego źródło. I stąd decyzja o zawieszeniu Wassermanna. Potem zaś, w 1993 r., przeniesiono go do Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, na fotel rzecznika prasowego i prokuratora nadzorującego okręg kielecki. Taki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 50/2004

Kategorie: Kraj