Rozmowa z prof. Janem Ciechanowskim, żołnierzem AK, uczestnikiem powstania warszawskiego Jeżeli stale będziemy zadzierać z Rosją i Niemcami, to nie dziwmy się, że wielu poważnych Europejczyków mówi, że Polska jest państwem sezonowym – Panie profesorze, jak wygląda polska polityka zagraniczna widziana z Londynu? Jak pan na nią patrzy? – Trzeba powiedzieć o dwóch okresach, wyraźnie je oddzielić. Do czasu wejścia Polski do NATO i Unii Europejskiej sprawy były jasne i oczywiste. Wszystkie gabinety, które w tym czasie rządziły Polską, chciały, abyśmy jak najszybciej znaleźli się w tych organizmach. Wejście do NATO gwarantowało naszą niepodległość, a wejście potem do UE dawało i daje możliwość rozwoju europejskiego i na dłuższą metę modernizacji kraju. Kiedy jednak znaleźliśmy się w tej natowsko-unijnej rodzinie, spoczęliśmy na laurach, zatraciliśmy orientację, za bardzo nie wiedząc, co należy dalej czynić. Można nawet powiedzieć, że się trochę pogubiliśmy, bo gdzieś od 2005 r., już po wejściu do UE, zaczęto w Polsce ją krytykować, co więcej, zaczęto mówić o jakiejś przemożnej roli Niemiec w Unii, które miałyby zagrażać Polsce. – W czym to się wyraża? W niezrozumieniu do końca roli i znaczenia Unii? – To na pewno, ale jeżeli mówimy o Unii, to musimy zdać sobie sprawę, że jej siłą motoryczną jest tzw. porozumienie niemiecko-francuskie. Hiszpania jest daleko, Anglia jeszcze nie wie, czy jej przyszłość jest w kontynentalnej Europie, czy na Atlantyku. Włochy nie są do końca stabilnym krajem i dlatego stosunki pomiędzy Paryżem, Berlinem i Warszawą powinny być jak najściślejsze. – Ale pamięta pan, że na myśl o tzw. Trójkącie Weimarskim dostaliśmy biegunki. – My dwaj nie, ale tamten incydent jest znamienny. NAJSŁABSZE OGNIWO – W Trójkącie Weimarskim jesteśmy najsłabszym ogniwem i Niemców mogą drażnić nasze zachowania względem nich, to nasze wtrącanie się do ich decyzji rządowych, choćby w stosunku do Eriki Steinbach. – Wiadomo, że nie da się uniknąć zatargów, ale do tej pory, jeżeli popatrzymy na oficjalną politykę rządu niemieckiego, widzimy, że RFN nie chce ani zmiany granic, ani powrotu wypędzonych do Polski. Niemcy nie dążą też do żadnych rewindykacji. I dopóki ich polityka rządowa jest tego rodzaju, pani Steinbach może mówić różne rzeczy, ale my nie powinniśmy podnosić larum z jej powodu i patrzeć na naszego zachodniego sąsiada poprzez pryzmat jej osoby. Proszę zauważyć, jak Niemcy odnoszą się do tego, co mówi ks. Rydzyk i jemu podobni. Politycy niemieccy nie reagują, bo wiedzą, że mają oni poparcie w niewielkiej grupie społecznej. – Obserwując naszą politykę, można odnieść wrażenie, że to nie Unia jest dla nas najważniejsza, ale Stany Zjednoczone. – To poważny błąd polskiej polityki zagranicznej. Owszem, podpisana niedawno umowa, która określa zasady pobytu amerykańskich żołnierzy w Polsce, ma znaczenie, ale nie łudźmy się, że to jest najistotniejszy gwarant naszej niepodległości i że to jakoś niebywale wzmacnia naszą pozycję w UE. Widać, że nasi politycy nie biorą sobie do serca tego, co kiedyś powiedział prof. Zbigniew Brzeziński, iż dla USA Polska nigdy nie będzie miała najważniejszego znaczenia w Europie, bo głównym partnerem Stanów będą Niemcy. To chyba oczywiste. Brzeziński zna Amerykę i kiedyś do pewnego stopnia kierował jej polityką zagraniczną, a i dziś ma na nią niemały wpływ. On wie, co mówi, więc po co te mrzonki o naszym wielkim znaczeniu dla Ameryki? Porównywaniu nas do Izraela? Przecież my nie mamy tak strategicznego z punktu widzenia Stanów położenia jak Izrael, nie mówiąc już o jego lobby w USA czy posiadanym przez Żydów kapitale. W tym miejscu chciałbym podkreślić, że powinniśmy utrzymywać dobre stosunki z Izraelem, choćby z tej prostej przyczyny, że przez długie wieki Rzeczpospolita była domem większości Żydów europejskich, a Polacy żydowskiego pochodzenia zawsze odgrywali poczesną rolę w naszym życiu gospodarczym, w naszej kulturze i polityce, np. Julian Tuwim, Antoni Słonimski czy Bronisław Geremek. Dlatego może wskazane byłoby uhonorować Polaków odznaczonych przez Yad Vashem polskimi odznaczeniami państwowymi, aby te stare polsko-żydowskie związki podkreślić oraz oddać hołd ludziom, którzy z narażeniem własnego życia ratowali od śmierci w niemieckich obozach zagłady swych bliźnich żydowskiego pochodzenia. – Jeżeli wspomniał pan o prof. Brzezińskim, warto przypomnieć, że on w książce „Wielka szachownica” pisał, że Polska może być liderem w rejonie. Wydawało się, że tak się dzieje,
Tagi:
Paweł Dybicz