Wiadomo, że nic nie wiadomo

Wiadomo, że nic nie wiadomo

Niby za wiele jeszcze w tej kampanii wyborczej się nie dzieje, a mimo to sytuacja robi się coraz ciekawsza. Coraz trudniej o sensowną prognozę wyników, bo im bliżej 9 października, tym więcej pojawia się scenariuszy. I jeśli czegoś w nich przybywa, to niewiadomych. Doszło do takiej sytuacji, że nic z tego, co wcześniej przewidywano, nie jest już pewne. Żelazny faworyt i murowany do niedawna zwycięzca, czyli Platforma Obywatelska, znajduje się w coraz większych opałach. Czym wprawia w zdumienie głównie własne zaplecze kadrowe i beneficjentów ostatnich rządów, którzy zbyt dosłownie zrozumieli słowa premiera, że PO nie ma z kim przegrać. I pewnie wbrew intencjom samego Tuska tak sprawowali mandat władzy w rozmaitych urzędach, agencjach czy spółkach skarbu państwa, że podlegli im pracownicy marzą o zmianie. Do tego, by mieć realny obraz, jak zarządzano majątkiem państwowym i jakie są kompetencje ludzi, którzy to robili z nominacji PO, nie trzeba wielkich badań. Nieudolność i często, najdelikatniej mówiąc, niefrasobliwy stosunek do wydawania pieniędzy publicznych połączone z butnym przekonaniem, że każdego można bezkarnie oszukać, doprowadziły do takiego stanu nastrojów i oczekiwań, że nie będzie płaczu, jeśli ludzie z tej formacji wylecą z posad. Rządząca partia nie miałaby tak dużego kłopotu, gdyby rozmaite patologiczne sytuacje były tylko incydentami. Niestety, jest źle. Ciągle brakuje skutecznych instrumentów powstrzymywania apetytów ludzi, którzy trafiają do kolejnych partii, byle tylko były przy władzy, i nie patrzą przy tym na nazwy, kolory ani ideologie, lecz wyłącznie na własny interes. Przewrócił się na tym parę lat temu SLD. Ale nie nauczyło to kolejnych ekip wstrzemięźliwości i ostrożności w powierzaniu posad ludziom, których powinno się trzymać z daleka od kasy. Szarańcza kadrowa jest u nas niezwykle skuteczna. Tak jest i tak będzie, dopóki możliwe są powszechnie stosowane praktyki obsadzania wyłącznie swoimi ludźmi, i to drogą niby-konkursów (!), rad nadzorczych i zarządów spółek. Jeśli państwo stało się łupem polityków, musi tracić autorytet. Nikt rozumny nie zaakceptuje przecież sytuacji, w której ludzie trafiają do instytucji państwowych mimo braku kompetencji i kwalifikacji moralnych. Nie jest to oczywiście tylko efekt działania ostatniego rządu. Świetny pomysł zbudowania fachowej służby cywilnej trzymającej w ręku nici coraz bardziej złożonej materii administracyjnej skutecznie rozwalały kolejne ekipy. Od prawicy do lewicy i znowu prawicy. Choroba znajomości rozlała się po Polsce. Od parlamentu do gminy. Niech młody człowiek spróbuje dziś znaleźć jakieś zajęcie bez wsparcia rodziny czy znajomych. „Nie znasz tam kogoś?”. To pytanie równie częste jak „Co słychać?”. A że za chwilę są wybory, to robimy rozmaite przeglądy programów i obietnic. Co, kto i komu obiecał? I co z tym zrobił? Gdyby była dziś w Polsce jakaś struktura polityczna, która nie miałaby się czego wstydzić, to za chwilę wygrałaby wybory. A że takiej jeszcze nie ma, to czeka nas nerwowa końcówka kampanii. A wybór i tak będzie między szarym a szarym. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 38/2011

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański