W Stalowej Woli za 15 mln zł Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wybudowała piękny wiadukt. Tylko nie ma do niego jak dojechać Inwestycja za 15 mln zł w Stalowej Woli prezentuje się wspaniale. Potężny, ponaddwustumetrowy wiadukt nad Trasą Podskarpową można podziwiać od początku lutego już w całej okazałości. Cóż z tego, skoro nie ma do niego dróg dojazdowych. Nowa budowla zyskała już nawet nazwę wiaduktu znikąd donikąd. Z tym powiedzeniem nie zgadza się kierownik budowy, Aleksander Łysiak z krośnieńskiej firmy Mota-Engin. – Wiadukt przyczyni się do rozwoju miasta, otworzy drogę na tereny pod zabudowę – twierdzi. – To najładniejszy wiadukt, jaki do tej pory wykonywałem, pięknie wkomponowany w otoczenie, jeden z dwóch najdłuższych w województwie podkarpackim. Przecież lepiej jest coś wykonać wcześniej, niż później latami na to czekać. Kierownik zapewnia, że wiadukt jeszcze ładniej będzie się prezentował na wiosnę. Do tej pory, jeżeli pozwoli na to temperatura, zostanie pomalowany, na schodach będzie położona żywica. Cały czas trwają prace. Można podziwiać, a nie jeździć Żadnych zastrzeżeń co do wyglądu samej inwestycji nie mają także mieszkańcy. – Roboty szły szybko, sprawnie, aż miło było patrzeć – przyznaje pan Stanisław Karnat, który mieszka w pobliżu wiaduktu. – Trwały niespełna rok. Tylko podziwiać, że tak ładnie, solidnie to zrobili. – Na razie to tylko taka ozdoba, na pokaz – dodaje Teodor Chyła. Inni też uważają, że wiadukt pasuje do otoczenia, jest na czym wzrok zatrzymać. Na tym jednak chwalenie się kończy, bo obecnie ta wspaniała budowla nie spełnia swojej funkcji. Na pierwszy przejeżdżający tędy samochód trzeba czekać dobre kilkanaście minut. – Z wiaduktu korzystam po raz drugi – mówi kierowca, którego udaje nam się zatrzymać na chwilę. – Może za rok, dwa coś tutaj się zmieni. Gdyby od strony Sanu powstało osiedle domków, byłby stamtąd piękny wyjazd na miasto. Kiedy powstanie i czy kiedykolwiek powstanie, nie wiadomo. Na razie stoi tam zaledwie kilka domków. – Czy ten wiadukt był potrzebny? – zastanawia się Helena Kułaga, która niemal sąsiaduje z wiaduktem. – Może i był, władza pewnie to wie. Dla nas to tylko utrudnienie. Mam chore nogi, gdzie ja po takich schodach wysoko wejdę? Młodzi to jeżdżą tu całymi popołudniami na rowerach albo wrotkach. Pani Helena nie przypuszcza, by droga dojazdowa szybko powstała. Do pobliskiej wsi Karnaty to może i za 20 lat dotrze. Tak jak z kanalizacją. Rury w ziemi są, a ludzie nie mogą się doczekać zrobienia przyłączy do domów. – To samo będzie z tą drogą – przewiduje. Stefan Zdyb i Bronisław Kochan obserwują wiadukt od strony Sanu. – Może tu dojść do nieszczęścia – obawiają się. – Nagle zjazd po kątem 90 stopni rozgałęzia się w dwa przeciwne kierunki i wychodzi na polną drogę. Wystarczy chwila nieuwagi i samochód ląduje na barierkach. Mało tego, spada ze skarpy i nieszczęście gotowe. Droga się wydłużyła, zamiast skrócić Mieszkańcy żalą się, że z wiaduktu nie ma zjazdu na drogę główną, trzeba jechać aż do krzyżówki z ulicą Brandwicką. Gdy chcą się dostać chociażby do kościoła, zamiast pokonać 500 m, muszą robić 2 km. Wszystko byłoby dobrze, gdyby z drugiej strony wiaduktu można było dojechać do szkoły, supermarketu i gdyby zrobić połączenie z rondem w Rozwadowie. Na razie na to się nie zanosi. Od strony Rozwadowa znajdują się działki, które należą do ponad 20 właścicieli. Część z nich zgadza się na sprzedaż, inni zdecydowanie protestują. Gdyby nawet udało się dojść z nimi do porozumienia, Urząd Miasta w Stalowej Woli nie ma środków na wykup gruntów, a tym bardziej na budowę nowej drogi. Planowane na ten cel pieniądze zostały przeznaczone na inne inwestycje. O bezsensie nowej inwestycji ludzie mogą mówić w nieskończoność. – Żyjemy tutaj tak, jakby w ogóle nie było żadnego wiaduktu – opowiada Grażyna Matuła z Zespołu Szkół Ekonomicznych, której gabinet wychodzi na świeżo powstałą budowlę. – Wiadukt widmo, ruchu tu nie uświadczysz. Ja sama przez ostatnie tygodnie widziałam tylko jeden ciągnik, który tędy przejechał. A i to była maszyna wykonawcy. O wiele bardziej wiadukt byłby potrzebny kilkaset metrów dalej w kierunku Sandomierza, w rejonie
Tagi:
Andrzej Arczewski