Stocznia Gdańska obok specjalistycznych statków chce produkować konstrukcje potrzebne na lądzie Gdy w Gdyni i Szczecinie niemal żałoba po statkach, które już tam, jak wiele na to wskazuje, nie będą budowane, w Gdańsku spora doza optymizmu. Od stoczniowego nabrzeża odpłynął „Geo Coral” – sejsmik, jak mówią zawodowcy, czyli bardzo specjalistyczny, nowoczesny statek, budowany na zamówienie stoczni Aas Mek. Verksted AS z Bergen. – To jednostka przeznaczona do skomplikowanych badań struktur skalnych dna morskiego w ramach poszukiwań złóż ropy naftowej i gazu – tłumaczy główny inżynier budowy, Karol Kasprzyk. To już kolejny taki statek zbudowany w Gdańsku po „Geo Celtic” i „Geo Carribean”, z tym że każda jednostka jest inna, a „Geo Coral” jest największy – 5 tys. DWT i po raz pierwszy w tej stoczni był budowany w nowoczesnym systemie semi tandem, w którym na jednej pochylni buduje się niemal jednocześnie dwa statki. Pozwoliło to skrócić czas prac z kilku miesięcy do dwóch i pół. Szybciej, szybciej… Czas budowy jest niezwykle ważny dla pracy stoczni, ponieważ w myśl dyrektywy Unii Europejskiej nasz zakład ma prawo zachować tylko jedną z dotychczasowych trzech pochylni. Teraz ten czas budowy musi być więc skrócony do minimum, by na pochylni zrobić miejsce dla następnej jednostki. Nie wdając się w techniczne szczegóły, statek, który zaprojektowano w Norwegii, zostanie wyposażony w bardzo precyzyjny, nowoczesny i skomplikowany sprzęt. Dla przykładu w jego wyposażeniu znajdują się m.in. cztery wciągarki sejsmiczne i sprężarki potrzebne do instalowania dział pneumatycznych. Wciągarki pozwolą holować za „Geo Coralem” tysiące metrów przewodów ze specjalnymi urządzeniami wyposażonymi w czujniki rejestrujące fale odbite od dna morskiego, a komputery pokażą na podstawie sygnałów płynących spod wody trójwymiarowy jego obraz, w tym złoża surowców energetycznych, jeżeli takie będą. Na statku może pracować 71 osób, jest tutaj lądowisko dla helikopterów, a nawet szpital polowy. – Ten statek, jak każdy z sejsmików, wymagał dopracowania projektowego, co wcale nie było łatwe, bo w tym, co przyszło z Norwegii, znaleźliśmy sporo błędów – mówi inż. Kasprzyk. – A mimo to powstał w najkrótszym czasie, co pokazuje, jak bardzo został unowocześniony proces produkcji w Stoczni Gdańskiej. Inż. Kasprzyk lubi podkreślić, że taki statek to ponad 4 tys. ton stali, kilometry kabli elektrycznych, rurociągów itd. Gdy jednak pytam, ile Norwegowie musieli zapłacić za tę jednostkę, zasłania się tajemnicą handlową. Restrukturyzacja boli – Stocznia musi na siebie zarobić – mówi na dzień dobry prof. Bożydar G. Meczkow, członek zarządu i dyrektor generalny Stoczni Gdańskiej, której głównym udziałowcem, posiadającym 75% akcji, jest koncern ISD z Donbasu na Ukrainie. Do Agencji Rozwoju Przemysłu, a więc do Polski, należy jedynie 25% stoczniowych udziałów. Ale zarówno strona ukraińska, jak i polska doskonale wiedzą, że zakład na jednej pochylni, jaka stoczni od stycznia 2010 r. pozostanie, może budować pięć-sześć statków rocznie, tyle, na ile pozwoliła Komisja Europejska, akceptując plan restrukturyzacji. Profesor bynajmniej nie rozdziera szat z powodu tego, że jedna pochylnia została już zamknięta, a druga dokona żywota z końcem roku. Ta pierwsza to stoczniowa „babcia”, miała już 120 lat, druga to trochę młodsza ciotka licząca lat 90. Ich utrzymanie w sprawności, gotowości do budowy statków wymagałoby ogromnych nakładów, jakich zakład by nie udźwignął. – Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło – konkluduje prof. Meczkow. – Postawiliśmy na nowoczesne metody budowy, wspomniany semi tandem, metodę coraz powszechniej stosowaną na świecie. Problem więc nie w liczbie pochylni, lecz w zamówieniach… Stocznia ma w tej chwili w budowie dwa kolejne sejsmiki i jeden statek dla Włochów, ale nowych zleceń nie widać. Stoczniowcy jednak liczą na kontrakty i bardzo zabiegają o pozyskanie zamówień. – Nie jest to problem wyłącznie polskiego przemysłu okrętowego. Borykają się z nim inne kraje europejskie, w tym Niemcy, którzy zmuszeni są zamykać swoje zakłady – tłumaczy dyrektor Meczkow, który w przemyśle stoczniowym pracuje od lat kilkudziesięciu, na stałe mieszka w Niemczech i tam m.in. zajmował się bolesną restrukturyzacją przemysłu okrętowego. Pracował na kierowniczych stanowiskach w stoczni w Warnemünde, wdrażał nowoczesne technologie produkcji okrętowej w stoczni w Papenburgu, współpracował
Tagi:
Krystyna Szelestowska