Widmo lewicy krąży po Polsce, ale to wciąż tylko widmo – rozmowa z prof. Andrzejem Mencwelem
Nasze społeczeństwo jest lewicowe. Tylko nie uświadamia sobie tego Prof. Andrzej Mencwel – publicysta, eseista, krytyk, historyk literatury i kultury. Autor m.in: „Etos lewicy. Esej o narodzinach kultury polskiej” (1990, 2009); „Przedwiośnie czy potop. Studium postaw polskich w XX wieku” (1997); „Wyobraźnia antropologiczna: próby i studia” (2006); „Rodzinna Europa po raz pierwszy” (2009). Wkrótce ukaże się nowa książka: „Stanisław Brzozowski. Postawa krytyczna. Wiek XX” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej). Etos lewicy – czy coś takiego istnieje? Gdybyśmy rozmawiali 75 lat temu, bylibyśmy zgodni – tak, istnieje! A dziś? – Dziś ten etos też istnieje, nadal działa, ale w rozproszeniu. Nie ma żadnego skupienia środowiskowo-twórczego, które by go rozwijało, nadawało mu bardziej powszechny charakter. Ale rozejrzyjmy się wokół! Przecież niezależnie od tego, jak identyfikuje się osobiście Jurek Owsiak z tysiącami współpracowników, to jest on ucieleśnieniem etosu lewicy. LEWICOWA ROBOTA Spotkałem się z krytyką Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – że taka działalność charytatywna jest złą rzeczą, gdyż zwalnia państwo z obowiązków. – Nieprawda! Takie myślenie to znieprawienie umysłowe, które zostało wprowadzone przez stalinowską etatyzację! Że wszystko ma być w jednych rękach i schodzić do dołu różnymi pasami transmisyjnymi. Otóż nie! Etos lewicy w pierwszym, podstawowym znaczeniu jest etosem emancypacji. To znaczy wybijania się na własną podmiotowość, czyli sprawczość. I tym się różni od etosu prawicy, który jest paternalistyczny i charytatywny. Nam nie chodzi o to, żeby zaopiekować się tymi, którzy mają gorzej, tylko żeby oni się podnieśli. Żeby wyszli na ulice, tak jak wychodzą wolontariusze Owsiaka, z wezwaniem solidarnościowym – nie ty jeden zrobisz karierę, nie ty jeden się przebijesz, tylko my wszyscy razem zrobimy coś dobrego. To jest znakomite! Jest charakterystyczne, że prawica nie może Owsiakowi tego wybaczyć. Dlaczego nie może mu wybaczyć? – Bo wie, że niezależnie od bezpośredniej identyfikacji politycznej i widowiskowego sztafażu jest to wielki ruch społeczny, zupełne inny niż manifestacja prawicy 11 listopada. Bo on naprawdę podnosi ludzi! Nie przeciwko komuś, tylko za czymś, ku czemuś lepszemu. Orkiestra jest też atakowana przez Kościół. – Bo nie jest przez nikogo kontrolowana i robi swoje. Jeśli tak można powiedzieć – ideałem lewicy jest taka sytuacja społeczna, w której zostały zdjęte odgórne kontrole. Oczywiście my wiemy, że istnieje państwo i je respektujemy, lewica jest partyjnie zinstytucjonalizowana, a jako taka jest od tego, żeby kontrolować, czy państwo spełnia swoje funkcje społeczne. Ale historycznie, u źródeł lewica dążyła do zniesienia państwa. Do tego, żeby spełniało jak najmniej funkcji, ażeby te funkcje były samorzutnie przejmowane przez ludzkie zrzeszenia. W związku z tym jest drastycznym błędem lewicy instytucjonalnej, czyli przede wszystkim SLD, że nie potrafiła się pozytywnie odnieść się do tzw. organizacji pozarządowych, czyli stowarzyszeń społecznych. Lewica, która nie umie się identyfikować z działalnością społeczną i nie pobudza jej, nie sprzyja, jest skazana na to, że będzie przybudówką polityczną i niczym więcej. Na styku SLD – organizacje pozarządowe widzę nieufność. – Nie trzeba zawierać jakiegoś paktu. Wystarczy, że SLD sobie powie – jeżeli jakaś organizacja ma wyraźny wizerunek społeczny i pobudza ludzką aktywność i odpowiedzialność, to jesteśmy za! Niezależnie od tego, czy oni do nas się przypisują, czy nie, gdyż naszym etosem jest tworzenie społeczeństwa obywatelskiego w pełnej jego treści. My zawsze jesteśmy za tym, żeby społeczeństwo stawało na nogi, a ludzie podnosili głowy. Gdziekolwiek to się dzieje, tam się robi lewicową robotę. Tak rozumowali ludzie lewicy przed I wojną światową, w II RP i zaraz po wojnie. Potem dopiero przyszło stalinowskie upartyjnienie wszystkiego, czego rezultaty wniesiono do III RP. CZYIM SPADKOBIERCĄ JEST SLD? A teraz? – Teraz jest pewna przeszkoda, która wiąże się z rodowodem SLD. Dotyczy to również tematu Polski Ludowej. Problem polega na tym, że SLD nie wie, czyim jest spadkobiercą. Postępuje ciągle tak, jakby był spadkobiercą partyjnego aparatu. Jeśli podejmuje kwestię oceny Polski Ludowej, to zajmuje go przede wszystkim dziedzictwo aparatu i kierownictwa partyjnego. Trzeba wreszcie skończyć z tym zasklepieniem będącym zaślepieniem. W naszym dziedzictwie narodowym aparat jest na końcu, a na początku jest społeczeństwo. Na początku są ci wszyscy, którzy w 1945 r., nie zważając na to, że przyszła armia,