Odbudowa Warszawy w przedwojennej formie była nie tylko nierealna, ale i bezcelowa Rozmawia Krzysztof Pilawski Kiedy po raz pierwszy zobaczyła pani Warszawę? – W 1936 r. przyjechałam na zaproszenie stryja, Maksymiliana Hubera, profesora Politechniki Warszawskiej, naukowca teoretyka mechaniki o międzynarodowej sławie. Mieszkałam wówczas w Tarnowie, uczyłam się w szóstej klasie gimnazjum. Jakie wrażenie zrobiła na pani stolica? – W Warszawie byłam turystką, stryjostwo oprowadzali mnie po najatrakcyjniejszych miejscach. Chodziłam po reprezentacyjnych, wielkomiejskich ulicach ze wspaniałymi sklepami: Marszałkowskiej, Alejach Jerozolimskich, Nowym Świecie, Krakowskim Przedmieściu. Pamiętam Ogród Saski, park Ujazdowski, Łazienki, Wilanów. Zwiedzałam Stare Miasto i Zamek Królewski – wówczas rezydencję prezydenta RP. Kamienice na staromiejskim rynku miały nowe polichromie, zaczynano odsłaniać mury obronne, jednak pozostała część Starówki zrobiła na mnie fatalne wrażenie: brud, zapuszczone domy obrośnięte budami, szopami, zamykanymi na kłódkę wychodkami. W zabytkowych kamieniczkach nie było kanalizacji, mieszkała w nich biedota. Stare Miasto dopiero po powojennej odbudowie stało się wizytówką Warszawy. Paryż Północy Poznała pani Warszawę lepiej po przyjeździe na studia architektoniczne w 1938 r. Czy stolica była „Paryżem Północy”? – Poruszałam się przede wszystkim w rejonie Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, w którym wtedy też mieszkałam. Znałam tę „lepszą” część Śródmieścia, między Starym Miastem a Belwederem, Ogrodem Saskim a placem Unii Lubelskiej. Ten fragment Warszawy miał charakter bogatej metropolii, jednak w Śródmieściu – wystarczy spojrzeć na szczegółowy plan miasta z tego okresu – dominowały wąskie, bardzo zagęszczone ulice z czynszowymi kamienicami, do których przyklejone były oficyny o gorszym standardzie i niższym czynszu. Kamienice i oficyny tworzyły podwórza studnie. Zapamiętałam bardzo wyraźne strefowanie pionowe kamienic – lokale w suterenach zajmowała biedota, partery przeznaczano na sklepy, a na pierwszym piętrze (tzw. piano nobile) znajdowały się najbardziej luksusowe mieszkania – zajmowali je bogaci lekarze, adwokaci, kupcy, wysocy urzędnicy. Im wyżej, tym mieszkania były skromniejsze; najskromniejsze – na poddaszach. Zupełnie jak w „Lalce” Prusa… – Także mieszkania w oficynach zajmowali ubożsi lokatorzy – okna wychodziły na wyasfaltowane podwórza studnie pozbawione światła słonecznego i zieleni. Niehigieniczne warunki życia to najbardziej charakterystyczne elementy Śródmieścia przedwojennej Warszawy. Podobne problemy miał Paryż – dlatego w XIX w. dokonano wielkiej przebudowy francuskiej stolicy, burząc tysiące starych kamienic, wytyczając szerokie bulwary. Ale pamiętajmy, że ówczesna Warszawa to nie tylko bogate Śródmieście, które poznałam względnie dobrze. Poza nim były wielkie dzielnice przemysłowo-robotnicze, jak Wola i Praga oraz tzw. Dzielnica Północna z ubogą, ortodoksyjną ludnością żydowską. W ostatnich latach międzywojennych powstawały willowe inteligenckie dzielnice mieszkaniowe na Saskiej Kępie, Mokotowie i Żoliborzu, a jednocześnie – biedackie osiedla barakowe na Annopolu czy baraki dla bezrobotnych przy Dworcu Gdańskim. Już w okresie międzywojennym zdawano sobie sprawę z zalet Warszawy i jej poważnych wad. Widziano m.in. konieczność udrożnienia systemu komunikacyjnego poprzez poszerzenie istniejących arterii i budowę nowych, poprawę warunków higienicznych, podniesienie standardu zabudowy przedmieść, likwidację enklaw nędzy na peryferiach. Powstawały koncepcje rozwoju Warszawy – np. „Warszawa Funkcjonalna” Szymona Syrkusa i Jana Chmielewskiego, a także plany przebudowy istniejącej struktury miasta. koncepcja pośrednia Gdzie zastał panią wybuch wojny? – W Tarnowie. Po dwóch latach przeniosłam się do Krakowa, podjęłam pracę w firmie budowlanej. Dowiedziałam się, że w Warszawie istnieje tajny wydział architektury. Pojechałam do stryja, żeby się dowiedzieć, czy to prawda, i zorientować w sytuacji. Dzięki niemu dotarłam do dziekana konspiracyjnego wydziału architektury, prof. Stefana Bryły, który skierował mnie do właściwych profesorów. Jednym z nich był prof. Jan Zachwatowicz. Dojeżdżałam z Krakowa na zaliczenia ćwiczeń, kolokwia, korekty projektów i egzaminy oraz po zadania projektowe. Po temat jednego z nich prof. Zachwatowicz wysłał mnie do swojego asystenta – Kazimierza Macieja Piechotki. W ten sposób poznała pani przyszłego męża. – Ponieważ dojazdy z Krakowa nie tylko były bardzo uciążliwe, lecz także groziły wpadką w czasie łapanki, Maciej namówił mnie do przeniesienia się do Warszawy. Przyjechałam 26 lipca 1944 r. Wybuch powstania zaskoczył mnie przy pomniku Kopernika.
Tagi:
Krzystzof Pilawski