Wydawnictwo zafundowało każdemu listonoszowi na prowincji rower. Dzięki temu mogli dowozić publikacje oficyny Lato 1944 r. to jedna z cezur w dziejach Polski. Oznaczało przede wszystkim kres okupacji, ale także z jednej strony konieczność, a z drugiej możliwość odbudowy normalnego życia. Czasami była to odbudowa, a czasami budowa od podstaw nowych instytucji, bo przecież Manifest PKWN zmienił zasadniczo ustrój państwa. Na te pierwsze powojenne lata zazwyczaj patrzy się przez pryzmat wielkiej polityki i najważniejszych procesów społeczno-gospodarczych (reformy rolnej i nacjonalizacji przemysłu) oraz walki politycznej o kształt młodej państwowości. Walki politycznej, ale też zbrojnej. To przesłania powrót do normalności na innych polach, w tym odbudowę życia kulturalnego, a był to proces niezwykle interesujący, realizowany ponadto w imponującym tempie i na ogromną skalę. Choć w oficjalnych deklaracjach nowych władz sprawy kultury nie zajmowały wiele miejsca, w praktyce działo się bardzo dużo. Tydzień po ogłoszeniu Manifestu Teatr 1. Armii Wojska Polskiego dał pierwsze okolicznościowe przedstawienie w Lublinie, niewiele później powstała pierwsza wytwórnia filmowa. Już 1 sierpnia można było obejrzeć pierwsze normalne przedstawienie – „Śluby panieńskie” Fredry. Jak mówił jego reżyser, Władysław Krasnowiecki: „Fraki i mundury mężczyzn były przerobione z kostiumów, które podarował nam moskiewski MChAT, sukienki uszyły sobie nasze panie z gazy opatrunkowej”1. Ruszyło radio, drukowane były pierwsze gazety. W miarę posuwania się wojsk radzieckich i polskich oraz wyzwalania kolejnych miast wszędzie rozpoczynały pracę instytucje kulturalne – teatry, wydawnictwa, czasopisma. Szczególne znaczenie – co widać wyraźnie z perspektywy lat – miała inicjatywa, która zrodziła się w Lublinie w kręgu osób skupionych wokół Jerzego Borejszy. Był on wówczas redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej”, oficjalnego organu PKWN. Działacz kulturalny z prawdziwego zdarzenia, publicysta, który już przed wojną zaznaczył swoją obecność nie tylko w wydawnictwach KPP (jej członkiem był od 1929 r.), ale też na łamach „Wiadomości Literackich”, „Skamandra”, „Czarno na Białem” czy lwowskich „Sygnałów”. W czasie wojny przebywał w ZSRR, gdzie krótko był dyrektorem Ossolineum, później dziennikarzem w prasie polskiej i działaczem Związku Patriotów Polskich, wreszcie majorem w 1. Armii Wojska Polskiego. Z jego inicjatywy 15 października 1944 r. doszło do powołania Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik. Borejsza został jej prezesem, a jego prawą ręką i osobą odpowiedzialną za pion wydawniczy była Zofia Dembińska (wdowa po niezwykle cenionym przez lewicę Henryku). Pozyskali oni dla nowo powstałej firmy szerokie grono ludzi o różnych poglądach politycznych i drogach życiowych, których przyciągnął program odbudowy polskiej kultury po wojennej katastrofie. Syn założyciela Czytelnika wspominał: „Dyrektorami w Czytelniku byli wówczas Czesław Kulesza i Kazimierz Mliczewski, pionierzy w tamtych czasach. Mój ojciec zgarnął ich z ulicy w Lublinie, gdy byli jeszcze w pasiakach z obozu na Majdanku”2. Szybko opracowano ambitną i niezwykle szeroką koncepcję organizacji, bo nie można nazwać tego przedsiębiorstwem, która oprócz wydawania prasy i książek oraz ich dystrybucji miała się zająć na szeroką skalę tworzeniem placówek oświatowych, promocją czytelnictwa i akcją odczytową. W jej ramach funkcjonowała również agencja informacyjna. Czytelnik rozrastał się błyskawicznie, budując swoje struktury w kolejnych wyzwalanych miastach. Po roku miał ponad 2 tys. pracowników i wydawał 10 dzienników oraz liczne inne czasopisma – były wśród nich „Życie Warszawy”, „Dziennik Polski”, „Rzeczpospolita”, a także „Przekrój”, „Szpilki”, „Przyjaciółka”, „Odrodzenie”, „Kuźnica”, „Twórczość”, „Problemy”. Formuła spółdzielni oznaczała nawiązanie do spółdzielczych tradycji polskiej lewicy, zwłaszcza PPS-owskiej, i pozwalała akcentować społeczny charakter i społeczną (a nie tylko propagandową) misję. Dembińska była już przed wojną związana z Warszawską Spółdzielnią Mieszkaniową (podobnie zresztą jak Bolesław Bierut, członek Rady Nadzorczej Czytelnika). Bo celem było nie tylko i nie tyle wydawanie książek i prasy, ile krzewienie czytelnictwa i edukacja mas ludowych; jak głosił dokument założycielski: „zaspokojenie potrzeb kulturalnych mas pracujących”. Nowatorską na gruncie polskim koncepcją było skupienie w jednym koncernie wydawania prasy i książek, drukarni i potężnego aparatu dystrybucyjnego, w którym znalazły się oczywiście tradycyjne księgarnie (po kilkunastu miesiącach było ich ponad 60), ale też różnego rodzaju kluby i inne formy masowego kolportażu, pozwalającego