Nami rządzi Londyńska Giełda, a nie telewizja lub gazety, które urabiają jakieś mętne opinie
Wiktor Błądek, prezes Zarządu KGHM Polska Miedź SA
– Startując w wyborach na członka zarządu, poddaje się pan dość ryzykownej próbie.
– To dla mnie żadne ryzyko. Przecież bez względu na wynik wyborów nadal będę robił to, co wcześniej zaplanowałem.
– Nie obawia się pan zbyt niskiej frekwencji? Może ona pokazywać nastroje załogi – nie tylko niechęć do wyborów, ale także brak akceptacji dla kandydata.
– Nawet jeżeli głosować będzie mniej niż 50% załogi, będę przekonany, że zrobiłem dobrze, startując w wyborach. Muszę kontynuować politykę, którą zacząłem, i chcę wykorzystać każdą szansę, która mi w tym pomoże. A jeśli chodzi o nastroje załogi, myślę, że mają niewiele wspólnego z tym, co wypisują niektóre gazety. Podobnie jest z kondycją KGHM. Na szczęście nami rządzi Londyńska Giełda, a nie telewizja lub gazety, które urabiają jakieś mętne opinie.
– Czy do tych mętnych opinii zalicza pan także informacje o płacach zarządu? O przygotowywanej podwyżce wynoszącej 230%?
– Oczywiście! Cała afera z płacami zarządu jest od kilku miesięcy nakręcana przez moich przeciwników politycznych.
– No tak, jak zwykle wszystkiemu winni są przeciwnicy polityczni… W polemice zgrany chwyt.
– W tym wypadku nie jest to żaden chwyt! Moi przeciwnicy nie mogą się pogodzić z tym, że zarząd kończy kadencję w sytuacji sukcesu firmy! Ubiegły rok zamknęliśmy zyskiem wynoszącym blisko 1,4 mld zł. Tymczasem poprzedni, solidarnościowy zarząd zostawił Polską Miedź z niebotycznymi długami, sięgającymi 2 mld zł. Brakuje argumentów, żeby dyskredytować zarząd, więc sięga się do populistycznych haseł, a do tego najlepiej nadają się płace zarządu. I to jest właśnie zgrany chwyt.
– A jeśli to sam zarząd zabiega o podwyżkę?
– Po raz kolejny powtarzam: to rada nadzorcza zleciła zarządowi opracowanie nowego systemu płac dla pracowników, którzy nie są zatrudnieni na zasadach zakładowego układu zbiorowego pracy. System powinien uzależniać wysokość pensji zarządu i managementu od wyników ekonomicznych firmy. Jeśli wartość spółki idzie w górę, to szefowie zarabiają więcej. Jeśli wartość spada, pensje lecą w dół, nawet do 40%! To po pierwsze. Po drugie, opracowanie systemu nie oznacza automatycznie przyznania podwyżek. Po trzecie, oświadczyłem na piśmie przewodniczącemu rady nadzorczej, że do końca mojej kadencji rezygnuję z wszelkich podwyżek. Jeżeli dostanę nowy angaż, z większą pensją, to nadwyżkę przekażę na rozbudowę stadionu Zagłębia Lubin i budowę hali sportowo-widowiskowej w Lubinie.
– To ile pan teraz zarabia?
– 47 tys. brutto, po odtrąceniu podatków biorę na rękę 21 tys.
– Dużo to czy mało?
– W porównaniu z pensjami prezesów innych spółek, które przynoszą zyski na poziomie KGHM, to rzeczywiście niewygórowana pensja.
– Jeśli nie uwzględni się nagród i innych dodatków… Trudno jednak się dziwić, że media tak skrupulatnie obserwują spółkę. KGHM należy do czołówki firm, które w Polsce przynoszą największe zyski.
– To dlaczego media tak skrupulatnie nie pokazują ekonomicznych wyników Polskiej Miedzi? Tylko naiwny nie rozumie, że medialna wrzawa podgrzewana przez niektóre gazety i telewizje służy bezpardonowej walce politycznej o przejęcie kontroli nad spółką. I nie dziwi mnie, że w tej kampanii, pełnej bezczelnych kłamstw i prymitywnych pomówień, prym wiodą niektóre lokalne media. Zabiegają o zasługi u przyszłego zarządu i już nie mogą się doczekać nagrody.
– Kończ waść, wstydu oszczędź – napisało o panu lokalne wydanie „Gazety Wyborczej”.
– I to właśnie pokazuje poziom tych publikacji. Gdyby redaktorzy czytali „Trylogię”, wiedzieliby, że powiedział to Kmicic do Wołodyjowskiego, bo mu było wstyd, że przegrywa w pojedynku. Ale gdyby tylko takie były kwiatki… Atmosfera jest taka, że mój syn, wracając ze szkoły, mówi: Tato, jak to jest? Dlaczego koledzy pytają mnie, czy ty kradniesz? A przecież to ja publicznie powiedziałem, że przepędziłem złodziei z Polskiej Miedzi. I jakoś do tej pory nikt nie zaskarżył mnie do sądu. To dwaj prezesi solidarnościowego zarządu mają po kilka spraw karno-sądowych, w niektórych już zapadły wyroki. To za czasów solidarnościowego zarządu przeznaczono 52 mln zł na dofinansowanie Telewizji Familijnej. To wtedy wyciekały grube miliony na inne wątpliwe przedsięwzięcia. Ja realizuję politykę inwestowania w region Zagłębia Miedziowego. Konkretny przykład: 4 maja uruchomiono w Miedziowym Centrum Zdrowia tomograf komputerowy najnowszej generacji. Natomiast w drugiej połowie czerwca placówka wzbogaci się o nowoczesny andiograf – łączny koszt tych urządzeń przekazanych w darze przez KGHM wynosi 11 mln zł. Będą one służyć nie tylko górnikom, hutnikom, pracownikom Polskiej Miedzi. Będą służyć mieszkańcom całego regionu.
– Powiedział pan: wyciekały grube miliony. Czy to znaczy, że zawiódł nadzór właścicielski?
– W firmie za dużo było polityki. Gdy wraz ze zmianą parlamentarnego układu nastał solidarnościowy zarząd, zostałem zdegradowany z funkcji dyrektora kopalni do stanowiska sztygara. Chciałem się podjąć tej roboty – nie bałem się, jestem górnikiem, wiele lat przepracowałem pod ziemią. Ale chyba się mnie bali, bo dostałem wilczy bilet! Zakaz wstępu na kopalnię! To trwało miesiące. Nie dałem się złamać. Za dużo jest wokół KGHM polityki, a właściwe brudnej polityki.
– Niektórzy przekonują, że w wypadku tak dużej firmy, strategicznej dla regionu i całego państwa, trudno oddzielić politykę od gospodarki.
– To są chyba ci politycy, którzy mają marne pojęcie o gospodarce. Politykiem nie byłem, nie jestem ani nie będę. Ja koncentruję się na zarządzaniu firmą, aby miała jak najlepsze wyniki ekonomiczne, aby miały z tego korzyści załoga i nasz region. To za mojej prezesury ceny akcji KGHM osiągnęły historyczne maksimum – 39 zł. Za czasów mojego zarządu zostały oddane wszystkie długi, jakie zrobił Krzemiński – prezes z solidarnościowego rozdania. Za mojej kadencji zaowocowały działania nastawione na poprawienie jakości i wzrost produkcji. Zysk za ubiegły rok sięgnął 1,4 mld zł. Firma spłaca długi i – używając potocznego języka – zaczyna pracować na górkę. Ja teraz szykuję kapitał na nowe inwestycje.
– Które są najważniejsze?
– Inwestycję podzieliłbym na dwie grupy: związane z bieżącą działalnością firmy, realizowane w perspektywie kilku lat oraz związane z jej przyszłością – w perspektywie kilkudziesięciu lat.
– Zacznijmy od tej krótszej perspektywy.
– Na przykład duże nakłady idą na wyminę parku maszynowego. Przez ostatnie pięć lat odnowiono tylko 7%, teraz odnawiamy 17%. Maszyn nie wolno eksploatować aż do fizycznego zużycia, każdy remont kosztuje i coraz bardziej przestaje się opłacać. Chcę zwrócić uwagę, że celem polityki inwestycyjnej jest nie tylko zwiększanie możliwości produkcyjnych, ale także tworzenie nowych miejsc pracy. Tak jest w przypadku inwestycji związanych z rafinacją ołowiu, uruchomieniem produkcji walcówki beztlenowej, kształtek i rur.
– Jakie są najważniejsze cele w perspektywie długofalowej?
– Dwa kierunki inwestycji: w kraju i za granicą. Przykładem inwestycji krajowych jest budowa „drugiego KGHM”. Głogów Głęboki to nasza podstawa do 2050 r. Jest on – jak my to mówimy – dokładnie rozjeżdżany, to znaczy rozcięty chodnikami.
Jeśli chodzi o zagranicę, trzeba kontynuować politykę ekspansji – musimy być obecni w Afryce i Ameryce Południowej, tam, gdzie są największe złoża, gdzie jest miedziowy pępek świata. Musimy się tam pchać, ponieważ są tam niskokosztowe pokłady rudy. Koszt produkcji w Chile lub w Peru jest prawie o 90% mniejszy niż u nas, w kopalni głębinowej. Kopalnie głębinowe są przeżytkiem, wystarczy odliczyć koszt budowy szybu, utrzymania i wentylacji.
– Co z tych zamorskich inwestycji będzie miała załoga?
– Odpowiedź jest prosta: przyszłość. Zyski zarobione w Kongu lub Peru będziemy przenosić na nasz grunt i tu musi powstać – co już zaczynam robić – całkiem nowa dziedzina przemysłu. Gdy miedź się skończy, przejdziemy do wytwarzania silników, elementów samolotów, maszyn i urządzeń, których produkcja będzie najbardziej opłacalna. Może będziemy sprowadzać koncentrat z zagranicy i topić złom, jak to robią inni. Gama możliwości jest olbrzymia. Tylko trzeba mieć kapitał. Dziś stać nas na inwestycje, które ten kapitał dadzą.
– Chyba właśnie ten kapitał, który wypracowuje załoga KGHM, rozbudza największe apetyty.
– Dlatego trzeba zapewnić stabilną politykę zarządzania naszym kapitałem.
– Jak to zrobić? Z jednej strony, Polskiej Miedzi grozi dalsza prywatyzacja, co już niektórzy politycy zapowiadają. A czym groziły próby prywatyzacji – pokazały niedawne lata. Z drugiej strony, kontrola skarbu państwa to zmiany zarządów co kadencja parlamentu: jak to mówi się w KGHM – desanty z Warszawy, Gdańska. Błędne koło?
– Wierzę, że nie dojdzie do prywatyzacji takiego dobra narodowego, jakim jest Polska Miedź. To złoże należy do całego narodu. Dlatego tak potrzebna jest społeczna kontrola nad poczynaniami zarządu, który musi reprezentować interesy firmy, załogi i regionu. Nie mogą dominować interesy politykierów. W zarządzie muszą być ludzie stąd, tę firmę trzeba czuć, mieć ją we krwi. Dlatego jestem kandydatem na członka Zarządu KGHM z wyboru załogi. Zdecydowałem się na to bez względu na wynik głosowania.
– Ale prasę obiegła informacja, że siedem central związkowych Polskiej Miedzi zaapelowało do załogi, aby zbojkotowała wybory.
– No tak, ja nie mogę komentować prawa o związkach zawodowych. Powiem tylko, że jedna z tych central liczy 22 członków, druga 99, a kolejne niewiele więcej. A moją kandydaturę zgłosił Związek Zawodowy Pracowników Przemysłu Miedziowego, który liczy ponad 10 tys. członków. W sumie te kanapowe centrale mają mniej członków niż przyzwoita górnicza organizacja związkowa tylko w jednej kopalni KGHM. Ale w gazetach to dobrze brzmi – siedem central związkowych wezwało do bojkotu… No i co? Czy dziennikarze tych gazet nie zadali sobie pytania, ilu członków mają te centrale? Jeśli nie zadali sobie takiego pytania, to źle świadczy o nich. Jeśli zdali sobie to pytanie i pozwolili na publikację artykułu – to świadczy o ich gazetach jeszcze gorzej! Apeluję: więcej rozwagi w kwestii Polskiej Miedzi, mniej polityki, a więcej troski o ludzi, którzy tu pracują, więcej troski o przyszłość ich rodzin, o przyszłość naszego regionu. Powiedziałem wcześniej: nie byłem, nie jestem i nie będę politykiem. Dlatego pytam polityków: czy jest granica, której nie wolno im przekroczyć?
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy