Wiecznie żywa suwalska ruda
Ekolodzy twierdzą, że długoletnia budowa kopalni rudy zabije mikroklimat Okolice Suwałk chociaż są piękne krajobrazowo, to jeden z najbiedniejszych regionów w kraju. Stąd odżywa tam co kilka lat temat kopalni rudy żelaza. Gdyby rozpocząć wydobycie złóż, region stałby się bogaty. Są też inne zdania, że należy raz na zawsze zapomnieć o rudzie. Czas rudomanii Dyskusja o złożach nie jest bez znaczenia. Wiertnicy 30 lat temu znaleźli w tej ziemi nikiel, miedź, kobalt, cynk, gal, bar, złoto, chrom, tytan i wanad. Szczególnie cenne i rzadkie są te dwa ostatnie, tak zwane pierwiastki strategiczne, niezwykle ważne dla lotnictwa czy astronautyki. Coraz częściej używa się ich w budownictwie i medycynie. Szacuje się, że gdyby wydobyć całą rudę, wyodrębnić tytan i wanad, będzie tego około 100 milionów ton. Zresztą sama ruda jest wysokogatunkowa, zawiera 27-30% czystego żelaza. Przy uruchomieniu kopalni można by zarobić na różnorodnych kamieniach ozdobnych. Tylko że metale zalegają przy Suwalskim Parku Krajobrazowym, który podczas eksploatacji byłby narażony na degradację. Niektórzy mówią, że rudę i tak trzeba będzie kiedyś wydobyć, bo na świecie skończy się przecież ruda tytanowo-wanadowa. Tymczasem polskie złoża stanowią 20% zasobów światowych. Już od początku było wiadomo, że suwalski anortozyt przyniesie ciekawe odkrycia. Dlatego w 1956 roku Jerzy Znosko i Jan Skorupa z Państwowego Instytutu Geologicznego w Warszawie zaczęli nad nim badania. W 1962 roku odkryli to, co wiemy dzisiaj. Ale w latach 60. wszystkich wystraszyło, że ruda zalega bardzo głęboko, od 800 do 2500 metrów pod ziemią. Mimo wszystko na początku lat 70., kiedy państwem rządził Edward Gierek, przyśpieszył tempo prac odkrywkowych. Kryzys lat 80., a także niechęć ekologów doprowadziły do wstrzymania prac. Dokładnie zbadano jedno złoże “Krzemianka”, nie wiadomo do końca, co tkwi w złożu “Udryń”. Państwowy Instytut Geologiczny oficjalnie zakończył badania w 1990 roku. – Instytut geologiczny zrobił swoje, udokumentował złoże, bo to było nasze zadanie – mówi Andrzej Ber, geolog. – O tym, czy kiedyś będzie tu wydobycie, zdecydują ekonomiści i władze państwa. Holding samorządowy O złożach i o związanych z nimi profitach kilka miesięcy temu zaczął opowiadać Jerzy Ząbkiewicz, przedstawiciel społecznego komitet “Samorządna Suwalszczyzna”. Organizacja ma promować suwalskie złoża. Ząbkiewicz kilka lat przebywał w Stanach Zjednoczonych. Jako górnika z wyższym wykształceniem zainteresowały go sposoby, jakimi Amerykanie wydobywają swoje złoża. – Można je zastosować również u nas. Są sposoby, które nie zniszczą przyrody – zapewnia. Ząbkiewicz obliczył, że budowa zakładu górniczego to wydatek kilku miliardów dolarów. Dlatego proponuje, by samorządy stworzyły spółkę akcyjną, której majątek stanowiłoby mienie komunalne najbliższych gmin i powiatów. Akcjonariuszem powstałego w ten sposób holdingu samorządowego powinien stać się również skarb państwa, który wniesie państwowe złoża rudy (obliczone na blisko 500 mld dolarów) oraz koncesję na ich wydobycie. W rękach holdingu i państwa pozostałoby 51% akcji, 49% należałoby wypuścić na polskie i zachodnie giełdy. Kapitał z ich sprzedaży posłużyłby do budowy nowoczesnej kopalni, minimalnie szkodzącej środowisku. – Samo złoże nie oznacza eldorado – przypomina Andrzej Ber z Państwowego Instytutu Geologicznego. – Ono jest bardzo cenne i warto je kiedyś ruszyć. Na razie jednak Rosjanie sprzedają tanią rudę, którą mają niemal na powierzchni. Mikroklimat suwalski Ekolodzy twierdzą, że na Suwalszczyźnie nie ma miejsca na kopalnię. Nie tylko miłośnicy przyrody obawiają się, że nie da się pogodzić wydobycia z utrzymaniem krajobrazu. – Kopalnia zostawi w przyrodzie na zawsze trwały ślad – mówi Beata Chełmicka-Bordzio z Suwalskiego Parku Krajobrazowego. – Byłaby to kompletna degradacja unikalnego kawałka przyrody w skali światowej. Tymczasem park to jedyny w swoim rodzaju teren zielony, który należy wykorzystać w turystyce. Ekolodzy ostrzegają, że budowa kopalni i drążenie wewnątrz ziemi naruszy wody powierzchniowe, że zaczną one spływać w niższe warstwy gruntu. Ingerencja w gospodarkę wodną spowodowałaby niedobór wody dla istniejącej obecnie zieleni. – Może kilkadziesiąt lat temu byłyby z tym problemy, ale nie dzisiaj. Gdy drąży się szyb górniczy – tłumaczy Ząbkiewicz – zawsze natrafia się na zbiorniki wodne, które istnieją wewnątrz