Czy nowy prezes zakończy kłótnię w ZASP Jedni się oburzają, inni zacierają ręce. Kazimierz Kaczor, były prezes Związku Artystów Scen Polskich, oraz Cezary Morawski, były skarbnik, zostali skreśleni z listy członków stowarzyszenia. Ta decyzja Prezydium Zarządu Głównego ZASP podzieliła środowisko aktorskie. Zwolennicy byłego prezesa nalegają na obecnego szefa związku, Olgierda Łukaszewicza, oraz prezydium, aby ją cofnęli, uzasadniając, że pozbawiony członkostwa Kaczor nie będzie mógł się bronić podczas zjazdu, który odbędzie się 24 marca, ponadto wcześniej został wybrany na delegata Teatru Powszechnego na ten zjazd. – Kwestionujemy sposób, w jaki władze ZASP obeszły się z prezesem Kaczorem – na lutowym zebraniu zarządu najgłośniej protestowała Małgorzata Talarczyk z gdańskiego oddziału. I wielu jej przytakiwało. Jednak z przyczyn formalnych zarząd główny nie mógł rozstrzygnąć sporu, gdyż Kaczor nie złożył odwołania od postanowienia prezydium. – Nie złożyłem, bo nie dostałem na piśmie uzasadnienia decyzji o wykluczeniu mnie z listy członków – mówi Kaczor. Uzasadnienie zostało przygotowane, mimo że statut go nie wymaga, gdy tylko jeden z prawników wrócił z podróży zagranicznej. – Mamy kłopot z doręczeniem. Wczoraj (8 marca) posłaliśmy je kurierem do p. Kaczora. Nie było go w domu, a żona p. Kaczora odmówiła przyjęcia przesyłki – wyjaśnia Łukaszewicz. Ostateczną decyzję poznamy 14 marca, na kolejnym zebraniu zarządu. Niektórzy artyści (m.in. Barbara Borys-Damięcka i Stanisława Łozińska) zapowiedzieli, że jeśli Kaczor zostanie wykluczony, zawieszą swoje członkostwo. Poszło o 5,5 miliona Bezpośrednią przyczyną obecnego sporu artystów jest zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, złożone w prokuraturze pod koniec lutego przez władze związku. Dotyczyło nieprawidłowości finansowych popełnionych w latach 1999-2002, gdy prezesem ZASP był Kazimierz Kaczor. Związek zainwestował wówczas 5,5 mln zł pochodzących z repartycji (czyli tantiem dla artystów) w remonty warszawskiej siedziby zarządu oraz Domu Artysty Weterana w Skolimowie (w planach inwestycyjnych było m.in. kupno 10 ha parku w Domanicach, z możliwością budowania pól golfowych). Na uwagę zasługuje fakt, że szczegóły inwestycji były objęte tajemnicą handlową – nie znał ich nawet przewodniczący Komisji ds. Repartycji. W protokole z posiedzenia tej komisji (20 marca 2000 r.) zapisano: „Prezes wyjaśnił, że do pierwszej grupy wtajemniczenia, w której są podejmowane decyzje strategiczne, należą cztery osoby: prezes, skarbnik, główny księgowy i dyrektor generalna”. Prawnicy, którym ZASP zlecił zbadanie sprawy, orzekli, że władze związku nie miały prawa dysponować funduszem z repartycji. Robiąc to, naruszyły wewnętrzne przepisy, ponadto część dokumentów została antydatowana. Z tych właśnie powodów 11-osobowe Prezydium Zarządu Głównego ZASP – bez głosu sprzeciwu – definitywnie postanowiło wykluczyć Kaczora i Morawskiego z grona swoich członków. „Zostały naruszone istotne interesy całej organizacji, ucierpiały wiarygodność i dobre imię ZASP. Poprzez swoją decyzję kierownictwo ZASP wyszło naprzeciw oczekiwaniu społeczeństwa na przywrócenie praworządności organizacyjnej. Koleżeństwo, a nawet przyjaźń nie mogą stać ponad prawem i stanowić usprawiedliwienia dla ignorowania prawa”, napisał Olgierd Łukaszewicz w oficjalnym oświadczeniu. W obronie dobrego imienia Łukaszewicz ma wielu przeciwników w środowisku artystycznym, i to nie tylko wśród zwolenników Kaczora. Rok temu część członków ZASP wystosowała oficjalny list, zwany Listem Jedenastu, do kolegów-związkowców, krytykujący postępowanie nowego prezesa. „ZASP znalazł się w głębokim kryzysie i pogrąża się w chaosie i destrukcji. Podejmowane są nieudolne działania reformatorskie (…), rozbudowuje się administrację, złożoną z mało kompetentnych, ale wiernych pretorianów. Próbuje się pozbyć odpowiedzialności za wszystko, co od dziesiątków lat pozostawało dumą i chlubą ZASP”, czytamy w liście podpisanym m.in. przez Zbigniewa Zapasiewicza, Maję Komorowską, Izabellę Cywińską, Damiana Damięckiego, Joannę Szczepkowską. Gustaw Holoubek i Erwin Axer wycofali swoje podpisy, tłumacząc, że nie znali treści całego listu, a zgodę na zamieszczenie swoich podpisów dali na podstawie ustnej prośby kolegów. Axer nawet napisał oświadczenie, że zarówno argumenty autorów listu, jak i jego forma są mu obce. Teraz Łukaszewicz domaga się przeprosin od sygnatariuszy listu, którzy narazili na zniesławienie jego osobiście oraz cały zarząd główny. – Mowy nie ma, żebym przepraszała – oburza się Izabella Cywińska. – List podpisałam świadomie, w trosce o losy ZASP. Każdy ma prawo mieć własny pogląd na działalność
Tagi:
Ewa Likowska