Stowarzyszenie sympatyków teleturnieju walczy o jego powrót do telewizji Nic nie wiedzieliśmy – mówi historyk prof. Tadeusz Panecki, przewodniczący jury „Wielkiej Gry” w latach 2001-2006. – O zakończeniu emisji dowiedzieliśmy się z mediów. Nagrywając w czerwcu 2006 r. kolejny odcinek, nie mieliśmy świadomości, że to ostatni. Gdyby prowadząca program Stanisława Ryster miała taką wiedzę, toby telewidzom coś powiedziała, przynajmniej pożegnała się z nimi, a tak wyszło niegrzecznie i arogancko. Eliminacje do kolejnych edycji były zaplanowane na lata, tematy, eksperci… i to wszystko zostało nagle przerwane. W portalu internetowym poświęconym grom telewizyjnym „dawid” zanotował: – „Do zobaczenia za dwa tygodnie”. Ostatnie słowa, jakie padły w tym teleturnieju. W takim momencie przerwać? Przecież jeszcze tyle odcinków miało być rozegranych, tyle tematów przedstawionych. Podziwiam geniusz pana Wildsteina. Wśród telewidzów i fanów teleturnieju zawrzało. Sławomir Wilichowski, prawnik z Łodzi, przygotował nawet pozew przeciwko TVP, bo jego zdaniem, doszło tutaj do złamania przyrzeczenia publicznego. – Po wakacjach miałem rozegrać drugą turę finału z tematu „Historia kultury starożytnego Egiptu”. Likwidacja programu przez władze TVP uniemożliwiła mi to – powiedział „Rzeczpospolitej”. Żąda 40 tys. zł, czyli tyle, ile wynosiła główna wygrana w finale. TVP tylko dla młodych? Piotr Gadzinowski, poseł SLD (w ramach podziału wpływów jest jedynym przedstawicielem lewej strony w Radzie Programowej TVP), podczas spotkania z zarządem, na którym był obecny prezes Bronisław Wildstein, zapytał, dlaczego program zniknął z anteny. – Otrzymałem odpowiedź, że teleturniej stracił na oglądalności – mówi. – Powiedziałem, że trudno utrzymać oglądalność, jeśli się program przenosi z niedzieli na sobotę i do tego na wcześniejsze godziny. Usłyszałem wtedy, że oglądają go ludzie starsi, powyżej 40 lat, a na tej grupie widzów telewizji nie zależy, bo nie jest atrakcyjna dla reklamodawców. – Przypomniałem zarządowi TVP – ciągnie poseł – że po pierwsze telewizja utrzymuje się w 30% z abonamentu, a ten płacą o wiele sumienniej ludzie starsi, po drugie zaś argument oglądalności nie powinien być ostateczny w telewizji, która nie jest komercyjna, ale misyjna. Zapytałem prezesa, czym ma się różnić telewizja publiczna od komercyjnej. Na to pytanie nie uzyskałem odpowiedzi. Poseł Gadzinowski we właściwy sobie sposób komentuje polemikę z prezesem Wildsteinem: – Władze z jednej strony apelują o płacenie abonamentu, nawet uprzedzają, że uruchomią lotne brygady, które będą sprawdzać to w prywatnych mieszkaniach, a z drugiej likwidują program, który oglądają ludzie starsi, płacący abonament. Mogę przypuszczać z kontekstu używanych argumentów, że dla TVP starsi to „komuchy”. – To kompletna bzdura – mówi Wojciech Goljat, siedmiokrotny zwycięzca turnieju i prezes stowarzyszenia miłośników „Wielkiej Gry”. – Teleturniej był bardzo neutralny politycznie. Na około 450 tematów, w jakich startowano w „Wielkiej Grze”, może trzy były „z poprzedniej epoki”, np. polski czyn zbrojny na Wschodzie, ale to też w końcu był fragment naszej historii. Jeśli temat dotyczył np. polskiej pieśni rewolucyjnej, to pytano o „Mazura kajdaniarskiego” z czasów Ludwika Waryńskiego, ale także o „Pierwszą brygadę”. Władza ma zawsze rację – Wysyłałem pisma do wszystkich ludzi, którzy mogliby jakoś zareagować na likwidację „Wielkiej Gry”, od pani prezes Kruk z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji poprzez przedstawicieli Rady Nadzorczej TVP, prezesa Wildsteina, ministra kultury Ujazdowskiego, do szefa MEN, Romana Giertycha – mówi prezes Goljat. – Nie zabrakło nawet pisma do prezydenta RP i premiera. W tych listach podnosiłem m.in. kwestię patriotyzmu, o którym się mówi, że jest zaniedbywany w szkole, w mediach itd. W „Wielkiej Grze” patriotyzm był obecny w swojej najbardziej praktycznej, szlachetnej formie. 40% tematów poruszanych w konkursie to było wychowanie patriotyczne, np. polscy pisarze, muzycy, królowie, nawet polskie pieśni patriotyczne. Ten program aż pęczniał od dumy z polskich osiągnięć. Nic z naszych pism nie wyszło, choć kilka osób, w tym minister Ujazdowski, odpisało. Program żył na antenie 44 lata, nigdy nie był apoteozą władzy, ale przypominał tamte czasy i należało się go pozbyć. To, co było mocną stroną TVP, zostało oddane komercji. Władze TVP nawet nie odpowiedziały stowarzyszeniu na piśmie. Uznały głosy niezadowolonych odbiorców za mało znaczący incydent. Poseł Gadzinowski
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz