Wielki ekobiznes

Nie lubimy firm, które kojarzą się z dewastacją środowiska naturalnego Znaczna część uczestników zeszłorocznego Szczytu Ziemi w Johannesburgu, także polskich, uważa, że odnotowano tam regres w dziedzinie międzynarodowych i światowych starań o zdecydowaną poprawę relacji człowiek-środowisko. Zdecydowane osłabienie działań wykonawczych w zakresie ochrony klimatu, nikły postęp w walce o czystą wodę do picia i kontrowersje przy realizacji właściwie wszystkich programów ochrony zasobów – różnorodności biologicznej, leśnych, wodnych oraz surowcowych. Fundamentalne spory o organizmy modyfikowane genetycznie oraz ekologiczne skutki globalizacji. Jednocześnie coraz wyraźniej słyszy się opinię, że czyste środowisko oferowane dzisiejszym bogatym powinno być dobrze opłacone tym, którzy jeszcze zachowują tereny prawie naturalne, a równocześnie odczuwają prawdziwą biedę. Jeśli świat stał się wioską, to sprawy jej dotyczące powinno się rozwiązywać bez prymatu mieszkających w jej centrum. Wiadomo, że najtrudniej o porozumienie w kwestiach finansowych. Wynika to choćby z różnic w skali dobrowolnych świadczeń na rzecz ekologii dysponowanych przez rządy niektórych krajów. Właśnie niektórych i właśnie z wielkimi dysproporcjami dotyczącymi konkretnego przeznaczenia tych środków. Bogaty świat chętniej posyła biednym swych ekspertów ekologicznych niż technologie produkcji energii odnawialnej lub linie utylizacji odpadów. Te wszystkie braki Johannesburg nie tyle ujawnił, ile potwierdził. Pilnie szukano sprzymierzeńca we wdrażaniu idei zrównoważonego rozwoju. Podczas obrad w Republice Południowej Afryki poważnie zabrzmiał głos o potrzebie zwiększenia roli biznesu w tym dziele. Oto rodzi się nowa sfera odpowiedzialności za stan i przyszłość przyrody oraz zdrowie – odpowiedzialność gospodarujących w środowisku. W Europie mamy już zupełnie nową instytucję zarządzania środowiskiem – pozwolenia zintegrowane, będące po prostu wynegocjowaną umową pomiędzy użytkującym środowisko (zakładem przemysłowym, usługowym, firmą wielobranżową, nawet instytucją) a społeczeństwem i służbami ochrony środowiska. To jednak nie wszystko. Nowoczesne i myślące raczej o trwałości niż o okazjonalnym zysku firmy szukają akceptacji swych poczynań na rynku także poprzez budowanie wizerunku ich przyjaźni dla przyrody, troski o słabszych i opieki nad nimi (chorymi, dziećmi, sferami niedostatku i degradacji ekologicznej), rozsądku w ingerencji w środowisko i krajobraz. Nie możemy tu podawać przykładów, by uniknąć posądzenia o kryptoreklamę, ale przecież wiadomo, że są, także w Polsce, firmy przodujące w działalności charytatywnej, również na rzecz środowiska. Zarówno te, których produkty dają się podciągnąć pod kategorię sprzyjających ochronie środowiska, jak i te, które praktycznie dostarczają „świeżych śmieci”. Powstają pytania o zasadność takich działań o charakterze społecznym, to znaczy pewnego zastępowania czysto technologicznych i technicznych zabiegów działaniami wspomagającymi inne dziedziny służące środowisku, w tym edukację i naukę. Wydaje się, że pod pewnymi warunkami można zaakceptować tę tendencję. Przecież u nas także funkcjonują umowy społeczne zawierane przy okazji uzgodnienia uciążliwych instalacji i obiektów infrastrukturalnych. Będzie zgoda na zakład utylizacji odpadów – będą środki na drogi, wodociąg, kanalizację, oświetlenie. Znajdą się nowe książki w szkolnej bibliotece oraz pieniądze na szkolną wycieczkę. Umowy takie mogą być potrzebnym załącznikiem do decyzji administracyjnych. A w przypadku przemysłu? Tu pytania się mnożą. Bo jaka forma ekologicznego sponsoringu jest najtrafniejsza? I którą można położyć na drugiej szalce wagi mierzącej straty i korzyści dla środowiska? Najprościej dać pieniądze wybranej z licznych organizacji ekologicznych i przeczytać sprawozdanie o tym, jakiemu szczytnemu celowi posłużyły. Nieco trudniej samemu uruchomić udaną akcję ekologiczną w rodzaju sadzenia ozdobnych krzewów czy porządkowania plaży. Zdecydowanie najtrudniej zdobyć się na długofalowe działania w otoczeniu firmy, zmierzające do systematycznej poprawy ładu przestrzennego, wzrostu zainteresowania mieszkańców likwidacją prostych zagrożeń i uciążliwości. Kolejną barierę trzeba pokonać, by prowadzić niezależne badania i oceny zmierzające do stałej redukcji negatywnych skutków środowiskowych związanych z funkcjonowaniem zakładu oraz wprowadzaniem na rynek produktów. Tu jest potrzebny rodzaj samokrytyki, może nawet ekspiacji. Trzeba przecież zdobyć się na zamianę hasła z „mój produkt jest ekologiczny” na „nasz produkt jest coraz mniej uciążliwy dla środowiska”. Dział promocji i marketingu, tak ważny w rozwiniętych firmach, powinien dbać o to, by gama działań na rzecz środowiska obejmowała wszystkie te formy. Najbardziej złożona sytuacja występuje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 42/2003

Kategorie: Ekologia