Nie dzielmy przedwcześnie skóry na łupkowym niedźwiedziu Oczywiście, słuszny jest pogląd, że bogactwa naturalne nie dają żadnej gwarancji dobrobytu. Przekonują o tym przykłady wielu krajów Trzeciego Świata, zasobnych w rozmaite cenne surowce, ale klepiących biedę. Takiej gwarancji dobrobytu nie da nam więc również eksploatacja gazu łupkowego. Z drugiej strony, jeśli kraje zamożnej Północy mają jakieś cenne złoża, to naturalnie je wykorzystują. USA i Wielka Brytania wydobywają przecież własną ropę, Dania czy Holandia sięgają po gaz, Niemcy kopią węgiel brunatny. Nie ma więc powodów, by i Polska nie skorzystała z szansy rozwojowej, jaką jest w stanie stworzyć gaz łupkowy. Problem w tym, że organizacja wydobycia gazu łupkowego w naszym kraju może bardziej przypominać Trzeci Świat niźli świat już rozwinięty. I niestety, wiele wskazuje na to, że w Polsce powtórzy się scenariusz znany choćby z Indonezji, gdzie na zboczach Carstensza, najwyższego szczytu Australii i Oceanii, Amerykanie zbudowali w latach 70. ogromną kopalnię miedzi i złota. Kopalnia jest w zasadzie obszarem eksterytorialnym. Rząd indonezyjski ma w niej wprawdzie 9% udziałów, ale praktycznie żadnego wpływu na to, co się dzieje z wydobywanymi surowcami i z bezpowrotnie przekształcanym środowiskiem naturalnym. Podobny scenariusz byłby w naszym kraju niby logiczny, bo przecież jako jeden z najbiedniejszych członków Unii Europejskiej wciąż jesteśmy unijnym Trzecim Światem. Czy to znaczy jednak, że nie powinniśmy się starać – niezależnie od tego, jak to górnolotnie brzmi – o to, by Polska wydobywała polski gaz i zarabiała na nim? Bo tak się jakoś składa, że niezależnie od ustroju rosyjski gaz eksploatuje rosyjska firma, duński – duńska, brytyjską ropę – brytyjska, polską miedź – polska itd. Kombinat KGHM powstawał pod koniec lat 50., kiedy było oczywiste, że naszą miedź będzie wydobywać jedna państwowa firma. Teraz są inne czasy, należymy do unijnego wspólnego rynku, panuje swoboda inwestowania i prowadzenia działalności gospodarczej, prawo nie zezwala na dyskryminowanie zagranicznych przedsiębiorstw ubiegających się o koncesje. I to one będą grały pierwsze skrzypce w łupkowej orkiestrze. Daleko do konfitur Narzekamy niekiedy, że rozmaite decyzje gospodarcze są u nas przewlekane, za długo się dyskutuje, niepotrzebnie dzieli włos na czworo. Tymczasem w przypadku koncesji na poszukiwania gazu łupkowego decyzje zapadają wręcz piorunem. Ledwo usłyszeliśmy, co to takiego w ogóle ten gaz łupkowy, a już się okazało, że Ministerstwo Środowiska, wedle stanu na początek września, przyznało 101 koncesji i cały czas wydaje następne. I że większość z nich zdobyły firmy zagraniczne, przeważnie amerykańskie (nie sugerujmy się polskimi nazwami, firma Strzelecki, mająca na razie trzy koncesje, też jest amerykańska). PSL-owskie, a więc ceniące polską własność, Ministerstwo Środowiska jeszcze w ubiegłym roku podkreślało, że z 224 koncesji udzielonych dotychczas w Polsce na wydobywanie ropy i gazu aż 222 uzyskali polscy przedsiębiorcy, w związku z czym w żaden sposób nie można by postawić zarzutu, że nasz kraj oddaje swoje złoża podmiotom z kapitałem zagranicznym. Tymczasem w przypadku poszukiwań gazu łupkowego proporcje są odmienne. 29 koncesji dla Lotosu, PGNiG i Orlenu (z tym, że Orlen udostępnia swoje koncesje partnerowi kanadyjskiemu w zamian za możliwość szukania gazu łupkowego w Ameryce). Reszta – dla firm zagranicznych. Być może to odwrócenie proporcji nastąpiło dlatego, że poszukiwanie tradycyjnego gazu i ropy jest w Polsce obarczone wielkim marginesem niepewności i trudno mieć nadzieję na uzasadnioną gospodarczo eksploatację. W przypadku gazu łupkowego szanse na sukces są zaś nieporównanie większe. Im bliżej więc do konfitur, tym trudniej dopchać się do nich polskim przedsiębiorstwom, które muszą oddawać pole zagranicznym konkurentom. Wiadomo, że poszukiwanie i dokumentowanie złóż to działalność kosztowna, stać na nią tylko firmy silne kapitałowo, a w dodatku można niczego nie znaleźć i okaże się, że jedynymi wygranymi będą skromni, bezimienni urzędnicy z resortu środowiska, biorący udział w procesie przyznawania koncesji. Ministerstwo Środowiska cały czas podkreśla przecież, że na razie jeszcze nie odkryto ani nie udokumentowano żadnych złóż gazu łupkowego w Polsce i jak dobrze pójdzie (czyli wyniki poszukiwań będą pozytywne, a eksploatacja uzasadniona ekonomicznie), najwcześniej za 10-15 lat mogłoby się rozpocząć wydobycie. Wydaje się jednak, że ogromne zainteresowanie poszukiwaniami w Polsce i rozmaite optymistyczne
Tagi:
Andrzej Dryszel