Wielka Brytania należy do krajów, które pandemia COVID-19 dotknęła najmocniej. Zmarło ponad 40 tys. osób. Wśród wytłumaczeń, dlaczego śmiertelność per capita okazała się na Wyspach jedną z najwyższych, pojawiają się powszechna otyłość oraz kiepski ogólny stan zdrowia obywateli. Potwierdzają to statystyki. 63% Brytyjczyków ma nadwagę, a 31% jest klinicznie otyłych. Wskaźnik masy ciała przekracza u nich 30. Dla mężczyzny mającego 180 cm wzrostu to waga co najmniej 98 kg. W oficjalnych statystykach da się znaleźć miasta, gdzie otyłość dotyka ponad 70% dorosłych, jak w robotniczym Doncaster. Jako przyczynę wskazuje się zamiłowanie do gotowych dań z supermarketu, których jakość jest wątpliwa, a wartości odżywcze znikome, ale nie tylko. Rządowe dane podkreślają, że przyczyną co szóstego przedwczesnego zgonu na Wyspach jest brak aktywności fizycznej. Rząd postanowił właśnie zająć się jednym i drugim i zorganizować wielkie odchudzanie. Władze mówią, że chodzi o profilaktykę przed drugą falą pandemii i zadbanie o wydolność systemu opieki zdrowotnej. Argumentują, że im lepszy będzie ogólny stan zdrowia Brytyjczyków, tym mniej pojawi się ciężkich przypadków i tym łatwiej lekarze zapewnią opiekę potrzebującym. Argumentację wspierają wyniki nowych badań, które pokazują, że otyłość zwiększa ryzyko zgonu z powodu COVID-19 o prawie 50% i znacząco podnosi ryzyko wylądowania na oddziale intensywnej opieki medycznej. Jednocześnie poprawa kondycji mieszkańców Wysp ma zapewnić wytchnienie budżetowi publicznej służby zdrowia, która dziś tylko na leczenie cukrzycy typu II wydaje 5-10 mld funtów rocznie. Ta druga liczba to niemal 10% całego budżetu służby zdrowia. Wyliczono nawet – takie dane podawał minister zdrowia i opieki społecznej Matt Hancock – że gdyby każdy otyły Brytyjczyk zrzucił teraz 2,5 kg, kraj na opiekę zdrowotną wydałby w ciągu pięciu najbliższych lat o 100 mln funtów mniej. Postanowiono więc zadbać o profilaktykę. Opracowano kompleksowy plan wielkiego narodowego odchudzania, w którym kluczowe są dwa elementy. Po pierwsze, rząd planuje do 2030 r. połowę mieszkańców przesadzić na rowery, a już dziś zadbać, by jak najwięcej osób zamieniło cztery kółka na dwa. Po drugie, chce zadbać o ich dietę. Bez cukierków przy kasie Boris Johnson plan narodowego odchudzania ogłosił po swojemu. Najpierw powiedział, że kiedy z powodu COVID-19 trafił na intensywną terapię, był zbyt gruby. A później dodał, że zabrał się za siebie i zrzuca kilogramy, biegając z psem. „Najlepszą rzeczą w bieganiu rano jest wiedza, że nic gorszego nas już tego dnia nie spotka”, zachęcał do pójścia w swoje ślady. Jednocześnie podkreślał, że rząd nie chce być nadopiekuńczy i nikogo do odchudzania nie będzie zmuszać. Być może dlatego, że jeszcze jako publicysta Johnson naśmiewał się ze wszystkich kampanii społecznych mających na celu poprawę zdrowia publicznego. Zdanie zmienił dopiero, tak przynajmniej mówi, na OIOM-ie, kiedy się okazało, że dodatkowe kilogramy przybliżają go do śmierci. Sama kampania pozostaje w zgodzie z brytyjskim charakterem narodowym, który najbardziej ze wszystkiego nie lubi przesady. Najwięcej uwagi poświęcono reklamom niezdrowych produktów. Jedzenie o dużej zawartości tłuszczu, cukru lub soli nie będzie mogło być reklamowane w telewizji przed godz. 21, kiedy oglądają ją dzieci. Konsultacjom zostanie poddany też plan całkowitego zakazu reklamy takich produktów w internecie. To odpowiedź na dane, które pokazują, że reklam niezdrowego jedzenia jest w telewizji najwięcej wtedy, kiedy ogląda ją dużo dzieci, oraz badania dowodzące, że reklamy tego rodzaju mają znaczący i negatywny wpływ na dietę młodych ludzi. Zajęto się także marketingiem w sklepach i zaplanowano liczne ograniczenia w eksponowaniu słodyczy, czipsów oraz reszty śmieciowego jedzenia. Najciekawszy jest zakaz ich sprzedawania w okolicach wejścia i – to znacznie ważniejsze – kas. Wprowadzono go, ponieważ policzono, że prawie połowa produktów leżących przy kasach w brytyjskich supermarketach to jedzenie niezdrowe. Oprócz tego pojawi się zakaz promowania takich produktów metodą: „Kup jedno opakowanie, drugie dostaniesz gratis”. Rząd będzie chciał zachęcać, by zamiast tego pojawiło się więcej promocji na owoce i warzywa. Na razie nie wiadomo, jaki dokładnie ma pomysł, by to osiągnąć. Dużo uwagi zostanie też poświęcone informacjom, które otrzymują konsumenci. Wszystkie
Tagi:
Tomasz Borejza